Telefony komórkowe rozmiarów książki, pierwsza linia metra z Kabat do Politechniki, debiutancki album Edyty Górniak, koniec prezydentury Lecha Wałęsy - między innymi te wydarzenia przypadają na rok 1995, w którym Legia po raz ostatni awansowała do Ligi Mistrzów. Na kolejne zmagania w tych rozgrywkach musiała czekać do czasów, gdzie dusza zanika. To już inny wymiar: ludzie wchodzą do stawu, by złapać Pokemona, kobiety zdobywa się już niemal tylko w wirtualnym świecie, a liczba aplikacji w telefonach komórkowym przekracza u niektórych limit przeczytanych książek w ciągu roku.
Liga Mistrzów to dla nas święto równie prestiżowe, co awans Polski do ćwierćfinału mistrzostw Europy we Francji. Przypadło niestety w fatalnym dla Legii okresie - gdy piłkarzom kompletnie nie wiedzie się na boisku. Dlatego udział w LM schodzi na dalszy plan. Legioniści grają dziś w piłkę trochę jak niespełnieni w sporcie pracownicy korporacji. Przed gierką stos założeń i ambitne postanowienia gry na dwa kontakty. W rzeczywistości brutalnie weryfikowane: przyjęciem i stratą.
Czerczesow miał rację
Żeby wszystkim żyło się lepiej, po spotkaniu ligowym z Termalicą (1:2) drużyna Besnika Hasiego porozmawiała ze sobą po raz kolejny w tym sezonie. Piłkarze zaczynają przygodę swojego życia. Robią wszystko, by oczyścić atmosferę. - To była męska rozmowa. Czasem trzeba sobie wszystko wyjaśnić. Przebiegała w dobrej atmosferze. Musimy zareagować pozytywnie - mówi Arkadiusz Malarz. Legioniści jak i trener, co może być nieco irytujące, powtarzają jednak, że najważniejsza jest dla nich ekstraklasa. - W tym sezonie nie pokazaliśmy jeszcze zbyt wiele dobrego. Czas najwyższy, by to zmienić i udowodnić, że mamy charakter. Pamiętajmy jednak, że najważniejszy dla nas będzie niedzielny mecz ligowy z Zagłębiem Lubin - twierdzi Hasi. Przed takim wydarzeniem jest to wypowiedź nie na miejscu.
Trener z Albanii musi mieć mocne argumenty, by zjednać sobie kibiców i piłkarzy. Fanom Legii skończyła się cierpliwość. Po meczu w Niecieczy wywołali szkoleniowca pod swoją trybunę i jasno określili, że chcą by odszedł. Hasi dostał od prezesów czas do zimy. Wtedy ma nastąpić weryfikacja jego pracy. Trener musi przekonać do siebie nie tylko zarząd i fanów, ale również zawodników. Przygody w Legii nie zaczął jak wytrawny strateg, ale żółtodziób. "Poszedł na raz" - jak mówi się na boisku. Zawodnikom przedstawił listę oczekiwań, w przeciwieństwie do poprzednika, Stanisława Czerczesowa. Rosjanin najpierw poznał drużynę, zdobył jej zaufanie, a następnie stopniowo wdrażał swój plan i podnosił poprzeczkę. Czerczesow na zakończenie pracy powiedział w luźnej rozmowie, że "jego następca nie wyciśnie z obecnej kadry więcej niż on". Zasugerował też, że będzie tylko gorzej.
ZOBACZ WIDEO: Nowa murawa, nowe reklamy... Legia zmienia się na Ligę Mistrzów (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Bez wody
Borussia podczas wieloletniej absencji Legii w Lidze Mistrzów raz te rozgrywki zwyciężyła i raz zagrała w finale. W poprzednim sezonie odpadła w ćwierćfinale Ligi Europy po dramatycznym boju z Liverpoolem (prowadziła w rewanżu 3:1, przegrała 3:4). - Graliśmy spektakularne mecze. Nie tylko z Liverpoolem, ale też z Tottenhamem czy FC Porto. To był poziom Champions League. W tym roku na pewno nic nas nie zaskoczy - przekonuje debiutujący w LM trener BVB, Thomas Tuchel.
Wicemistrz Niemiec przegrał swój ostatni mecz ligowy z beniaminkiem RB Lipsk 0:1. Niemieckich dziennikarzy podczas wtorkowej konferencji prasowej interesowało to bardziej niż mecz z Legią. Tuchel musiał się tłumaczyć. Gościom najwyraźniej wydaje się, że Polska to jeszcze trzeci świat. W biurze prasowym jeden z tamtejszych dziennikarzy pytał z przekąsem, czy w naszym kraju jest woda, bo nie miał się czego napić.
Borussia jest ostatnim klubem, który przyjechał do Polski na mecz Ligi Mistrzów. W 1996 roku w Łodzi zremisowała z Widzewem 2:2. Taki wynik byłby dla gospodarzy miłą odskocznią od codzienności, czyli przyjmowania ciosów ze wszystkich stron.
Legia Warszawa - Borussia Dortmund / 14.09, godz. 20.45.
Przewidywany skład:
Legia: Malarz - Bereszyński, Rzeźniczak, Czerwiński, Broź - Jodłowiec, Moulin - Guilherme, Odjidja-Ofoe, Langil - Nikolić.
BVB: Burki - Piszczek, Sokratis, Bartra, Schmelzer - Castro, Rode, Weigl - Goetze, Aubameyang, Schurrle.
Sędzia: Siergiej Karasiew (Rosja).