Łukasz Madej: Nie lubię amatorszczyzny

 / PAP/Jakub Kaczmarczyk
/ PAP/Jakub Kaczmarczyk

- Czytałem wypowiedź Łukasza Surmy, który mówił, że piłka nożna mu cały czas sprawia frajdę, bo nie do końca był spełniony. U mnie jest chyba tak samo - mówi Łukasz Madej, który w swojej karierze grał m.in. z Ederem, bohaterem finału Euro 2016.

WP SportoweFakty: Gdy kilka lat temu odchodził pan ze Śląska Wrocław, to spodziewał się, że jeszcze ponownie trafi do tego klubu?

Łukasz Madej: Wtedy o tym nie myślałem, ale od jakiegoś czasu coś się działo. Trudno odpowiedzieć na pytanie czy się spodziewałem. Chyba nie, ale nie ma rzeczy niemożliwych.

Ze Śląska Wrocław odchodził pan chyba w trochę nie do końca przyjemnych okolicznościach.

- Wszystko mieliśmy ustalone. Miałem swoje problemy, ale one nie były takimi, których nie można było rozwiązać i które powinny zaważyć na tym, żebym nie został. Cóż, stało się tak, a nie inaczej i tyle.

Jak teraz pojawiła się oferta ze Śląska Wrocław, to jaka była pana reakcja?

- Na początku byłem bardzo blisko jednego klubu. Z pewnych względów do tego nie doszło. Bardzo ktoś nalegał, żebym przyszedł i w pewnym momencie to się rozbiło. Jak pojawiła się oferta ze Śląska Wrocław, to długo się nie zastanawiałem. Wsiadłem w auto i za chwilę byłem. Odbyło się to błyskawicznie. Nie było jakiegoś dłuższego namysłu.

Ostatnio był pan piłkarzem Górnika Zabrze. Nikt nie spodziewał się, że Górnik spadnie z ligi.

- To też świadczy o tym, że w piłce nie ma rzeczy, które z góry należy zakładać. Piłka jest nieprzewidywalna dlatego tak wiele osób ją kocha i interesuje się nią. To, że Górnik Zabrze spadł z taką drużyną, którą miał i z tymi zawodnikami, to jest mega sensacja. Cóż, pewne rzeczy zadecydowały o tym, że tak się stało. Nie wystarczy mieć dobrych zawodników, żeby grać tylko trzeba mieć wszystko poukładane w innych dziedzinach funkcjonowania klubu, żeby wszystko było dobrze i drużyna mogła święcić triumfy.

ZOBACZ WIDEO Łukasz Piątek: widzieliśmy, że rywali łapały już skurcze (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Górnik Zabrze to wypadek w karierze, którego pan nie chce za bardzo wspominać? Zwłaszcza tych ostatnich miesięcy?

- Górnik dla mnie jest klubem, który zawsze będę wspominał. To wielki klub. Przez tę ostatnią sytuację nie zmienię o nim zdania. Poznałem tam wielu fajnych ludzi. Cieszyłem się, że trafiłem do Górnika, odczuwa się wielkość tego klubu. Przeżyłem piękne chwile - strzeliłem po 18 latach zwycięską bramkę z Ruchem w Chorzowie. Naprawdę super się czułem, jak u siebie w domu. To był dobry wybór. To, że ktoś mnie wyrzucił... Nie lubię amatorszczyzny. Chyba nie mogliśmy z pewną osobą pracować dalej. Górnik naprawdę będzie jednak zawsze w mojej głowie wspominany, bo byłem bardzo zżyty z tym klubem. Fajnie, że mogłem w nim zagrać.
[nextpage]Przychodząc do Śląska Wrocław zdziwiło pana to, że w drużynie jest tylu obcokrajowców?

- Szczerze powiem, że mi to nie przeszkadza. Taki mamy czas. Piłka idzie w takim kierunku, że jest dużo obcokrajowców w klubach, nie ma rodzimych zawodników. Nigdy nie dzielę piłkarzy na młodych, starych, obcokrajowców, Polaków. Piłkarz ma dobrze grać w piłkę. A czy on jest z Portugalii, Serbii, Polski, czy ma 40 lat czy 20, to już mnie nie interesuje.

