Pierwszy mecz po wznowieniu rozgrywek Markowi Gancarczykowi nie wyszedł tak, jakby ten tego oczekiwał. W potyczce z Lechią Gdańsk pomocnik Śląska nic specjalnego nie pokazał. Popis swych nieprzeciętnych umiejętności starszy z braci Gancarczyków dał w meczu przeciwko Polonii Bytom. Początek spotkania nie wskazywał jednak, że efekt finałowy będzie tak dobry dla gospodarzy. - Nie mieliśmy wymarzonego początku. Nie wiem z czego to wynikało. Najważniejsze jest jednak to, że później zaczęliśmy grać piłką - wyjaśnia gracz zespołu z Wrocławia. Gospodarze sobotniego pojedynku przespali pierwszy kwadrans, później ruszyli do ataku. Na pierwszy efekt natarcia wrocławian trzeba było czekać do 33. minuty. Wtedy to po akcji właśnie Gancarczyka i jego podaniu w pole karne, piłkę we własnej bramce umieścił gracz zespołu z Bytomia, Peter Hricko.
W drugiej części meczu prawdziwy popis gry dał Marek Gancarczyk, który był najlepszym graczem potyczki pomiędzy Śląskiem a Polonią Bytom. Gancarczyk zanotował dwie kolejne asysty, a mający za zadanie powstrzymywać jego ataki Adrian Klepczyński mógł tylko co chwilę oglądać plecy rozpędzonego pomocnika Śląska. - Adrian Klepczyński nie uprzykrzał mi życia tak jak myślałem. Ja po prostu robiłem swoje, tak więc jestem zadowolony - stwierdził po meczu bohater spotkania z zespołem z Bytomia.
W sobotni wieczór Marek Gancarczyk zanotował trzy asysty. Zagrał bardzo dobre spotkanie, a do pełni szczęścia zabrakło tylko zdobytej przez niego bramki. - Jestem pomocnikiem, obym dogrywał piłki partnerom, żeby oni strzelali. Jeżeli mi się uda strzelić bramkę, to będę się jeszcze bardziej cieszył - tłumaczy jednak podopieczny Ryszarda Tarasiewicza.
Z taką grą tego piłkarza jak w sobotni wieczór fani zespołu z Oporowskiej szybko zapomną o Krzysztofie Ostrowskim, który w rundzie jesiennej występował na pozycji Gancarczyka. Gra pomocnika Śląska wzbudziła także uznanie w oczach kolegów z drużyny. Tak o jego występie wypowiada się reprezentant Polski, Antoni Łukasiewicz: - Marek Gancarczyk w sobotę zagrał rewelacyjnie. Dograł trzy piłki po których padły bramki. O Krzyśku Ostrowskim musieliśmy zapomnieć w jakiś sposób. Przeszedł do Legii Warszawa i nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem i zastanawiać się: O Boże Święty, nie mamy Krzyśka, co to teraz będzie. Mówiłem już jesienią po paru tygodniach pobytu w Śląsku, że mamy bardzo wyrównaną kadrę, wszyscy są na bardzo zbliżonym wysokim poziomie. Marek bardzo dobrze przygotował się do sezonu i to było widać w jego grze.
Zarówno Ostrowski, jak i Gancarczyk, mimo że występują na tej samej pozycji, grają jednak inaczej. Na pewno jednak zaletą obu zawodników jest szybkość. Na pomeczowej konferencji prasowej grę swojego zawodnika chwalił opiekun wrocławian, Ryszard Tarasiewicz. - Trudno porównywać tych dwóch piłkarzy. Znałem walory Krzyśka Ostrowskiego. Na pewno szkoda, że odszedł od nas. To była jego decyzja. Nie chciałbym do tego wracać. Marek rozegrał dobre zawody, tak jak reszta piłkarzy. Nie jest to dla mnie zaskoczeniem. Na pewno trudniej mu było w pierwszym meczu, po takiej przerwie, gdy nie grał na jesieni. Wiadomo, że ten ciężar i odpowiedzialność po dobrej rundzie w wykonaniu Ostrowskiego na pewno na nim ciąży. Myślę, że z meczu na mecz nabierze większej pewności i będzie się tak spisywał, jak w sobotnim spotkaniu - stwierdził opiekun beniaminka ekstraklasy.
Sobotnie spotkanie Marek Gancarczyk na pewno może zaliczyć do udanych. Poprzez grę w Śląsku wypromował się Krzysztof Ostrowski i trafił do potentata polskiej ligi. Jak będzie z Gancarczykiem, tego nikt nie wie. Jego brat, także gracz Śląska, Janusz Gancarczyk otrzymał już szansę występu w reprezentacji Polski. Teraz czas na tego starszego - Marka Gancarczyka. Grając tak jak w meczu z Polonią Bytom, na pewno niebawem zasłuży on na powołanie.