Futbol, judo, obcięty kucyk i polskie pochodzenie. Poznaj finalistę Ligi Europy z Sevilli

WP SportoweFakty / Damian Filipowski
WP SportoweFakty / Damian Filipowski

- Mój syn nie był supertalentem. Nikt w niego nie wierzył, może nawet on sam. Ale pojawił się polski trener Joachim Marx i postanowił, że zrobi z niego profesjonalnego piłkarza - mówi Chris Kolodziejczak, ojciec Timothee, gracza Sevilli.

4-letni Timothee Kolodziejczak. Zdjęcie zrobione telefonem Samsung Galaxy S7 Edge
4-letni Timothee Kolodziejczak. Zdjęcie zrobione telefonem Samsung Galaxy S7 Edge

Zdjęcia zrobione telefonem Samsung Galaxy S7 Edge

18 maja obrońca stanie przed szansą obrony pucharu Ligi Europy, który rok wcześniej wywalczył na Stadionie Narodowym w Warszawie. - To był wzruszający, piękny moment. Timothee dokonał tego w miejscu, gdzie kiedyś stał Stadion Dziesięciolecia, gdzie ja biegałem po murawie. Oglądając transmisję w telewizji, miałem poczucie, że tam, daleko jest mój człowiek - wspomina Joachim Marx. 18 maja znów zasiądzie przed telewizorem. Jego "Timo" być może zagra w finale z Liverpoolem (20.45).

Zmiany demograficzne, bezrobocie i exodus młodych

Lens, niewielkie miasto w północnej części Francji, chore na punkcie futbolu. Mieszka w nim 35 tys. ludzi, a na mecze drugoligowego Racingu przychodzi tyle samo. - To religia. Nikt nie może się z nami równać  - mówi Sylvain Robert, lokalny mer. Młodych ludzi ubywa jednak z roku na rok.
- Jesteśmy jednym z najbiedniejszych regionów we Francji. Po zamknięciu kopalni ludzie masowo emigrują do większych ośrodków. Młodzież nie widzi perspektyw - opisuje Eugeniusz Faber, były piłkarz Ruchu Chorzów i RC Lens.
Ma rację, to miasto starzejącego się społeczeństwa. O czasach prosperity i boomu imigracyjnego przypominają jedynie wielkie, górnicze hałdy. Obraz jak z Górnego Śląska. - I tak tu się też czujemy. Jak u siebie - dodaje Faber.

Szansą dla części młodych ludzi jest futbol i znakomita szkółka piłkarska RC Lens. Ale kilka kilometrów dalej, pod miastem, w Lievin funkcjonuje centrum Francuskiej Federacji Piłkarskiej. To tu w wieku 13 - 15 lat trenują młodzi piłkarze, chodzą do szkoły, mieszkają w internacie i przygotowują się do wielkich karier. - Są wyrywani klubom z regionu nastawionym na wynik i zysk. Przez dwa lata od poniedziałku do piątku pracujemy nad ich techniką, siłą i sprawnością fizyczną. To pomysł Gerarda Houlliera, który wiedział, że kluby często przetrącają kariery młodym ludziom w newralgicznym momencie, bo myślą o wynikach a nie o rozwoju - mówi Joachim Marx. Sam był dyrektorem pionierskiej placówki w latach 1995 - 2006. Dziś odwiedza ją sporadycznie. Witany jest przez swoich współpracowników jak król.

ZOBACZ WIDEO Nemanja Nikolić: czy zostanę w Legii? Szanse oceniam 50/50 (Źródło: TVP)

{"id":"","title":""}

"Chłopiec o chudych nóżkach" przyjęty przez Polaka

To właśnie do Lievin w 2004 roku trafił Timothee Kołodziejczak. - Był wtedy przeraźliwie chudy, bo intensywnie rósł. Na testach wypadł słabo, grał jako skrzydłowy. Miałem dylemat. Przyjąć go czy nie? - wspomina Marx. - Przesądził sentyment do ojczyzny. Dziadek "Timo" urodził się w Polsce, więc postanowiłem, że dam mu szansę. Inni trenerzy nie byli zadowoleni i chyba zaczęli posądzać mnie o nepotyzm - uśmiecha się były piłkarz i trener RC Lens.

