WP SportoweFakty: Na Białą Gwiazdę spadły w ostatnim czasie wszystkie nieszczęścia świata?
Franciszek Smuda: Nie chcę o tym rozmawiać. Trzymam kciuki, żeby nic gorszego już się nie stało. Oby Wisła nadal była w Ekstraklasie i wróciła do europejskich pucharów. Jej herb jest znany w Europie.
Sytuacja klubu pogarszała się z miesiąca na miesiąc?
- Nie czułem tego. Bogusław Cupiał próbował pomóc organizacyjnie, jak tylko mógł. Mieliśmy dobrą atmosferę. Chłopcy nie marudzili nawet, gdy były opóźnienia.
Kiedy pan przychodził, mówiono o jednym trudnym roku.
- Chyba najtrudniejszym. Mieliśmy w kadrze ośmiu juniorów. Teraz jest naprawdę fajny zespół. Są na tyle mocni, by spokojnie rywalizować z pierwszą ósemką.
Podjąłby się pan ratowania Wisły, gdyby o to spytano?
- Zanim przyszedł Dariusz Wdowczyk, odbywały się rozmowy na ten temat. Dzwonili do mnie zawodnicy. Prosili, bym wrócił. Byłem wtedy za granicą. Chcieli, żebym przyjechał i im pomógł. I ja niby miałem zły kontakt z zespołem? Bardzo dobry miałem, a tamte telefony to najlepszy dowód!
ZOBACZ WIDEO: Piotr Żelazny: Vuković wie gdzie "gasić pożar" w Legii (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Mimo tego nie wyszło.
- Krzywdy nikomu nie zrobiłem. Pomóc chciałem, a wszyscy wiedzą, jak to wyglądało na trybunach...
Myśli pan, że Towarzystwo Sportowe wyprowadzi klub na prostą?
- Nie wiem, jakie są ich możliwości. Muszą mieć jakiś pomysł, skoro wzięli Wisłę. Aspiracje tutaj zawsze są duże. Jeżeli chcesz być wysoko, musisz mieć zawodników. To wszystko kosztuje.
Zastanawia mnie, ile razy Dariusz Wdowczyk straciłby pracę za czasów Cupiała?
- Trudno powiedzieć. Powinien sobie poradzić. Powtarzam: ich stać na bycie w pierwszej ósemce. Trzeba wymagać nie tylko od trenera, ale też od zawodników. Muszą pomóc klubowi w trudnych chwilach.
Będzie łatwiej po zwycięstwie z Piastem Gliwice?
- Na pewno, to dodaje dużo chęci, by dalej walczyć. Chyba nigdy nie przegrałem siedmiu meczów z rzędu. Tak czy inaczej: nieważne, że wygrali w doliczonym czasie. Kiedy masz trzy punkty, inaczej się czujesz i inaczej na ciebie patrzą.
Pana z Wisły zwalniano nawet, kiedy prowadziliście w tabeli.
- Przegraliśmy na stadionie Legii Warszawa 0:1. Bramkę zdobył Bartek Karwan. Rozgrywaliśmy całkiem niezłe zawody, ale nie udało się. To były wyrównane drużyny. Tradycja pozostała i w piątek nie będzie gry do jednej bramki. Tu chodzi o ambicje piłkarzy czy kibiców.
Na mecze z Legią czeka się dwa tygodnie wcześniej?
- Powiem więcej. Kiedy jeszcze byłem trenerem Widzewa Łódź, rozmawialiśmy o Legii już trzy miesiące przed spotkaniem. Gdy tylko dostawaliśmy terminarz, sprawdzaliśmy najpierw datę tego meczu. Ona zawsze napędza kibiców. Od lat ma dobry zespół. Każdy chce pokazać, że jest lepszy i sprawdzić się na jej tle.
Przy Łazienkowskiej 3 też pan pracował i został zwolniony tuż przed rozpoczęciem rundy wiosennej. Myśli pan, że odsunięcie Besnika Hasiego odmieni oblicze mistrza Polski?
- Jeśli chodzi o mnie, to było zabawne. Przegrałem tylko jedno spotkanie ligowe. Co do dzisiejszej Legii, sytuacja może odmienić się w ciągu kilku sekund, jeżeli między trenerem a piłkarzami było źle. Jeśli jednak było okej, a tylko gra wyglądała źle - problem może być znacznie poważniejszy.
Zawodnikom można zarzucić brak ambicji. Borussii Dortmund nawet nie próbowali przeszkadzać.
- Jestem trenerem i najpierw szukam winy u siebie, to bardzo ważne. Nie wolno wszystkiego zwalać na piłkarzy. Przecież jeszcze cztery miesiące temu dobrze się prezentowali. Więc co się stało? Będę ich bronił. Gdybym prowadził ten zespół, jako pierwszy walnąłbym się w klatę i spytał, co robię źle.
W Legii ostatnio regularnie zatrudniano szkoleniowców zza granicy. To dobre?
- Jest przeświadczenie, że nasi nie mogą nic zrobić. Tak samo uważano w Krakowie. Brano kolejnych ludzi spoza Polski, a na końcu nic wielkiego nie zdziałali. Oni prochu nie wymyślą. Na ruchach zagranicznych tylko tracimy. Potem trzeba zapłacić odszkodowanie. Trener stąd również może osiągać dobre wyniki. Nie trzeba kombinować, wystarczy w kogoś uwierzyć. Michał Probierz znów się sprawdza w Jagiellonii Białystok, choć miał gorsze chwile.
Rozmawiał Mateusz Karoń