Andrzej Rybarski: Czy to jest ten sam zespół?

PAP/EPA / Andrzej Grygiel
PAP/EPA / Andrzej Grygiel

Górnik Łęczna po raz trzeci z rzędu musiał przełknąć gorycz porażki i wylądował na dnie Lotto Ekstraklasy. W sobotę drużyna z Lubelszczyzny skompromitowała się na całej linii i uległa Ruchowi Chorzów aż 0:4.

W trzecim meczu z kolei Górnik Łęczna stracił bramkę w pierwszym kwadransie gry. Ruch Chorzów szybko dołożył drugiego gola i kontrolował przebieg spotkania. - Zawodnicy dostali szansę po to, żeby udowodnić, iż na to zasługują. Zmiany w składzie były spowodowane tym, że straciliśmy w trzech ostatnich spotkaniach siedem bramek. Zawodnicy, którzy do tej pory nie grali dostali szansę i już w 19. minucie przegrywaliśmy 0:2 - zauważa Andrzej Rybarski.

Zielono-czarnym nie można odmówić zaangażowania, lecz w ofensywie byli kompletnie bezradni i bili głową w mur. Pomimo przewagi w pierwszej połowie nie oddali nawet celnego strzału, a w drugiej odsłonie Ruch zadał dwa kolejne ciosy. - Zagraliśmy najsłabsze spotkanie w ogóle w tym roku. Nie nawiązaliśmy rywalizacji z Ruchem Chorzów  - ocenia trener łęczyńskiej drużyny.

Sytuacja Górnika w tabeli coraz mocniej się komplikuje, co odzwierciedla kiepski styl gry zespołu. Pomimo roszad w składzie łęcznianie wciąż zawodzą. - Nie widzę plusów po tym spotkaniu. Powiem szczerze, że na gorąco nie mam żadnej odpowiedzi o przyczynę. Sam się nad tym zastanawiałem czy to jest ten sam zespół? Po tym meczu nic kompletnie nas nie broni - przyznaje Rybarski.

ZOBACZ WIDEO Przerwana kariera Cezarego Wilka. "Złość miesza się ze smutkiem"

Komentarze (0)