Dariusz Tuzimek: Czytanie z prezesa Legii (felieton)

PAP / Leszek Szymański
PAP / Leszek Szymański

Kibice i media muszą mieć szacunek i trochę pokory do awansu Legii. Wystarczy spojrzeć, co dziś dzieje się z Wisłą Kraków, która jeszcze niedawno walczyła o Ligę Mistrzów i była blisko sukcesu - pisze Dariusz Tuzimek, felietonista WP SportoweFakty.

Wywiady z prezesem Leśnodorskim dobrze się czyta. Człowiek nie ma wrażenia, że to, tak często spotykane w prasie sportowej, codzienne "patatajstwo". Czyli że przejechał się - patataj, patataj, patataj - na medialnym koniku, a jak artykuł się skończył, to nic mu z tego w głowie nie zostało: ani go to nie przejęło, ani nie zaciekawiło, ani nie zirytowało. Ot, mogłoby się w ogóle nie zdarzyć. Obok wywiadów z Leśnodorskim nie przechodzi się obojętnie.

Tak jest też z wywiadem - którego prezes Legii udzielił WP SportoweFakty - autorstwa Michała Kołodziejczyka. Leśnodorski unika wypowiedzi ciepławych i - jako medialny naturszczyk – wali kawę na ławę, albo prawdę między oczy. Nawet jeśli to jest tylko jego prawda, wcale nie tożsama z prawdą obiektywną. Pan prezes wychodzi z założenia, że to tym gorzej dla tej prawdy obiektywnej - niech się ona sama gimnastykuje, żeby udowodnić, że w ogóle istnieje. Nawet mi się podoba ta taktyka, w końcu po to się udziela wywiadu, żeby powiedzieć swoje. Prezes śmiało stawia tezy, rozprawia się z mediami i niechcianymi piłkarzami. Tak ma być, to się czyta.

W przeszłości nieraz "zagotowałem się", czytając co mówi prezes. Ale - z tego, co wiem - to mnie też udało się go czasem "zagrzać" własną twórczością dziennikarską. Czyli jesteśmy na remis. 
W tym wywiadzie z częścią argumentów trudno się nie zgodzić, jak choćby z tym, że dziennikarze - opisując Legię w tym sezonie - zdradzali objawy schizofrenii. Rzeczywiście, media nie mogły sobie poradzić z opisywaniem gry drużyny, ale przyczyną tej niedyspozycji była postawa Legii. To ona "schizowała", miała dwie osobowości: była słaba na boisku i odnosiła sukcesy zarazem. Dziwię się nawet, że w sytuacji emocjonalnego roller coastera - góra i dół albo dół i góra - nie oszalał sam prezes Leśnodorski. Przecież normalny kibic mógł zwariować, a co dopiero prezes, do którego wszyscy w klubie przychodzą, żeby rozwiązywał im ich problemy. Można skończyć w wariatkowie i to związany kaftanem.

Na szczęście prezes Legii ma specyficzną konstrukcję psychiczną. Facet, który żyje klubem 24 godziny na dobę (a tak jest) potrafi pewne rzeczy zbagatelizować, pewne sobie zracjonalizować, a innymi się nie przejąć.

ZOBACZ WIDEO Arkadiusz Malarz: cieszę się, że trafnie wytypowałem Real

{"id":"","title":""}

Na przykład gdy wyniki Legii w lidze były beznadziejne, a w transferach panował zastój, prezes Leśnodorski wsiadł do samolotu i poleciał do Rio na igrzyska olimpijskie. I stamtąd wysyłał tweety, jak to "rozkminia", o co chodzi np. w zawodach gimnastyków. Dobre jaja. Każdy normalny, przewidywalny prezes klubu, w takiej sytuacji pozorowałby, że bada rynek, że sonduje, że opiniuje transfery, że z troską przygląda się pracy nieprzekonującego trenera Albańczyka. Każdy, ale nie "Leśny". Jak wrzucił na luz, to nie zamierzał udawać, że nie wrzucił. A jak się zirytował pucharowym "oklepem" od Górnika Zabrze - beznadziejnego w tym sezonie zresztą - to pocisnął na tweetach tak, że się pół Polski zastanawiało, z kim tak "pojechał".

Bo prezes, siedząc gdzieś na przesiadkowych lotniskach, wyznał szczerze, że był zbyt miękki w niektórych sprawach. Powstało milion interpretacji tych tweetów: kogo i co miał na myśli i czy nie przywołuje do porządku Besnika Hasiego, który chciał wygrać z Górnikiem, nie wygrał, a pierwszy skład zmęczył meczem z dogrywką. Prezes wyjaśnił, że co prawda sugerował wystawienie rezerw, trener nie posłuchał, ale... nie o Albańczyka mu chodziło. Jakoś mnie tym wyjaśnieniem nie przekonał. Szczególnie że w następnym meczu (z Arką Gdynia) Hasi łaskawie przyjął siłę argumentu, że nie warto tracić sił na duperele, gdy Liga Mistrzów jest w zasięgu ręki.

Nawet się nie dziwię, że prezes Leśnodorski ma żal, że tak bez entuzjazmu przyjęto ten awans polskiego klubu do Ligi Mistrzów po 20 latach. Kibice szybko wyszli z trybun, dziennikarze też nie żałowali sobie. To była przesada. Liczył się cel i nic więcej. Został osiągnięty. Na rozliczanie Hasiego przyjdzie czas, choć dla mnie to na dziś jest "pan Nieprzekonujący".

Ale kibice i media muszą mieć szacunek do tego awansu i trochę pokory. Bo wystarczy spojrzeć, co dziś dzieje się z Wisłą Kraków, która jeszcze niedawno walczyła o tę Ligę Mistrzów, miała silną drużynę, kasę, potężnego właściciela i była blisko sukcesu. Nigdy go nie osiągnęła i jedyne co dziś ma, to kłopoty.

Wracając jednak do wywiadu z prezesem Leśnodorskim, to i tak miałbym kilka merytorycznych wątpliwości. Jeśli Besnik Hasi źle ocenił możliwości Rzeźniczaka, bo się w muzeum Legii zapatrzył na gabloty z pucharami, jakie kapitan zdobył z drużyną w ostatnich latach, to źle to świadczy o nieprzekonującym Albańczyku. Miał na zgrupowaniach tego Rzeźniczaka od połowy czerwca i ślepy nie był. Inna sprawa, że miał też Stojana Vranjesa i Tomasza Brzyskiego. Kto ich tak do sezonu przygotował? Że oni słabi? No dobra, a Hlousek też słaby? Przecież u Czerczesowa był najlepszy w lidze, a u Hasiego kopie się po czole. A przecież jego też Albańczyk przygotowywał do sezonu od ponad dwóch miesięcy.

"Kopnięcie w tyłek" Vranjesa mnie nie przejęło. Brzyskiego już było niesmaczne. Ale kopnięcie w tyłek Rzeźniczaka było kompletnie niepotrzebne i - w kontekście innych działań klubu - niedopuszczalne.

Dopiero z wywiadu dla Wirtualnej Polski dowiedziałem się, że prezes jednak tego żałuje.

Dariusz Tuzimek, Futbolfejs.pl

-> Zobacz inne teksty tego autora.

Źródło artykułu: