Marek Wawrzynowski: Wojciechowski trzyma Bońka w stanie niepewności (felieton)

East News / Mariusz Grzelak / Na zdjęciu: Józef Wojciechowski
East News / Mariusz Grzelak / Na zdjęciu: Józef Wojciechowski

Józef Wojciechowski w wywiadach przekonuje, że jest faworytem walki o fotel prezesa PZPN, ale bardziej wygląda to na przedwyborczą grę. Patrząc realnie, Zbigniew Boniek już może rezerwować salę na bankiet z okazji reelekcji.

Trudno dziś wyobrazić sobie, by Zbigniew Boniek mógł przegrać wybory, choć panika w jego otoczeniu pokazuje, że wbrew pozorom nie śpi spokojnie. Od czasu do czasu budzi go sen-horror, gdzie na taczkach z siedziby PZPN wywożą go pracownicy znanej firmy developerskiej.

Józef Wojciechowski w wywiadach mówi, że jest faworytem wyścigu o fotel prezesa związku, choć brzmi to groteskowo. Sun Tzu, autor "Sztuki wojny" pisał: "Udawaj silnego, jeśli jesteś słaby, i słabego, jeśli jesteś silny". Wojciechowski chyba zdał sobie sprawę z tego, że ma niewielkie szanse, stąd jego tajemnicze wypowiedzi sugerujące, że w ostatniej chwili sojusznicy Bońka, klepiący go po plecach, mają zdjąć maski i obrócić się przeciw niemu. Na sali obrad hotelu Victoria ma się objawić cała armia Brutusów? Według "Piłki Nożnej", ludzie ze sztabu pana Józefa uważają,  że już dziś mają zapewnionych 50 ze 118 głosów. Czyli brakuje ledwie kilku do zmiany.

Nawet jeśli Wojciechowski ma trochę racji, mówiąc, że wyborców Bońka trzyma przy nim głównie strach, to jego nadzieje na zmianę są nieuzasadnione. To jak wyczekiwanie Świętego Mikołaja w marcu.

Słaba kampania, brak przygotowania kandydata, jego zbyt mała wiarygodność, do tego wszystko klecone naprędce. Niestety, opozycja się do tych wyborów po prostu nie przygotowała. Naturalny kontrkandydat dla Bońka, Cezary Kucharski, jest agentem piłkarskim, dlatego jego start byłby bardzo kłopotliwy i raczej skazany na porażkę. Lepszego nie udało się znaleźć.

ZOBACZ WIDEO Jakub Czerwiński: Potrzebujemy serii zwycięstw w lidze

{"id":"","title":""}

Jeszcze na początku roku mówiło się o kilku potencjalnych rywalach dla obecnego prezesa. Wymieniani byli - oprócz Kucharskiego - Cezary Kulesza, Maciej Wandzel czy nawet Jerzy Dudek.

To wszystko podobno. Wszyscy wstrzymywali się z ogłoszeniem zamiaru startowania, aż do zakończenia polskiej przygody z EURO 2016. A ta zakończyła się sukcesem. Może nie jakimś wielkim, ale jednak. Ćwierćfinał był najlepszym wynikiem drużyny narodowej w dużej imprezie od 30 lat.

Dlatego kandydaci zaczęli się wykruszać. W międzyczasie pojawiły się też informacje o tym, że ludzie Bońka prowadzą dyskretną kampanię mającą na celu wyeliminowanie choćby potencjalnego zagrożenia. Dziwnym trafem były problemy z uzyskaniem rekomendacji dla kandydatów, choć przecież wydanie takiej (50 podmiotów może wydać po 3), nie oznacza jeszcze poparcia.

Dlatego kandydatura szefa jednej z największych firm budowlanych w Polsce miała wyjść na jaw na ostatniej prostej.

Natychmiast w ruch  poszła sprzyjająca Bońkowi machina medialna. Mieliśmy do czynienia z nagonką na Wojciechowskiego, jaką młodsze pokolenie znało, aż do niedawna, z książek do historii. Listy hańby, porównania do Meresińskiego (hochsztaplera, który próbował przejąć Wisłę Kraków), do Tymińskiego. Niesmak pozostanie na długo.

Przy okazji kluby zaczęły wycofywać swoje poparcie dla pretendenta. Nie miało to już żadnej mocy, ale pokazało, jakie zasady rządzą polską piłką.

Wojciechowski nie pozostawał dłużny. Jego przedstawiciele, Radosław Majdan oraz Cezary Kucharski, zorganizowali konferencję, podczas której zaznaczyli, że prezes nie może ubiegać się o reelekcję, gdyż nie ma adresu zamieszkania w Polsce i nie płaci tu podatków. Poza tym, jako prezes PZPN, reklamuje firmy bukmacherskie, które nie mają pozwolenia na działanie na terenie Polski. W ten sposób sztab JW odświeżył starą ale bardzo istotną dyskusję.

Boniek musiał w końcu się wysilić. Zwołał spotkanie z przedstawicielami prasy, ruszył w teren. Był na Śląsku, zajechał do Kielc. Rozmawiał z ludźmi.

Przy okazji również jego sztab nie zasypia gruszek w popiele. "PN" przypomina, że od lat ostatnia prosta wyścigu miała miejsce w nocy w hotelu, w którym odbywają się wybory. Tym razem część gości dostała maile z informacją, że ich rezerwacje zostały anulowane.

Co na to Wojciechowski? Zwołał spotkanie z dziennikarzami, ale części nie wpuścił. Nie poprawił tym swojego wizerunku w społeczeństwie, a wydawało się, że jako przedstawiciel tzw. opozycji, powinien o to dbać. Znaczna część jego wypowiedzi zdradzała, że program, który chce przedstawić, jest bardzo ogólnikowy (choć założenia interesujące: szkolenie młodzieży, trenerów, walka z chuliganami, dofinansowanie klubów poprzez wydanie obligacji) i niedopracowany.

W imieniu PZPN odpowiedział "Przegląd Sportowy", który napisał, że związek nie może wyemitować obligacji ze względów prawnych.

Nigdy nie należy mówić nigdy. Był niedawno taki, który wypowiedział słynne zdanie o zakonnicy w ciąży przejechanej na pasach przez pijanego kierowcę. I się pomylił. A jednak szanse Wojciechowskiego są iluzoryczne. Dla opozycji to też informacja. Choćby taka, żeby zbudować silny front, opracować program, rozmawiać z ludźmi, zdobyć teren. I znaleźć poważnego kandydata. Niekoniecznie robi się to wszystko w dwa tygodnie. Od soboty będą na to 4 lata. Obecna koalicja będzie słabsza, bo Boniek nie będzie mógł już kandydować, a jego ludziom trudno będzie znaleźć kogoś o równie dużej charyzmie. Porównanie z ostatnimi wyborami parlamentarnymi nasuwa się automatycznie.

Przeczytaj inne teksty autora

Źródło artykułu: