Górnik Łęczna po pogromie: Wyglądało to beznadziejnie

 / ŁUKASZ GROCHALA/CYFRASPORT / NEWSPIX.PL
/ ŁUKASZ GROCHALA/CYFRASPORT / NEWSPIX.PL

Górnik Łęczna katastrofalnie zaprezentował się w meczu z Ruchem Chorzów i przegrał aż 0:4. To najwyższa porażka drużyny z Lubelszczyzny u siebie od 2006 roku.

W meczu drużyn ze strefy spadkowej Górnik Łęczna okazał się zdecydowanie gorszy od Ruchu Chorzów. Lepiej zorganizowani goście bezapelacyjnie dominowali na boisku i zasłużenie zwyciężyli. - Przed tym meczem pewnie wiele osób było przekonanych, że na Ruchu się odkujemy i pójdziemy w górę. Prawda okazała się zgoła odmienna i bardzo dla nas brutalna. Każdy przed meczem miał w głowie, że możemy nie tyle odskoczyć od dołu, ile zbliżyć się do grupy zespołów, które mają w okolicach 20 punktów... Co tu mówić? Generalnie wyglądało to żenująco - nie ukrywa Maciej Szmatiuk.

Trener Andrzej Rybarski zdecydował się na aż sześć zmian w podstawowej jedenastce w porównaniu do ostatniego meczu. Ze składu wypadł m.in. Szmatiuk, a jego miejsce zajął Radosław Pruchnik, który wyleciał z boiska po czerwonej kartce w 59. minucie. - To są decyzje, które podjął trener. Chciał zagrać takimi ludźmi, zrobił takie zmiany. W poprzednich meczach nie szło, traciliśmy bramki i przegrywaliśmy. Naturalną rzeczą było, że trzeba szukać innych rozwiązań, żeby coś ruszyło. To jest oczywiste, że jak przegrywa się dwa mecze i traci w nich sześć bramek, to trzeba szukać zmian, bo coś jest tak - zauważa doświadczony piłkarz, który w sobotę pojawił się na boisku w 64. minucie meczu.

Po klęsce z Ruchem Górnik spadł na ostatnie miejsce w tabeli Lotto Ekstraklasy. Styl gry zielono-czarnych nie napawa optymizmem przed czterema ostatnimi meczami w 2016 roku. - Nie ma co ukrywać, że od pierwszych minut wyglądało to beznadziejnie. Po trzech ostatnich meczach trudno będzie spojrzeć z wielkim optymizmem, natomiast nie mamy nic do stracenia. Musimy sobie przypomnieć, jak się zdobywa punkty - podkreśla Szmatiuk.

ZOBACZ WIDEO Świetny trik Neymara {ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: