Jedyną bramkę w tym spotkaniu strzelił Dawid Janczyk. Gospodarze prezentowali się lepiej na murawie, więc wygraną należy uznać za zasłużoną. - To już niemal tradycja, że w tej rundzie gratuluję trenerowi drużyny przeciwnej zwycięstwa. Sandecja ma fajny zespół, z kilkoma asami robiącymi różnicę - to jest widoczne gołym okiem - podkreślił trener Mirosław Smyła.
Rozwój Katowice już wcześniej stracił szansę na utrzymanie w I lidze, ale i tak miał ambitne cele. - Chcieliśmy w tym meczu przynajmniej powalczyć, by utrzymać to miejsce przed Bełchatowem. Nie udało się, bo GKS wygrał, my przegraliśmy. Było widać w podejściu, zaangażowaniu zawodników, że jednak to ostatni mecz, taki trochę piknik, który miał się po prostu odbyć. To trochę przykre, bo zawodowiec powinien do końca być solidny - przyznał szczerze szkoleniowiec.
Smyła odniósł się też do przyszłości na trzecim szczeblu rozgrywkowym. - Rozwój jest w trudnym momencie, w którym nawet utrzymanie w I lidze niewiele by dało. Klub boryka się z wieloma problemami organizacyjnymi i ciężko byłoby zachować tę grupę ludzi, która dziś reprezentowała nas w ostatnim meczu w rozgrywkach pierwszoligowych. Czeka nas czas trudnych przeobrażeń, najprawdopodobniej wielu zawodników odejdzie. Będziemy musieli od nowa sklecić drugoligowy zespół i postawimy głównie na młodzież - zdradził.
ZOBACZ WIDEO Glik zdradził, dlaczego odrzucił ofertę Legii (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Namiastkę tego można było zobaczyć już w Nowym Sączu. Mecz z Sandecją był okazją do debiutu Bartosza Golika i Kamila Adamczyka. - Szczególnie występ tego pierwszego, bramkarza na duży plus. Tu podkreślę, że ma 18 lat. Do tego w końcowej fazie meczu wszedł chłopak, który niedawno skończył 18 lat, jest taką małą perełką. Niech ci chłopcy się uczą. Tak próbujemy zdobyć wiedzę, czym będziemy dysponować - komentował trener Rozwoju.
- Żegnamy się z pierwszą ligą smutno, bo porażką. Mimo wszystko uważam, że wstydu klubowi nie przynieśliśmy. Wiele razy pokazaliśmy, że umiemy grać atrakcyjną i skuteczną piłkę. Wygraliśmy tyle meczów, że jeśli dołożylibyśmy kilka remisów, mogliśmy się utrzymać. Chodzi jednak o jakość. Jedni są w stanie robić różnicę, a drudzy tylko się zmobilizować. 35-punktowy dorobek uważam jednak za honorowy. Na tyle było nas stać - zakończył Mirosław Smyła.