Trzeba mieć w sobie sporo odwagi i ciekawości świata, żeby w wieku 23 lat, będąc podstawowym bramkarzem klubu ekstraklasy, na dodatek dobrze rokującym, zdecydować się na zagraniczny transfer w tak egzotycznym kierunku. Kraj Kapitana Tsubasy, Hidetoshiego Nakaty i Shinjiego Kagawy - w zasadzie tyle przeciętny kibic z Polski wie o piłkarskiej rzeczywistości w Japonii. Krzysztof Kamiński w styczniu 2015 roku związał się z Jubilo Iwata i to, co dla nas pozostało egzotyką, dla niego stało się codziennością.
Pamiętaj, w razie wypadku przejedź starszego
Do wielu specyficznych dla tego kraju zwyczajów, zarówno boiskowych, jak i z życia codziennego, Krzysztof Kamiński zdążył się już przyzwyczaić, bo ma za sobą dwa sezony gry w japońskich ligach (przed kilkoma dniami zakończył się sezon w tamtejszej ekstraklasie). Zanim napiszemy jednak cokolwiek o sporcie - ciekawostki. Tych jest ogrom.
Przed każdym meczem drużyny ustawiają się na środku boiska i biją japońskie pokłony do kibiców, czasem także ławce rezerwowych przeciwnika. - Inną nowością był dla mnie sposób wykonywania niektórych rzutów wolnych. Zawodnik drużyny wykonującej stały fragment kuca między piłką a murem i zasłania bramkarzowi futbolówkę. Musiałem się do tego przyzwyczaić, to było dla mnie zaskoczenie - opowiada nam Kamiński. - Jest tu również ogromny szacunek do starszych piłkarzy. Gdy młody rozmawia ze starszym, głowę ma zawszę spuszczoną, nigdy nie patrzy w oczy. Zresztą zawodnicy, którzy nie mają jeszcze profesjonalnych kontraktów, mają kategoryczny zakaz wstępu do naszej szatni. Przebierają się w swojej - dodaje.
Ciekawie bywa też w życiu codziennym, z dala od stadionów. Mimo prawie dwóch lat spędzonych w tym kraju, wciąż zdarzają się sytuacje, w których Polak dowiaduję się czegoś nowego. Ostatnio, gdy leczył kontuzję, sporo rozmawiał ze swoim fizjoterapeutą. Od słowa do słowa zeszło na temat wypadków samochodowych. I wtedy dowiedział się czegoś szokującego. - W Japonii od najmłodszych lat uczy się dzieci, że jeśli kierowca straci panowanie nad samochodem i ma do wyboru - albo uderzyć w osobę młodszą, albo starszą - musi celować w starszą. Nawet prawo jest tak napisane, że w takim przypadku surowszy wyrok dostaje się za potrącenie młodszej osoby. Tłumaczenie? Młody może w przyszłości zrobić więcej dla społeczeństwa, jest bardziej perspektywiczny - mówi Kamiński.
ZOBACZ WIDEO Jerzy Engel: Jesteśmy najlepsi w tej grupie (Źródło: TVP S.A.)
{"id":"","title":""}
Do Jubilo - jednego z legendarnych, japońskich klubów, zdobywcy azjatyckiej Ligi Mistrzów w 1999 roku, przyzakładowej ekipy Yamahy - przechodził w momencie, gdy drużyna przeżywała kryzys i występowała na zapleczu ekstraklasy. Kryzys chwilowy, bo już w pierwszym sezonie Polak wywalczył awans. Klub zorganizowany jest bardzo profesjonalnie, na wzór zachodni. Odbywają się przedmeczowe zgrupowania, na wyjazdowe mecze drużyna udaje się albo superszybkimi pociągami, albo samolotami. Piłkarze nie muszą się o nic troszczyć, muszą jedynie pamiętać o zabraniu kosmetyczki z domu. No i ten perfekcjonizm - wszelkie aktywności zaplanowane są zawsze co do minuty. - Wyjście z pokoju hotelowego: 13:13, zjazd windą do lobby: 13:15, wyjazd na stadion: 13:24, właśnie tak to wygląda. I co ciekawe, nikt się nie spóźnia. No, może poza obcokrajowcami, ale nam jest to wybaczane - mówi.
Jak wygląda baza Jubilo? - Mamy dwa boiska treningowe. Jedynie przedmeczowy trening odbywa się na stadionie. W budynku klubowym, który znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie placu treningowego, mamy nasze całe zaplecze: gabinety fizjoterapeutów, siłownię, odnowę biologiczna. Są również pomieszczenia przeznaczone dla zawodników, w których można odpocząć między treningami bądź po prostu przenocować, jeśli nie chce się jechać do domu - mówi.
