59-latek już w środę poprowadził pierwszy trening przy Drodze Dębińskiej, w czwartek natomiast oficjalnie przedstawiono go jako szkoleniowca beniaminka (dotychczasowi asystenci pozostają w sztabie). Związał się z nim umową obowiązującą do końca przyszłego sezonu. Może ona jednak zostać rozwiązana już latem, jeśli zespół nie utrzyma się w II lidze.
Sobotnia decyzja o rozstaniu z Tomaszem Bekasem zaskoczyła sporą część kibiców zielonych, wywołała też niemałe poruszenie. Nie brakowało głosów, że dymisja zwłaszcza po wygranym meczu (2:1 z Błękitnymi Stargard) jest błędem. Ta decyzja jednak zapadła wcześniej - jeszcze w trakcie serii czterech spotkań, w których poznaniacy nie potrafili sięgnąć po pełną pulę, a po porażce z Rozwojem Katowice wylądowali nawet na ostatnim miejscu.
Bekas odszedł w sytuacji dość specyficznej - nie tylko dlatego, że zakończył swoją misję zwycięstwem, ale również przy stosunkowo niewielkiej krytyce. Na to jednak solidnie sobie zapracował, bo gdy sam - przed sezonem 2014/2015 - przychodził na Drogę Dębińską, zastał spaloną ziemię. Niemal wszyscy kluczowi zawodnicy, którzy występowali w II lidze gr. zachodniej odeszli z klubu i skład trzeba było budować od nowa - do tego przy ograniczonych środkach finansowych i głównie w oparciu o klubową młodzież, dla której występy w III lidze były tak naprawdę pierwszą stycznością z seniorskim futbolem.
Z tego chaosu Bekas wyszedł obronną ręką. Co więcej, choć nikt na Wartę nie stawiał, wywalczył z drużyną 1. miejsce w rozgrywkach i zapewnił jej udział w barażach. Wtedy - z różnych przyczyn - pokonać Polonii Bytom się nie udało. Rywal dysponował nieporównywalnie większym doświadczeniem, występował też w bardzo silnej grupie opolsko-śląskiej. Zielonym paradoksalnie nie pomógł fakt, że swoją grupę wygrali w cuglach, na kilka tygodni przed końcem rozgrywek. Trzy ostatnie spotkania grali bowiem o nic, wypadli z rytmu i zanim w barażu wrócili na właściwe tory, do przerwy przegrywali u siebie 1:2 i tych strat nie dało się już odrobić.
ZOBACZ WIDEO Kierunek: Rumunia. Plan: zwycięstwo (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
W następnym sezonie było zupełnie inaczej. Jesień to znów świetne wyniki, wiosna była jednak momentami drogą przez mękę i poznaniacy zapewnili sobie 1. miejsce po dramatycznym remisie 3:3 z rezerwami Lecha (trzykrotnie musieli odrabiać straty), a Pelikana Niechanowo wyprzedzili tylko dzięki lepszemu bilansowi meczów bezpośrednich. Pozytyw był jednak taki, że Warta cały czas grała "pod napięciem" i do barażu z Garbarnią Kraków przystąpiła niemal z marszu. To jej bez wątpienia pomogło. W Krakowie przegrała 2:3, choć sam mecz był niezwykle wyrównany, w rewanżu była natomiast zdecydowanie lepsza i choć rzutem na taśmę (bramka padła w samej końcówce), zasłużenie awansowała do II ligi.
Powrót na szczebel centralny był zarówno dla drużyny, jak i samego Bekasa nowym i dużo trudniejszym doświadczeniem. Kibice zielonych - przez dwa lata przyzwyczajeni do roli faworyta w każdym meczu - kręcili nosem, gdy zespół w wielu spotkaniach miał kłopoty. Przeskok okazał się ogromny, co wpłynęło też na wyniki. Bilans 4-4-8 i 16 zdobytych punktów dziś plasuje wprawdzie Wartę na bezpiecznym miejscu, ale przewaga nad strefą spadkową jest minimalna.
Największy problem poznaniaków to fatalna gra obronna. 33 stracone bramki to zdecydowanie najgorszy wynik w II lidze i okoliczność, która w wielu meczach uniemożliwiała beniaminkowi osiąganie korzystnych wyników. Przyczyn jest kilka. Jedna z nich - najbardziej kluczowa - to plaga kontuzji, jaka nawiedziła zielonych w pierwszej fazie sezonu. W momencie apogeum, którym było spotkanie z GKS Bełchatów, Bekas nie mógł skorzystać z: Alaina Ngamayamy, Bartosza Kieliby, Adriana Laskowskiego, Franciszka Siwka, Łukasza Spławskiego i Łukasza Białożyta. Do tego chory był Michał Ciarkowski, a w trakcie gry uraz złapał też Jakub Kiełb. Dziś tak kolosalnych ubytków już nie ma, choć sytuacja wciąż nie jest idealna, bo kłopoty zdrowotne ma m. in. Filip Brzostowski.
Na słabą postawę w tyłach wpłynął też brak czasu w letnim okresie przygotowawczym. Kluczowego wzmocnienia do tej formacji, którym jest Tomasz Dejewski, dokonano bardzo późno, bo wypożyczony z Lecha stoper był na testach w kilku klubach I ligi. W Poznaniu zawitał tuż przed startem rozgrywek, ale ciągłe podróże negatywnie wpłynęły na jego dyspozycję i niewykluczone, że formę, jaką imponował w zeszłym sezonie w III lidze, pokaże dopiero wiosną - po przepracowaniu z zielonymi pełnego okresu przygotowawczego.
Poukładanie defensywy to dziś najważniejsze zadanie dla Petra Nemca. Mniej traconych goli poprawiłoby wyniki Warty, bo w ofensywie drużyna nie ma wielkich kłopotów i pod tym względem nie odstaje od II-ligowych rywali. Czech ma też jednak inną misję - odbudować dla zielonych Michała Ciarkowskiego. Skrzydłowy, który w III lidze był motorem napędowym poznańskiej ekipy, od początku 2016 roku nie prezentuje wysokiej dyspozycji, w efekcie wiosną i jesienią zdobył tylko cztery gole. Przyjście do klubu Nemca to dla niego spora szansa, bo niegdyś właśnie pod wodzą tego szkoleniowca błyszczał w I lidze w barwach Floty Świnoujście.
Debiut Czecha na ławce odbędzie się w sobotę, gdy warciarze zagrają na wyjeździe z Olimpią Zambrów. Później czekają ich jeszcze pojedynki z Kotwicą Kołobrzeg (także na wyjeździe) i Rakowem Częstochowa (u siebie). W nich - ze względu na brak czasu - trudno będzie Nemcowi odcisnąć piętno na drużynie. 59-latek zyska jednak duży materiał do analizy i w oparciu o jej wyniki dokona zimą zmian w kadrze. Te są akurat pewne, nie wiadomo tylko w jakiej skali. Wiele zależy od postawy poszczególnych zawodników w trzech ostatnich kolejkach rundy jesiennej.