W tym sezonie bramki na wrocławskim stadionie to ewenement. W czterech pojedynkach piłka zaledwie trzy razy zatrzepotała w siatce. Obiekt w 8. kolejce odczarował dopiero Ruch Chorzów. Kilka dni później piłkarze Śląska Wrocław, rozdrażnieni porażką 1:2 z chorzowianami, podejmowali lidera tabeli i jednocześnie najskuteczniejszą drużynę ligi, Jagiellonię Białystok. Goli tym razem nie brakło.
Podopieczni Michała Probierza od początku udowadniali, że nieprzypadkowo prowadzą w Ekstraklasie. Tuż po gwizdku pierwsze ostrzeżenie wysłał Konstantin Vassiljev. Mózg białostockiej jedenastki wykorzystał chwilę nieuwagi gospodarzy i idealnie rozprowadził kontrę. Dmytro Chomczenowskiemu brakło jednak nieco zimnej krwi w polu karnym.
Druga składna akcja przyjezdnych zakończyła się już bramką. Znakomitego prostopadłego podania Vassiljeva nie zmarnował Przemysław Frankowski. Skrzydłowy Jagi miał nawet czas, by przełożyć piłkę na lewą nogę i w 9 minucie otworzył wynik meczu.
Vassiljev wkrótce zabawił się z defensywą po raz trzeci. Wprawdzie po akcji lewą stroną Mariusz Pawełek w ostatniej chwili wybił piłkę spod nóg Karola Świderskiego, ale nie uchronił zespołu przed stratą bramki. W polu karnym swój taniec rozpoczął bowiem estoński rozgrywający i wyłożył piłkę Frankowskiemu.
ZOBACZ WIDEO: Nikolić: ten wynik jest trochę za wysoki
2:0 na tablicy i, co gorsze dla miejscowych, brak jakichkolwiek perspektyw. Śląsk tylko statystował. Nie dość, że na lewej stronie korytarz dla rywali stworzyli Lasha Dvali i Alvarinho, to równie źle wyglądały poczynania ofensywne gospodarzy. Jakiegokolwiek skutku nie przynosiły długie piłki do Bence Mervo. Węgier nie miał wielkich szans z rosłym Ivanem Runje. Dyskretny występ zaliczył też jeden z nowych nabytków, Joan Angel Roman. Piłkarzy pożegnały zasłużone gwizdy.
Po przerwie mogło być tylko lepiej. Nie było. Zawodnicy Mariusza Rumaka zostali myślami w szatni i w 50 minucie po dograniu z głębi pola sam na sam z Pawełkiem znalazł się Świderski. Dostrzegł lepiej ustawionego Vassiljeva i pomocnik dopełnił formalności.
Jagiellonia nie musiała już forsować tempa. Oddała plac przeciwnikom i spokojnie kontrolowała mecz. Śląsk walczył chociażby o honorowe trafienie, ale tak naprawdę nie stworzył nawet realnego zagrożenia pod bramką debiutującego w Ekstraklasie Damiana Węglarza. Decydujący cios zadała jednak Jaga. W doliczonym czasie gry swój dobry występ bramką podsumował Taras Romanczuk.
Piłkarze z Podlasia dowieźli sukces do końca i ponownie patrzą na resztę ligi z góry. Jeżeli utrzymają dyspozycję, mogą na dobre rozsiąść się na fotelu lidera. Różnicę zrobił przede wszystkim Vassiljev, choć na całą Jagiellonię patrzyło się z przyjemnością. Estończyk bez słów rozumiał się ze Świderskim i Frankowskim, świetnie wyglądał także środek z Jackiem Góralskim i Tarasem Romanczykiem. Gdyby białostocczanie dokręcili śrubę, mogłoby skończyć się wyżej niż 4:0.
Marcin Górczyński z Wrocławia
Śląsk Wrocław - Jagiellonia Białystok 0:4 (0:2)
0:1 - Przemysław Frankowski 9'
0:2 - Przemysław Frankowski 18'
0:3 - Konstantin Vassiljev 50'
0:4 - Taras Romanczuk 90+3'
Składy:
Śląsk: Mariusz Pawełek - Paweł Zieliński, Piotr Celeban, Adam Kokoszka, Lasha Dvali (59' Kamil Dankowski) - Filipe Goncalves, Ostoja Stjepanović, Alvarinho, Joan Angel Roman (53' Mario Engels), Ryota Morioka - Bence Mervo (46' Sito Riera).
Jagiellonia: Damian Węglarz - Rafał Grzyb, Ivan Runje, Guti, Piotr Tomasik - Taras Romańczuk, Jacek Góralski, Konstantin Vassiljev (88' Przemysław Mystkowski), Przemysław Frankowski (89' Łukasz Burliga), Dmytro Chomczenowski - Karol Świderski (68' Maciej Górski).
Żółte kartki: Morioka, Zieliński (Śląsk) oraz Guti (Jagiellonia).
Sędzia: Jarosław Przybył (Opole).
Jak to jest że klub , ba klubik z groszami w kasie ogrywa kluby mające super sponsorów i kas Czytaj całość