Michał Probierz: Ten system nie jest normalny

- Zadowoli mnie tylko pierwsze miejsce - mówi Michał Probierz, trener Jagiellonii Białystok. W piątek jego drużyna zagra u siebie z Legią Warszawa.

Piłka Nożna
Piłka Nożna
PAP/Andrzej Grygiel / PAP/Andrzej Grygiel


Gdzie jest sufit, jeśli chodzi o twoje zawodowe plany?

- Nigdzie, w ogóle w ten sposób nie podchodzę do zawodu. Cieszę się każdym przepracowanym dniem, staram się, żeby był maksymalnie wykorzystany. Specyfika mojego fachu jest taka, że dziś jesteś na topie, a już jutro będą cię zwalniać z pracy. Akurat ja przerabiałem to często, mam naprawdę duże doświadczenie w tej mierze. I właśnie dlatego z każdym dniem po prostu staram się robić wszystko najlepiej jak potrafię, rozwijać piłkarzy i siebie.

Nie wierzę, że nie masz marzeń, choć raczej o nich nie mówisz. Dziś w reprezentacji jest Adam Nawałka, pracuje bardzo dobrze i skutecznie. Kiedyś jednak w kadrze nastąpi czas po Nawałce. Widzisz wśród następców Michała Probierza?

- Selekcjonerem dobrze być jeden dzień. Ten pierwszy. Bo wówczas wszyscy cię wyłącznie chwalą. A potem już tylko ganią. Rola selekcjonera to bardziej dobór ludzi niż praca codzienna. Tymczasem miałem satysfakcję nawet z systematycznej pracy z dziećmi. I mam do dziś, zwłaszcza kiedy widzę, że do tej pory ci zawodnicy grają, i to w poważną piłkę. I to jest dla mnie najważniejsze.

Czyli nawet, kiedy podjąłeś decyzję, że zostaniesz trenerem nie marzyłeś, żeby ten projekt zakończył się w reprezentacji, czyli na absolutnym zawodowym topie w Polsce? - Czy praca w roli selekcjonera to jest top? Nie wiem. Wiem natomiast, że jeśli kiedyś ktoś chciałby mnie zatrudnić na takiej posadzie w reprezentacji, to mnie po prostu zatrudni. Gdybym jednak o tym myślał, to zwyczajnie traciłbym czas. Do kadry musisz trafić w odpowiednim czasie, a nawet w konkretnym momencie. Na dodatek na odpowiednich ludzi, którzy ci zaufają. Jeśli znajdzie się taki ktoś, to zostanę selekcjonerem. Jeśli natomiast nie znajdzie się - to nie zostanę. Po prostu. Jestem już zbyt doświadczonym trenerem, żeby żyć marzeniami. A tym bardziej wiem, że jako Polacy za granicą pracować nie będziemy.

Dlaczego?

- Jako naród za mocno sami się dołujemy, więc nie będziemy.

Przecież pracowałeś, co prawda niedługo, ale zawsze za granicą.

- Mówię o tym, że nigdy nie trafimy do topowych klubów, ponieważ nie osiągniemy sukcesów jako szkoleniowcy polskich zespołów na arenie międzynarodowej. Nie mamy takich możliwości, nie stać nas na to. Mogliśmy kiedyś nawiązać rywalizację, ale było to dawno temu, gdy tylko po dwóch obcokrajowców występowało w każdej lidze. Dziś gra po dwudziestu, więc w starciu z najbogatszymi klubami nasze szanse są żadne. Tylko nie zrozum mnie źle -jestem optymistą. Pracuję jednak tam, gdzie mnie chcą. Ze świadomością, że chęci i plany można mieć oczywiście duże, tylko zupełnie nic z nich nie wyniknie.

W Białymstoku znalazłeś swoją ziemię obiecaną?

- Nie wstydzę się żadnej poprzedniej pracy. Sukcesem jest mistrzostwo Polski, ale także utrzymanie Widzewa, w którym w lidze debiutowało ośmiu piłkarzy. Czyli w dużej mierze z juniorami. W każdym klubie, do którego trafiam, zostawiam zawsze poukładane drużyny. Nigdy nie było tak, żeby coś zostało rozwalone. Pewnie, prezesi i właściciele mogą mieć własne wizje i oczekiwania, ale trzeba jeszcze realnie oceniać, jakie stwarzają warunki do pracy. Dlatego nie mam kłopotów z wysoką samooceną biorąc pod uwagę przebieg mojej drogi zawodowej, a nie tylko jej białostockiego odcinka.

Nie masz poczucia, że to syzyfowa praca? W 2015 roku Jaga grała pewnie najlepszą piłkę w kraju, i ostatecznie na mecie sezonu była trzecia. To był historyczny wynik dla klubu, ale potem - jak mówisz - dosięgło was przekleństwo pucharów. Za dobrą wcześniejszą grę, zapłaciliście... transferami z klubu i całym kolejnym sezonem.