Chris Kolodzjeczak, ojciec Timothee. Zdjęcie zrobione telefonem Samsung Galaxy S7 Edge
Chris Kolodzjeczak, ojciec Timothee. Zdjęcie zrobione telefonem Samsung Galaxy S7 Edge

Kolodziejczak przyszedł na świat w 1991 roku w Arras. Jego matka pochodzi z Martyniki, ojciec jest Francuzem. Prowadzi firmę zajmującą się nieruchomościami w centrum Lens na Rue Victor Picard. Wita nas z wielką otwartością. Na parterze domu, w którym mieszka, znajduje się biuro - bardziej przypominające pokój fana futbolu niż miejsce spotkań z klientami. Na ścianach wiszą koszulki z nazwiskiem Kolodziejczak oraz kalendarz Olympique Lyon. Na tablicy korkowej wycinki z prasy dotyczące syna. Na górze Chris urządził piękne, 200-metrowe mieszkanie. To w nim ogląda mecze Sevilli. Jest dumny za każdym razem, gdy widzi "Timo" na boisku.
[nextpage]
- Łączą nas szczególne relacje - opowiada. - Codziennie do siebie dzwonimy. Poczekajcie, spróbuję teraz się z nim skontaktować. Sięga po telefon, ale Kolodziejczak junior nie odbiera. - Pewnie śpi, ma siestę. Wieczorem grają z Granadą. Ale na pewno oddzwoni, bo to grzeczny chłopak i słucha się ojca - żartuje. Chris wspomina, że Jochim Marx miał decydujący wpływ na karierę jego syna, bo pomógł mu uwierzyć, że da radę. Dwa lata spędzone w szkółce w Lievin wzmocniły go psychicznie i zahartowały. To był ważny czas, bo polski trener postanowił zmienić pozycję "Timo" na boisku. Przesunął go ze skrzydła do defensywy, widząc w nim potencjał na klasowego obrońcę.

6 - letni Timothee Kolodziejczak
6 - letni Timothee Kolodziejczak

- Widzicie, wszystko dzięki Polakowi. Polska to integralna część historii rodziny. Mój ojciec urodził się w Krakowie, syn wywalczył najważniejsze trofeum w karierze w Warszawie na Stadionie Narodowym - mówi Chris. - Spędziłem wtedy tydzień w waszej stolicy, choć przyjechałem na dwa dni. Zakochałem się w mieście od pierwszego wejrzenia. Niebawem wrócę - deklaruje.
Wspomina czas, w którym otrzymał list od Polskiego Związku Piłki Nożnej w sprawie powołania syna do reprezentacji młodzieżowej. - Był napisany po polsku i nic nie rozumieliśmy, bo nikt z żyjących w rodzinie nie mówi już w tym języku. Poszliśmy więc do Joachima Marxa, by pomógł nam w tłumaczeniu. Ale "Timo" nie chciał wyjeżdżać, bo już wtedy występował w reprezentacji Francji. Nie znał ani jednego słowa po polsku, to byłoby nieuczciwe i nierozsądne.

List po Polsku od PZPN, tłumaczenie i odmowa

List z PZPN przyszedł w 2008 roku, kiedy "Kolo" występował we francuskiej kadrze do lat 17. Sięgnął z nią po wicemistrzostwo Europy. Wystąpił w pięciu meczach turnieju, strzelił gola w półfinale z Turcją, później wykorzystał rzut karny w serii jedenastek. Ale w ostatnim starciu nie zagrał. Francja została zmiażdżona przez hiszpańską armadę i przegrała 0:4. Alexandre Lacazette, Gael Kakuta czy Clement Grenier nie byli w stanie sprostać fenomenalnym rywalom. - Był to jednak wielki sukces. Mój przyjaciel, który wówczas razem ze mną oglądał te mecze, powiedział, że jeśli Francja awansuje do finału, to obetnie swoją brodę i kucyk. Zrobił to przy mnie, dziś trzymam ten skalp w szafie - pokazuje Chris Kolodziejczak. - Medal też mam. Podobnie jak koszulkę "Timo" z tamtego spotkania i jego trykot z Lyonu, gdzie przeszedł za 3,5 miliona euro.

