Morten Olsen: Dania mogła wygrać więcej

TVN Agency
TVN Agency

- Mieliśmy fantastyczną drużynę, ale gdy dziś o tym myślę, uważam, że mogliśmy ugrać więcej - mówi serwisowi WP SportoweFakty Morten Olsen, były selekcjoner reprezentacji Danii i kapitan "Duńskiego Dynamitu".

Byli jak ukochane miejsce z dzieciństwa, w którym chciałbyś spędzać co roku wakacje, ale które już nie istnieje.

"Duński Dynamit", słynna ekipa Seppa Piontka, w świadomości młodszych została nieco zmarginalizowana poprzez triumf reprezentacji na EURO 1992. A jednak, dla pokolenia dzisiejszych "czterdziestolatków" pozostają wielką miłością. Jedna z najpiękniej grających drużyn w historii piłki nożnej.

- Myślę, że spore znaczenie ma fakt, że w 1992 roku awansowaliśmy tylko dzięki UEFA. Po drugie ważne jest nie tylko czy wygrywasz, ale też jak to robisz - tłumaczy w skrócie Morten Olsen.

- My mieliśmy fantastyczne pokolenie zawodników, którzy występowali w wielkich europejskich klubach. Była to nie tylko dobra drużyna, ale też zbiór fantastycznych indywidualności. Wiele osób uważa, że my po prostu graliśmy ładniejszą piłkę.  - mówi Olsen.

ZOBACZ WIDEO: Lewandowski: teraz mamy "czyste" głowy

W 1984 roku Duńczycy doszli do półfinału mistrzostw Europy, gdzie przegrali z Hiszpanią po karnych. Dwa lata później wyszli w pięknym stylu z grupy, ale przegrali w 1/8 finału, znowu z Hiszpanami, tym razem 1:5.

Złoto z 1992 roku to przede wszystkim cudowna historia, jedna z najwspanialszych w historii piłki. Ale to drużyna z lat 80. miała w składzie zawodników, których kochał cały kraj. Kapitanem był Morten Olsen, środkowy obrońca. W pomocy grali m.in. Frank Arnesen znany z Anderlechtu i PSV, Soren Lerby (Bayern Monachium) i przede wszystkim Michael Laudrup (wtedy w Lazio i Juventusie, potem też Barcelona i Real), w ataku Preben Elkjaer Larsen (Lokeren i Hellas Werona) i skrzydłowy Jesper Olsen, którego kojarzą fani Ajaksu czy Manchesteru United. I na koniec on - największy z wielkich - Allan Simonsen, najlepszy piłkarz w historii kraju, jedyny Duńczyk, który sięgnął po Złotą Piłkę. Wygrał to trofeum w 1977 roku. W 1984 roku już 32-latek, a więc w tamtych czasach niemal emeryt. Do tego już w pierwszym meczu turnieju, z Francją, środkowy obrońca Yvon Le Roux, złamał mu nogę. Czy z Simonsenem drużyna mogła zdobyć jeszcze więcej?

- W dyskusjach o piłce nożnej najczęściej powtarzane słowa to "jeśliby", "gdyby", "co by było". I nie będę ukrywał, że często o tym myślę. Allan był fenomenalnym zawodnikiem. W tamtym czasie naszym najlepszym. To był spory cios. Mieliśmy świetną drużynę, ale on wynosił ją na wyższy poziom - wspomina Olsen.

Po porażce z Francją Duńczycy mieli jeszcze dwa mecze, na odwrócenie sytuacji. Wygrana 5:0 z Jugosławią była popisem cudownej ofensywnej gry. Podobnie jak niezwykły pojedynek ze złotym pokoleniem Belgów prowadzonych przez Guya Thysa. Duńczycy wygrali 3:2, a jedną z najbardziej niezwykłych sytuacji było to, co nastąpiło po faulu Rene Vandereyckena na Franku Arnesenie. Morten Olsen przebiegł 30 metrów i popchnął Vandereyckena.

- Wszyscy graliśmy w jednym klubie, w Anderlechcie (wówczas piekielnie mocny, w maju 1984 przegrał finał Pucharu UEFA z Tottenhamem). Rene wiedział, że Frank ma kontuzję i zrobił to specjalnie - mówi Olsen. To był dość specyficzny mecz, nie tylko ze względu na wspomnianą trójkę. Gdyby przyjrzeć się historii duńskiego futbolu, łatwo można zauważyć, że zawodnicy z tego kraju fantastycznie odnajdują się właśnie w Belgii czy Holandii.

