WP SportoweFakty: Powiedział pan, że nie będzie oglądał finału Ligi Mistrzów. Niczym Zlatan Ibrahimović, który stwierdził, że mundial w Brazylii bez jego udziału nie ma sensu.
Robert Lewandowski: Jako mały chłopak nie miałem w Polsce zawodnika, na którym mógłbym się wzorować. Jakiegoś piłkarza z topowego klubu, którego drogą chciałbym podążać. Wiem, że kiedy ludzie na mnie patrzą, to działam na wyobraźnię. Przechodziłem kolejne szczeble, kruszyłem ściany i udowodniłem, że Polak może osiągać sukcesy, wejść na sam szczyt. Wiem, że zmieniłem postrzeganie piłkarzy z polskiej ligi. Teraz nikt nie ma problemu, żeby dać za kogoś z Polski pół miliona euro więcej. Mówią, że nie chcą stracić drugiego Lewandowskiego. To piłka nożna, wielka sprawa, od której nie da się uciec, tak jak tu, w Arłamowie, gdzie kibice chcą nas spotkać i poprosić o zdjęcie, albo autograf. Wiem, że nie zadowolimy wszystkich, ci ludzie muszą nas zrozumieć. Dla nas najważniejsze jest odpowiednie przygotowanie do Euro. Kibice muszą to uszanować, przyjechaliśmy tu, żeby ciężko pracować.
Ma pan 28 lat. Zgadza się pan, że to najlepszy czas dla piłkarza?
- Na pewno nigdy nie byłem tak dobry jak teraz, ale nie wykluczam, że będzie jeszcze lepiej. Wiem, ile w ostatnich latach się nauczyłem, ale czuję, że mam jeszcze rezerwy. Szkoda, że nie nauczono mnie tego wszystkiego w Polsce, jednak cieszę się, że są jeszcze rzeczy, które mogę poprawić. 28 lat to wiek, w którym doświadczenie ma już wpływ na formę. Z drugiej strony - Ibrahimović ma 35 lat i jest chyba w życiowej formie.
Czuje się pan jak Leo Messi, który musi wygrać mundial, żeby dogonić Diego Maradonę? Musi pan osiągnąć sukces z reprezentacją, żeby zostać uznanym za najlepszego polskiego piłkarza w historii?
- Messi i Maradona to inne czasy, nie ma sensu porównywać. Ale na pewno gra dla reprezentacji to coś innego. Gra się dla swojego kraju, dla Polaków, w swoim języku, dla miejsca, w którym się wychowało. Nie jest tak, że Messi albo ja coś musimy. Takie podejście nie miałoby dobrego wpływu. Patrzę na Ligę Mistrzów, której znowu nie udało się wygrać, przegrana w półfinale boli, ale świat się nie zawalił. Może kiedyś się uda, a jak nie, to i tak trzeba będzie żyć dalej. Chcę odnieść sukces z reprezentacją, ale nie można zapominać, że nie jesteśmy faworytami. W naszej grupie na Euro jesteśmy na najniższym miejscu, jeśli chodzi o ranking FIFA. Dlatego podchodzimy do tego wszystkiego z chłodnymi głowami. Kiedyś w eliminacjach wygraliśmy nawet grupę, w której była Portugalia, a później zaczynały się emocje, presja, adrenalina i nic dobrze nie funkcjonowało.
ZOBACZ WIDEO Konferencja prasowa reprezentacji Polski - Arłamów, 28 maja (Źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Nie paraliżuje was to, że kibice nie wyobrażają sobie, że nie wyjdziecie z grupy?
- Kibic myśli sercem, widzi różne scenariusze. My podchodzimy do wszystkiego realnie. Skupiamy się na kolejnym meczu i też mam nadzieję, że na Euro będzie ich więcej niż trzy. Nie jesteśmy od wyobrażania sobie, co będzie, kiedy dojdziemy do finału, robimy swoje po kolei. Kibica mogą ponosić emocje, my musimy zostać na ziemi.
Pracuje pan z psychologiem?
