Gdy 10 lipca ubiegłego roku Kolejorz w bardzo dobrym stylu pokonał Legię Warszawa 3:1 i sięgnął po Superpuchar Polski, nikt nie mógł przewidzieć, że tydzień później w Ekstraklasie zacznie się dla niego prawdziwy koszmar.
Lech nie awansował do Ligi Mistrzów, ale w eliminacjach Ligi Europy poradził sobie bardzo solidnie i bez większego trudu przedarł się do fazy grupowej. Równolegle jednak ośmieszał się na krajowym podwórku. Aż do 11. kolejki z poznaniakami wygrywali niemal wszyscy i to bez względu na to, czy mieli atut własnego boiska, czy też przyjeżdżali na Inea Stadion. Na tym etapie mistrz Polski zajmował ostatnie miejsce w tabeli z dorobkiem pięciu punktów i zawstydzającym bilansem 1-2-8!
Przesilenie i zmiana trenera
Przerwa reprezentacyjna na początku października przyniosła trzęsienie ziemi w stolicy Wielkopolski i Maciej Skorża, który zaledwie kilka miesięcy wcześniej zapewnił klubowi pierwszy od pięciu lat tytuł, ustąpił miejsca Janowi Urbanowi. Ta zmiana dała efekty, bo drużyna przebudziła się zarówno w pucharach (spektakularne wyjazdowe 2:1 z Fiorentiną), jak i w Ekstraklasie, wygrywając na wyjeździe z Legią Warszawa.
ZOBACZ WIDEO "Skończyła się konkurencja na prawej stronie pomocy" (źródło: TVP)
{"id":"","title":""}
Nowy szkoleniowiec zaczął intensywnie rotować składem, znacząco poprawił wyniki i pod jego wodzą Lech zażegnał kryzys. Przy obecnych zasadach rywalizacji w Ekstraklasie, w pewnym momencie realna wydawała się nawet obrona mistrzostwa Polski. Poznaniacy może nie porywali stylem, ale w końcówce rundy jesiennej zaczęli konsekwentnie gromadzić punkty.
Wiosna przyniosła kolejne problemy
Czas jednak pokazał, że stabilizacji nie udało się utrzymać dłużej, bo wiosna w wykonaniu Lecha była już daleka od oczekiwań. Do końca rundy zasadniczej piłkarze ze stolicy Wielkopolski radzili sobie jeszcze przyzwoicie, w fazę finałową wchodzili w niezłym położeniu, ale tego co zrobili potem nie da się racjonalnie uzasadnić.
Sześć kolejek bez zwycięstwa, dwa zdobyte punkty i całkowicie zawalona końcówka sezonu, co poskutkowało zaledwie 7. miejscem w tabeli. Nic już nie zmienił efektownie wygrany ostatni pojedynek z Ruchem Chorzów (3:0).
Porażający regres
Skalę sportowej degrengolady Kolejorza najlepiej obrazują statystyki. To były najgorsze rozgrywki klubu ze stolicy Wielkopolski w erze Amiki, a tak nisko w tabeli nie był on od edycji 2004/2005. Wtedy ekipa prowadzona przez Czesława Michniewicza - grająca jednak w dużo trudniejszych realiach organizacyjno-finansowych - była 8.
To nie koniec wstydliwych liczb. Gdy ostatni raz Lech zanotował 17 ligowych porażek, to... spadł z Ekstraklasy. Miało to miejsce w 2000 roku. Wielkim ciosem dla poznaniaków jest też brak gry w pucharach. To spotkało ich po raz pierwszy od pięciu lat. Od sezonu 2011/2012 kwalifikowali się do rywalizacji na europejskiej arenie cztery razy z rzędu.
Nieuchronna rewolucja kadrowa
Poziom frustracji w stolicy Wielkopolski jest ogromny i przełoży się to na kadrowe trzęsienie ziemi. Ono zresztą już się zaczęło. Klub pożegnał dotąd Gergo Lovrencsicsa, Vladimira Volkova i Sisiego. Odchodzi ponadto Marcin Kamiński, karierę zakończył Krzysztof Kotorowski, na horyzoncie od dłuższego czasu widać też transfer Karola Linettego. Z pieniędzy zarobionych na sprzedaży młodego pomocnika uzupełniona zostanie luka w budżecie spowodowana brakiem występów w europejskich pucharach.
Dotąd sfinalizowano w Poznaniu dwa wzmocnienia. Odchodzącego na piłkarską emeryturę "Kotora" zastąpi Matus Putnocky z Ruchu Chorzów, na środek obrony ściągnięto natomiast Duńczyka Lasse Nielsena. To nie jest jednak koniec zmian kadrowych i to w obie strony. Wiceprezes Piotr Rutkowski otwarcie zresztą przyznał, że jeśli ktoś chce z Lecha odejść, to droga wolna.