Chociaż Korona już po pierwszej połowie przegrywała z Górnikiem Łęczna 0:2, to mogła nawiązać walkę z rywalem. Przy stanie 0:1 w słupek trafił Siergiej Pilipczuk, a tuż przed przerwą świetną okazję do strzelenia kontaktowej bramki zmarnował Nabil Aankour. - Przed tym meczem nikt nie chodził z głową w chmurach. Byliśmy bardzo zdeterminowani, żeby wygrać. Czasami trudno jest się przeciwstawić wydarzeniom na boisku. Gdyby wyjąć te dwie bramki, to pierwsza połowa tak naprawdę była nijaka. Stało się tak, że padły bramki - strzały życia i mecz nie ułożył się dobrze - ocenia Rafał Grzelak.
W drugiej połowie kielecki zespół bił głową w mur i nie miał już tak klarownych sytuacji podbramkowych. Górnik zaś jeszcze podwyższył prowadzenie. - My staraliśmy się przejąć inicjatywę, kontrolować drugą połowę, ale to nie wychodziło. Przy trzeciej bramce wszystko wyszło rywalom perfekcyjnie. Górnik robił, co chciał, sprzyjało mu szczęście i po prostu wygrał - przyznaje 28-letni pomocnik.
Dla Korony to już druga tak wysoka porażka w tym sezonie Lotto Ekstraklasy. Na inaugurację rozgrywek kielczanie aż 0:4 ulegli KGHM Zagłębiu Lubin. - Paradoksalnie ta pierwsza porażka z Zagłębiem może nam pomóc, bo wiemy, jak w tym momencie się zachować. Wiadomo, że boli. To jednak nie przypadek, że wcześniej wygrywaliśmy mecze i graliśmy dobrą piłkę. Charakter tej drużyny jest bardzo mocny. Nikt z nas nie spuści głowy, bo wierzymy w swoje umiejętności. Jesteśmy dobrą drużyną i ciężką pracą jeszcze potwierdzimy to na treningach. Na pewno z tego wyjdziemy - zapewnia Grzelak.
ZOBACZ WIDEO: Pulisic: Legia to nie jest zły zespół (źródło TVP)
{"id":"","title":""}