- Pracuję z grupą ludzi, którzy pozwalają mi się rozwijać na różnych płaszczyznach. Można sobie wizualizować wyznaczony cel, to też czasami pomaga, tyle że to kwestia indywidualna. Każdy ma inaczej. Dla mnie na Euro sukcesem będzie wszystko ponad fazę grupową, ale nie lubię o tym myśleć i mówić. Wolę odnieść sukces i wtedy podzielić się wrażeniami.
Mówi pan, że możecie, a nie musicie. W 2012 roku musieliście?
- Tak, ale na wyniki wpłynęło kilka czynników. Nie wiem, czemu nie wyszliśmy z grupy. Presja? Brak umiejętności? Wszystko mieliśmy we własnych nogach. Remis z Rosją był w porządku, ale powinniśmy wygrać z Grecją i Czechami. W meczu otwarcia prowadziliśmy 1:0, wszystko mieliśmy pod kontrolą, nagle karny i czerwona kartka... Jeśli na wielkich turniejach nie wykorzystuje się takich okazji, jakie mieliśmy w pierwszej połowie, to wszystko obraca się przeciwko tobie. Widocznie nie byliśmy gotowi na awans.
Jakie ma pan rady dla młodych zawodników po takich doświadczeniach?
- Mają się bawić. Nie myśleć, że to wielki turniej, tylko cieszyć się grą. Prowadziliśmy z Grecją 1:0 i chcieliśmy, żeby ten mecz się skończył. Nie mieliśmy genu pazerności, nie walczyliśmy o kolejne gole. To się zmieniło, teraz strzelilibyśmy następnego gola, dla spokoju. Mamy inną jakość, lepszych piłkarzy, taktycznie poszliśmy do góry. Łatwiej nam atakować, mamy więcej okazji na gola. W obronie też jesteśmy lepsi.
To znaczy, że u poprzednich selekcjonerów nie pracowaliście nad schematami, a teraz nie zostawiacie niczego przypadkowi?
- Wszystko jest przemyślane i zaplanowane, nasza taktyka nie polega na tym, że "jakoś tam wyjdzie". Mamy pomysł na dogrywanie, rozgrywanie, kreowanie akcji. Paradoksalnie, dzięki schematom, stać nas na coś nieszablonowego. Wiemy, że mamy podstawy, by zaszaleć.
Kto ma więcej wariantów rozegrania stałych fragmentów gry - Bayern czy reprezentacja Polski?
- Stałe fragmenty w Bayernie nie wyglądały za dobrze. W Arłamowie pracujemy nad tym bardzo ciężko. W eliminacjach przynosiło to rezultaty - bramki i punkty, jak w przypadku Arka Milika z Gruzją czy Grześka Krychowiaka z Irlandią. Nie jesteśmy drużyną, która nie potrzebuje rzutów rożnych i wolnych. Nie stać nas na myślenie: jak nie wyjdzie, jedna, druga akcja, to będą następne cztery. Futbol jest niby prosty, ale kiedy doda się do niego coś od siebie, coś wyćwiczonego, efekty mogą być niesamowite. Ta kadra naprawdę jest inna. Z Gruzją prowadzimy 1:0, gra się nie układa, ale my nie bronimy wyniku, tylko kończymy na 4:0. Z Irlandią podobnie - prowadzimy, tracimy głupiego gola, ale się nie poddajemy. Nie zaczęliśmy wariować, tylko konsekwentnie graliśmy tak, jak założyliśmy to sobie przed pierwszym gwizdkiem.
Co zadecyduje o sukcesie na Euro? Charakter, ambicja, determinacja?
- W telewizji wygląda to tak, że wszystkie drużyny na Euro mają mniej więcej zbliżony poziom, ale szczegóły odróżniają reprezentacje, które wygrywają, od innych. Wreszcie zaczęliśmy zwracać uwagę na te detale. Na treningu wyjdzie nam 50 podań, to ma wyjść 100. Wyjdzie 100, to ma wyjść 150. Tak samo jest w trakcie meczów. Charakter jest ważny, ambicja, ale to dodatek do ciężkiej pracy.
Rozmawiał w Arłamowie
Michał Kołodziejczyk
Zero profesjonalizmu ze strony dziennikarzy, wstyd.