Na boisku nie ma problemów z komunikacją?

- Może jakiś delikatny problem jest, ale myślę, że ci chłopcy już poznają jakieś proste podstawowe słowa. Za chwile złapią te podstawy i będzie dobrze.

Z Portugalczykami w Śląsku dogaduje się pan w ich języku czy już za dużo czasu minęło od pana pobytu w tym kraju?

- Jeszcze coś tam pamiętam. Trochę się przypomni, oni mnie poduczą portugalskiego, ja ich polskiego. Fajnie, że byłem w tym kraju, liznąłem tego języka. Kiedyś w przyszłości może jeszcze się to przyda.

Spodziewał się pan, że to akurat Portugalia zostanie mistrzem Europy?

- Powiedziałem po meczu z Polską, że Portugalia zdobędzie mistrzostwo Europy. Nie pomyliłem się. Nie raz tak jest, że drużyna, która słabo zaczyna turniej, to w decydujących momentach potrafi wznieść się na wyżyny. Może Portugalia nie grała pięknie, ale jednak odnieśli sukces. Tak jak mówiłem wcześniej, piłka jest nieprzewidywalna i z góry nic w niej nie można założyć.

Z bohaterem finałowego spotkania, Ederem, w sezonie 2008/09 występował pan w jednej drużynie, Academica de Coimbra. Podejrzewał pan, że tak potoczy się jego kariera?

- Eder był wtedy młodym chłopakiem, miał swoje atuty, które pozwalały mu myśleć o tym, żeby kiedyś grać gdzieś na wysokim poziomie. Czy akurat strzeli bramkę w finale mistrzostw Europy, to chyba się nie spodziewałem. Był jednak bohaterem transferu do Anglii, teraz gra w lidze francuskiej. To zawodnik o określonym potencjale. To nie jest pierwszy lepszy piłkarz. Żeby odnieść sukces w piłce nożnej, musi się złożyć na to wiele czynników. Eder podejmował dobre decyzje, które go pchały do przodu. Zaszedł do tego miejsca, w którym jest. Kiedy byliśmy w jednym klubie to był młody, silny chłopak zaawansowany technicznie. Miał swoje atuty jako "9-tka".

Ma pan już za sobą ponad 300 meczów w Ekstraklasie. Stawia pan sobie jeszcze jakiś indywidualny cel? Brakuje jeszcze panu czegoś do spełnienia?

- Jeśli podpisuje się kontrakt, to zawsze marzy się o jakichś celach, ma się je. To nie jest tak, że nie mam swoich ambicji. Czytałem niedawno wypowiedź Łukasza Surmy, który mówił, że piłka nożna mu cały czas sprawia frajdę, bo nie do końca był spełniony. U mnie jest chyba tak samo. Nie do końca tyle osiągnąłem i grałem na takim poziomie, na jakim powinien grać. Dalej mi to sprawia frajdę, chcę coś zdobywać, grać jak najlepiej. Wierzę, że przede mną jeszcze wiele lat grania w piłkę i będę mógł może jeszcze raz zapisać się w historii Śląska Wrocław.

Po tylu rozegranych meczach w polskiej lidze potrafi ona pana jeszcze czymś zaskoczyć?

-  W lidze są różne sytuacje, które zaskakują i będzie się tak działo. Nic nie zdarza się dwa razy. Liga się zmienia z meczu na mecz, z roku na rok. Wszystko jest inne.

Powtarza pan, że jest "ełkaesiakiem". W Śląsku Wrocław podpisał pan kontrakt na rok z opcją przedłużenia. Karierę zakończy pan w ŁKS-ie?

- Kiedyś powiedziałem, że w ŁKS-ie się zaczęło i tam się skończy. Nawet jak miałbym jeden mecz tam zagrać, to uważam, że w tym klubie skończę. Tak będzie. Na razie chcę jednak jak najdłużej grać w Śląsku. Dobrze się tutaj czuję, mam dobrą formę fizyczną. 34 lata to znowu też nie tak dużo. We Włoszech mają 40 lat i grają. Nigdy nie patrzę na wiek. Jestem szczęśliwy, że jestem we Wrocławiu. Czy to za trzy, cztery lata wrócę do ŁKS-u. Ale wrócę.

Komentarze (0)