- Mamy podobną kulturę gry, ale też społeczeństwa są do siebie bardzo podobne, sposób życia i tak dalej. Łatwo nam się wpasować, czujemy się jak u siebie - wyjaśnia były selekcjoner Duńczyków.

Duńczycy, choć przegrywali 0:2, ostatecznie wygrali 3:2 i awansowali do półfinału. Tam musieli uznać wyższość Hiszpanów. Decydującego karnego nie trafił Preben Elkjaer.

Zanim nastały lata 80., Dania tylko raz zagrała w dużym turnieju. W 1964 zajęła 4. miejsce w mistrzostwach Europy. Ale potem przyszły chude lata dla reprezentacji. I nagle, w eliminacjach do EURO 84, Dynamit eksplodował.

- Zawsze mieliśmy świetnych piłkarzy. Ale aż do końca lat 70., kluby w Europie nie miały obowiązku zwalniania zawodników na mecze drużyn narodowych. Wcześniej chciałem jeździć na mecz, ale Anderlecht zwykle nie chciał mnie na nie puszczać - mówi Olsen. Danii dotyczyło to szczególnie, bo w kraju nie było profesjonalnej ligi. Dopiero w 1986 roku Broendby jako pierwszy tutejszy klub przeszedł na zawodowstwo.

- To na pewno było złote pokolenie, ale myślę też że ostatnie duńskie pokolenie, które grało w piłkę na ulicach. Zostawaliśmy po szkole i graliśmy w piłkę. Po prostu. Poza tym myślę, że taki kraj jak Dania (na początku lat 60. liczyła 4,5 mln ludzi, dziś 5,7 mln) nie może mieć dobrego pokolenia co 10 lat. To fala. Czasem trzeba poczekać - mówi.

Gdyby wczytać się w skład Duńczyków z meczów z Polakami, w eliminacjach mistrzostw świata 1978 roku, nie ma tam właściwie żadnych gwiazd. Zmiana przepisów wiązała się z przyjściem do zespołu Seppa Piontka, urodzonego we Wrocławiu niemieckiego szkoleniowca.

Kiedyś zapytałem go o tę nagłą zmianę. Odpowiedział: "Gdy przychodziłem,to były takie wakacje dla piłkarzy. Przyjeżdżali na zgrupowanie, pośmiali się, pobawili i wracali. Przyszedłem, żeby to zmienić. Trzeba było wprowadzić profesjonalizm. Po pierwsze wyrzuciłem pana kolegów, dziennikarzy z hotelu. to było tak, że piłkarze i dziennikarze spali w tym samym hotelu, gadali wszędzie, wywiadziki, kawki. Potem trening, ale nie można go normalnie prowadzić, bo dziennikarze na murawie stoją i zadają pytania. Tak to wyglądało. Powiedziałem, że zaczniemy wygrywać, ale musimy tego naprawdę chcieć. Piłkarze byli zawsze. Ja wprowadziłem niemiecki profesjonalizm i to zaczęło działać".

Drużyna Piontka apogeum miała osiągnąć w 1986 roku. Dania grała fantastycznie w grupie. Na rozgrzewkę pokonała 1:0 Szkocję, a potem zagrała dwa koncertowe mecze, które wygrała z Urugwajem (6:1) i z Niemcami (2:0). W 1/8 zmierzyła się z Hiszpanami. W 33. minucie Jesper Olsen strzelił z karnego bramkę na 1:0, a potem ktoś zgasił lont w Dynamicie. Strzelec gola popełnił fatalny błąd. Za lekko podał piłkę do bramkarza, przejął ją słynny "Sęp", Emilio Butragueno, i wyrównał. A po przerwie Hiszpanie roznieśli Duńczyków.

- Jestem pewien, że mogliśmy osiągnąć dużo więcej. Trudno powiedzieć. Może chodzi o to, że byliśmy pierwszy raz na mundialu i poczuliśmy się już za mocni? Może za szybko poczuliśmy się syci? Może... ale myślę też, że dla kolejnych pokoleń ta porażka była doskonałą lekcją. Jeśli masz "pokolenie", musisz je wykorzystać całkowicie. Myślę, że nasze nie zostało wykorzystane - rozkłada ręce.

Komentarze (0)