- Wiedzieliśmy, bo z góry zakładaliśmy, że po tak udanym sezonie zmiany nastąpią, ale nie sądziłem, że aż tak duże. A gdy dodatkowo okazało się, iż jeden czy drugi piłkarz przyszedł do Jagiellonii nieprzygotowany, nadrobienie braków okazało się niemożliwe; zawsze zresztą w trakcie sezonu jest to trudne. Dziś mogę mieć jednak satysfakcję, że większość - i to zdecydowana - chłopaków, których wówczas ściągnąłem poczyniła duże postępy. Na tyle duże, że teraz możemy walczyć z wszystkimi w naszej ekstraklasie. I jesteśmy w stanie ostro namieszać.

Bardziej cieszysz się z tego, co osiągnąłeś na półmetku rundy zasadniczej obecnego sezonu, czy gdzieś z tyłu głowy jest obawa, że za chwilę - w zimowym okienku transferowym - za dobrą grę jesienią znów zapłacisz karę. Bo przyjadą wysłannicy bogatszych klubów, z Turcji, ewentualnie z Rosji i wyjmą z drużyny dwa, trzy zęby trzonowe.

- Nie ma sensu, żebym nad tym się pochylał, skoro mój wpływ na wspomnianą kwestię jest zerowy. Na dziś w Białymstoku jest dobra drużyna, która walczy. Jestem zadowolony jak pracujemy, bo to jest najbardziej istotne. Kiedy spadł u nas śnieg, miałem obawę, że mogą posypać się plany treningowe. Tymczasem zawodnicy sami wzięli łopaty, poodgarniali boisko, byłem naprawdę dumny z ich zaangażowania. I to jest ważne. W kwestii transferów z klubu muszę się podporządkować, Polska jest po prostu zbyt biednym krajem, aby w piłce klubowej trener mógł mieć wpływ na to, kto nie odejdzie. Ciągle podkreślam, że popełniamy podstawowy błąd: nie mierzymy zamiarów na siły. W naszej lidze powinno być osiemnaście zespołów i dużo młodzieży. Powinniśmy wychowywać piłkarzy, a potem korzystnie sprzedawać za granicę i z tego żyć. Wolimy jednak napinać się na nierealne cele. Ściągamy nie wiadomo jakich piłkarzy i próbujemy walczyć o Bóg wie co, tymczasem w takiej sytuacji najczęściej rozwala się klub. I mogę na udokumentowanie powyższej tezy podać wiele przykładów.

W takich klubach jak Jagiellonia, ze średnim budżetem, nieunikniona jest cykliczność: jeden sezon gramy o miejsce na pudle, a w drugim, po wydłużeniu rozgrywek o puchary i sprzedaniu liderów, liżemy rany i walczymy o utrzymanie. I dopiero w kolejnym ponownie możemy przygotować zespół zdolny do rywalizacji o podium? Przykłady spoza Białegostoku także można mnożyć.

Powtórzę: podstawowym celem większości polskich klubów powinno być wychowywanie piłkarzy, a nie miejsce na podium. Zakładajmy akademie, budujmy bazy; OK, wiem, że jestem w tej kwestii monotematyczny. Cóż jednak z tego, że mamy piękne stadiony, skoro nie mamy gdzie trenować? Kiedy w Białymstoku spadł śnieg, pierwsza moja myśl dotyczyła tego, gdzie zajęcia przeprowadzą nasze zespoły juniorskie. I czy w ogóle się odbędą. Kolejność wykonywania działań powinna być zupełnie odmienna niż jest. To znaczy najpierw baza i dobrzy, przyzwoicie opłacani trenerzy grup młodzieżowych, a dopiero ewentualnie potem transfery piłkarzy. W rzeczywistości środki idą jednak w pierwszej kolejności na ściągnięcie zawodnika, nawet jeśli przez to powstają długi, który ma przyczynić się do wywalczenia miejsca w górnej ósemce tabeli.

Mam rozumieć, że nawet tej zimy, kiedy sytuacja Jagiellonii w tabeli powinna być komfortowa, wolałbyś ośrodek treningowy z prawdziwego zdarzenia od transferów dwóch zawodników, którzy znacząco wzmocniliby twój zespół?

- Zdecydowanie wolałbym bazę, która zostanie na zawsze niż dwóch piłkarzy! Wychować zawodników można bardzo szybko, i na nich zarobić, można też sięgnąć po utalentowanych graczy z niższej ligi i przystosować do wymagań ekstraklasy. Tymczasem idziemy drogą: jakoś to będzie, jeśli zrobimy wynik. To nie jest jednak dobry kierunek dla naszej piłki. Kiedyś mówiłem prezesowi Damianowi Bartyli z Polonii Bytom: lepiej ogłosić upadłość, żeby potem iść prostą drogą. Dziury były od tego czasu łatane w sztuczny sposób, ale problem pozostał. I wiele wskazuje na to, że może okazać się gwoździem do trumny dla tego klubu. Będę się zatem upierał, że kluczem do sukcesu powinna być systematyczna praca i poukładana sprzedaż zawodników - dwóch, trzech co sezon, albo jednego, dwóch co rundę - a nie rzucanie wszystkich sił i środków na wywalczenie miejsca w ósemce. Często poświęca się w tej walce trenerów, tymczasem kiedy ktoś odważył się dać mimo chwilowego kryzysu dłuższą szansę Darkowi Wdowczykowi w Wiśle Kraków i Mariuszowi Rumakowi w Śląsku Wrocław, okazało się, że ci trenerzy pracują dobrze, tak jak powinni. Tylko nie na wszystko mają wpływ, więc i na efekty ich pracy trzeba było poczekać.

