W dwóch ostatnich meczach Zagłębie fatalnie zaprezentowało się w defensywie. Po zwycięstwie 5:4 z Podbeskidziem Bielsko-Biała przyszła pierwsza porażka w sezonie - 3:5 z Olimpią Grudziądz. W starciu z Wisłą Puławy sosnowiecki zespół chciał zrehabilitować się. - Dziewięć bramek zrobiło swoje i ma to swoją wymowę. Wcześniej straciliśmy w ośmiu kolejkach cztery bramki - przyznaje Krzysztof Markowski. - Zagraliśmy już nie tak ofensywnie, bardziej ostrożnie i zabezpieczaliśmy tyły. Było troszkę lepiej, ale wydaje mi się, że Wisła stworzyła za dużo sytuacji po naszych własnych błędach. My sami byliśmy największym zagrożeniem - dodaje doświadczony defensor.
Niżej notowany rywal wysoko zawiesił poprzeczkę przed liderem I ligi. Zagłębie objęło prowadzenie w 57. minucie, lecz Wisła do końca nie dawała za wygraną i wyrównała minutę przed końcem regulaminowego czasu gry. - Wisła postawiła ciężkie warunki. Miała swoje sytuacje i mogła je wykorzystać. Przede wszystkim mogła otworzyć wynik meczu, bo te sytuacje były przy 0:0. To my strzeliliśmy na 1:0 i mieliśmy kontrolę. Mieliśmy też sytuacje na 2:0, żeby zamknąć ten mecz - zauważa 37-letni obrońca.
Podział punktów w Puławach to dla Zagłębia drugi z rzędu mecz bez zwycięstwa. Mimo wszystko sosnowiecka ekipa wciąż jest liderem I ligi. - Wydaje mi się, że zabrakło troszkę spokoju i Wisła to wykorzystała. Wyprowadziła kontrę po naszej stracie i wyrównała. Punkt przyjmujemy z pokorą. Remis na tym terenie jest sprawiedliwym i zasłużonym wynikiem. Po naszych stratach Wisła stwarzała sytuacje i to musimy wyeliminować, i nad tym pracować - podkreśla Markowski.
ZOBACZ WIDEO: Ziółkowski: lista niedozwolonych środków jest za szeroka, zbyt łatwo je nagiąć