25-letni zawodnik pechowo interweniował we własnym polu karnym po długim wyrzucie z autu Dawida Abramowicza i głową pokonał własnego bramkarza. - Moim celem było wybić piłkę. Niestety leciała ona z dość dużą siłą, co nas zaskoczyło i uderzyłem do własnej bramki - skomentował Mateusz Bartków, który po raz pierwszy strzelił gola samobójczego podczas występów dla sądeckiego zespołu.
GKS prowadził od 38. minuty, więc Sandecja miała jeszcze dużo czasu, by odwrócić losy potyczki. Okazje były, ale brakowało skuteczności. - Już w I połowie dominowaliśmy na boisku, a tym bardziej po zmianie stron zdecydowanie przeważaliśmy. Niestety nic nie chciało wpaść. Uważam jednak, że z takim podejściem i licznymi sytuacjami, które sobie stwarzamy, w końcu zaczniemy je wykorzystywać w kolejnych spotkaniach - uważa obrońca Sandecji.
Stadion w Nowym Sączu był do 13. kolejki twierdzą i żadna z drużyn nie była w stanie pokonać Sandecji na jej terenie. - To, że raz przegraliśmy wcale nie znaczy, że sytuacja się powtórzy. Tutaj każda drużyna będzie miała ciężko. Uważam, że GKS miał bardzo dużo szczęścia i dlatego wywiózł 3 punkty - podkreślił Mateusz Bartków.
Wychowanek AKS-u Strzegom nie jest pierwszym wyborem trenera Radosława Mroczkowskiego. Na początku sezonu był podstawowym prawym obrońcą i zagrał 6 spotkań w pełnym wymiarze czasowym (w lidze i Pucharze Polski). Od piątej kolejki zaplecza Lotto Ekstraklasy, szkoleniowiec postawił na Czecha Lukasa Kubana.
Bartków wrócił do składu w 10. serii spotkań, kiedy wszedł z ławki podczas meczu wyjazdowego z Chrobrym Głogów. Pod nieobecność Dawida Szufryna wystąpił też 3 razy od pierwszej minuty na środku bloku defensywnego. Kapitan Sandecji wrócił już do treningów po kontuzji i wydaje się, że ponownie wskoczy do składu w kolejnym meczu ze Zniczem Pruszków.
ZOBACZ WIDEO Legia bez Mioduskiego? Wycofał się z bieżącej działalności (Źródło: TVP S.A.)