A kiedy za jednym zamachem z klubu odchodzą piłkarze tej klasy, co Michał Pazdan, Maciej Gajos, Patryk Tuszyński i Nika Dzalamidze to ręce nie opadają?

- Kiedy polityka transferowa byłaby poukładana strukturalnie, to nie odeszłoby naraz tylu zawodników. Popatrz, jak postępowaliśmy w Jagiellonii przed obecnym sezonem. Z góry było ustalone, że odchodzi jedynie Bartłomiej Drągowski i odszedł tylko Drągowski. Działacze dotrzymali słowa i to był kluczowy moment całego sezonu.

Były w ogóle oferty dla innych piłkarzy po co najwyżej średnim poprzednim sezonie?

- Mieliśmy propozycje dla co najmniej czterech, czy nawet pięciu zawodników. Karola Świderskiego chciało Empoli. I oferowało półtora miliona euro. Za Tarasa Romanczuka Konyaspor gotów był zapłacić milion euro. Wassiljew i Góralski także mogli odejść, też za znaczące kwoty. Zgodnie z umową zostali jednak w Białymstoku, a ciągłość pracy automatycznie przełożyła się na wynik, którym możemy cieszyć się na półmetku rundy zasadniczej.

A propos Wassiljewa - pamiętam jaki miałeś zgryz, że Kostia nie zmieści się w podstawowym składzie na mecz w eliminacjach Ligi Europy, gdy tylko przyszedł do Jagi z Piasta. Byłem na treningu w Pogorzałkach...

- Tam pracujemy, zagranicą wszyscy mieliby kłopot, żeby uwierzyć, że tak wygląda ośrodek przygotowawczy zawodowego klubu. Jeśli nie dysponujesz pełnowymiarowym boiskiem treningowym, to przecież trudno, żeby piłkarz miał później automatyzmy w ruchu. To niewątpliwy minus, ale nie narzekam. Po prostu robię swoje. Tyle że ze świadomością, że tak naprawdę profesjonalne bazy w kraju mają trzy czy cztery zespoły. A wszyscy inni uprawiają partyzantkę.

Wracając do Wassiljewa – podejrzewałeś, że może aż tyle dawać zespołowi? Nawet wówczas, kiedy nie zmieścił się wyjściowej jedenastce na pucharowe spotkanie.

- Czytałem kiedyś książkę Louisa van Gaala, który powiedział, że to jeden z najlepszych piłkarzy jakich kiedykolwiek widział. A przecież Holender widział wielu zawodników, więc od razu byłem przekonany. Kwestia była tylko taka, jak Kostę wkomponować do zespołu. Cieszę się, że to się udało. Tym bardziej że to naprawdę świetny chłopak. Na boisku i do pracy, podczas treningów, w szatni i w kwestii prowadzenia się jest wzorem. Naprawdę fajnie jest mieć takiego zawodnika.

To jednak aktor charakterystyczny, gra tylko do przodu. Jacek Góralski, Rafał Grzyb i Romanczuk - a zatem trzech defensywnych pomocników - gra za jego plecami. Inaczej nie można?

- Najważniejsze jest zawsze dopasowanie taktyki do profilu piłkarzy, których masz w kadrze. Jeżeli mamy atuty, to je podkreślamy i wykorzystujemy jako zespół. Trzeba tylko na początku jasno określić, czego wymagamy od konkretnych ludzi.

Nigdy nie miałeś pretensji do Wassiljewa, że nie pracuje w defensywie? Czy po prostu nigdy nie wymagałeś od niego udziału w grze destrukcyjnej?

- Nie. Kosta robi to, co do niego należy. To profesjonalista.

Atmosfera buduje wyniki, wyniki budują atmosferę. Z tego powodu nie miałeś żadnych obiekcji, żeby przed sezonem pożegnać Sebastiana Maderę, Filipa Modelskiego i Igorsa Tarasovsa, do których miałeś podejrzenia, że nie ciągną wózka w tę samą stronę.

- Na bieżąco analizujemy sytuację w zespole. I kiedy trzeba - reagujemy. Trzem wspomnianym piłkarzom życzę powodzenia, oni jeszcze mogą dobrze grać w piłkę. Tyle że nasza dalsza współpraca już nie miała sensu. Zresztą jak zauważyłem, że w Wiśle trafiłem na mur, to po prostu odszedłem. Przekonałem się, że chłopaków w Krakowie nie przekonam do swoich metod, więc powiedziałem: pas. Zawsze jednak powtarzam, żeby moi aktualni zawodnicy popatrzyli, jak zmienił się standard życia u tych piłkarzy, którzy wcześniej podporządkowali mi się w pracy. Bo to jest najlepsza wizytówka roboty, którą wykonuję.

Jagiellonia Białystok jest w stanie zdobyć mistrzostwo Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×