Po udanym turnieju "Kolo" miał propozycję z Manchester United, rozmawiał nawet z sir Alexem Fergusonem, ale zdecydował się na transfer do Olympique. Uważał, że to rozsądniejszy, spokojniejszy ruch. W Lyonie miał zastąpić mistrza świata z 2006 roku Fabio Grosso, ale grał niewiele. Dręczyły go kontuzje, zespół Claude Puela wchodził w gorszy cykl po siedmiu mistrzostwach Francji wywalczonych z rzędu. Kiedy Jean-Michel Aulas zwolnił trenera, ten zabrał Kolodziejczaka do OGC Nice. Tam "Timo" rozwinął się na tyle, że legendarny dyrektor sportowy Sevilli Monchi kupił go po dwóch latach za 4 mln euro. Stał się częścią kolonii francuskich piłkarzy w jednej z najlepszych drużyn w Europie.

Mateusz Święcicki (WP Sportowe Fakty) i Chris Kolodziejczak
Mateusz Święcicki (WP Sportowe Fakty) i Chris Kolodziejczak

- Dziś jest szczęśliwy, gra w konkurencyjnej drużynie, pełnej znakomitych piłkarzy. Ostatnio rzadziej występował w Lidze Europy, ale Unai Emery wie, co robi. Dba o jego rozwój. Ma dopiero 25 lat - mówi Chris Kolodziejczak. - Od najmłodszych lat kochał piłkę nożną i był maniakiem. Kopał ją codziennie, po kilka godzin. Daliśmy mu wolną rękę, mógł wybrać judo, ale zadecydował się na futbol. Jego wujek, Jacques, jest znakomitym judoką i prowadzi klub w Billy Montigny. Po sezonie spotykamy się w trzech na sali. Oczywiście "Timo" zawsze przegrywa w pojedynkach z nami. Jest za słaby, to jednak inne pokolenie.

W trakcie naszej rozmowy z Kolodziejczakiem seniorem dzwoni telefon. - To Timo - ożywia się Chris. Włącza rozmowę video i energicznym głosem rozpoczyna codzienną rutynę. - Ty jeszcze w łóżku? Mam gości z Polski, robią o mnie reportaż, jesteś dziś kompletnie nieistotny - ironizuje. Gracz Sevilli, wyraźnie zaspany dopiero po dłużej chwili orientuje się, że ojciec nie żartuje. - Polska? - pyta. - Wiadomo, Grzegorz Krychowiak, nasza perfekcyjna maszyna - opisuje reprezentanta Biało-Czerwonych i kolegę klubowego. - Odwiedzę Polskę latem. Liczę na powołanie na Euro 2016, ale będzie bardzo trudno. Konkurencja jest olbrzymia. Będę miał więc wolne i wybiorę się do kraju dziadka po raz drugi. Ostatnie wspomnienia mam bardzo dobre. Wygraliśmy Ligę Europy, a Grzegorz Krychowiak do rana biegał po hotelu z pucharem. Kompletny wariat!

"Timo" ma dwóch braci. - Jeden jest stylistą i pracuje w Lille, drugi skończył architekturę. Mieszka w Los Angeles, pracuje też jako model. Wszyscy są bardzo utalentowani i profesjonalni. Kocham ich, bez względu na to, jaki zawód wykonują. Często znajomi pytają mnie, jakie to uczucie, być ojcem znanego piłkarza. Normalne, doceniam to, ale bez przesady. Gdyby Timothee nie grał w Sevilli, miałbym go traktować gorzej? Bez sensu - mówi Chris.

Latem, podczas Euro 2016 będzie kibicował Francji i Polsce. Twierdzi, że spotkamy się z finale.

Zdjęcia zrobione telefonem Samsung Galaxy S7 Edge

Korespondencja z Lens
Mateusz Święcicki

Komentarze (0)