Japończycy śpiewają o nim piosenki po polsku
Zainteresowanie piłką ludzi z regionu, z którego pochodzi klub Kamińskiego, jest spore. Na najciekawsze mecze przychodzi na stadion regularnie grubo ponad 15 tysięcy kibiców, czyli komplet. Na hitowe - rozgrywane na obiekcie Ecopa - nawet ponad 40 tysięcy. Miasto żyje w rytmie klubu, zdradzają to witryny sklepowe i restauracje dekorowane w klubowe barwy, koszulki i plakaty piłkarzy. Polski bramkarz należy do ulubieńców kibiców. - Na spacerze podchodzą do mnie Japończycy, robią ze mną zdjęcia i zachowują się tak, jakby działo się coś niesamowitego. Zdarza się to dość często, czasem ich reakcja jest aż nienaturalna. Wciąż się do tego nie przyzwyczaiłem. Na pewno w Japonii jestem bardziej rozpoznawalny, niż w Polsce - mówi.
25-latek pochodzący spod Warszawy doczekał się także stadionowej przyśpiewki na swój temat. Co ciekawe - w języku polskim! - Po jednym z treningów kibic pokazał mi filmik, na którym coś śpiewał z kolegami. Nie do końca zrozumiałem, o co mu chodziło, uśmiechnąłem się, zrobiłem sobie z nim zdjęcie i odszedłem. Coś mi zaświtało dopiero podczas przedmeczowej rozgrzewki kilka dni później, gdy cała trybuna zaczęła śpiewać to, co słyszałem z telefonu. Gdy się wsłuchałem, zrozumiałem: "Idź na niego, Kamiński!". Widocznie kibice przetłumaczyli w translatorze na język polski jakiś japoński zwrot zagrzewający do walki i wyszło coś takiego - opowiada filar japońskiego ekstraklasowca.
本日のゴール裏です!✨
— あるよ (@watanabe21312) 3 listopada 2016
綺麗な水色に染まってます!✨
イチドニエゴーカミンスキー!✨#本日のゴール裏#21カミンスキー pic.twitter.com/JRIwwmTdE1
O tym, jak ważny jest dla swojego klubu kibice przekonali się, gdy zabrakło go w składzie z powodu kontuzji. - Jestem zadowolony z tego sezonu, ale był jeden minus - straciłem prawie trzy miesiące na leczenie urazu, ponad 10 meczów w środku sezonu mi uciekło. Na przedmeczowym treningu poczułem ból w pachwinie. Pierwotnie lekarze przewidywali, że będę pauzował tydzień albo dwa, a skończyło się na trzech miesiącach, osiem tygodni nie miałem nawet treningu bramkarskiego - opowiada.
W tym czasie drużyna wpadła w dołek formy, zaczęła seryjnie tracić sporo goli i przegrywać. - W Japonii sezon dzieli się na dwie rundy, każda z nich ma swojego mistrza, wywalczony tytuł w każdej rundzie jest oficjalny - tłumaczy zawodnik. - Rundy są wprawdzie oddzielne, ale jeśli chodzi o miejsca spadkowe, decyduje tabela z całego roku. W pierwszej zajęliśmy dobre jak na beniaminka, ósme miejsce. O wiele słabiej poszło nam w drugiej rundzie, do ostatniej kolejki groził nam spadek. Szanse na to były minimalne, ale jednak musieliśmy się z tym liczyć - dodaje. Zespół miał sporego pecha, praktycznie przez całą drugą rundę Kamiński nie grał z powodu kontuzji, urazu doznał też najlepszy strzelec zespołu, napastnik Jay Bothtoyd. - Cel minimalny na ten sezon osiągnęliśmy, ale wiem, że apetyty były większe i w następnym sezonie będziemy musieli spróbować je zaspokoić - zaznacza.
Kibiców nad Wisłą interesuje zapewne, jaki poziom sportowy prezentują drużyny w japońskich ligach. Kamiński tłumaczy: - Jest bardzo zróżnicowany. W drugiej lidze, czyli J2, drużyny z dołu tabeli prezentowały styl ekip z dołu tabeli polskiej ekstraklasy. Z kolei te walczące o awans - zespołów z górnej ósemki w polskiej elicie. Jeśli chodzi o japońską ekstraklasę - większość drużyn prezentuje wysoką kulturę gry, poszczególni piłkarze mają bardzo wysokie umiejętności - poziom jest więc wysoki, jeśli nie przewyższający o wiele polską elitę, to na pewno porównywalny do czołówki.
Polak uczestniczy teraz z zespołem w krótkim cyklu roztrenowania i niedługo wraca do ojczyzny. Na stałe? - Wciąż mam w Japonii ważny kontrakt, więc na ten moment nic nie wskazuje, żebym w styczniu nie wrócił do Iwaty. Ale kto wie, co się wydarzy. Wiem, że w Japonii jestem doceniany, trenerzy innych drużyn znają moje umiejętności i możliwości. A co się wydarzy, pokaże czas. Wyjeżdżając do Japonii pokazałem, że nie boję się podejmowania odważnych decyzji - kończy Kamiński.
I think every fan of J-league agree that Kaminski is the best goal keeper in the league. Actually, he is one of the most popular players in the team. Not only because of hi Czytaj całość