Mały szok - komentarze po meczu Polonia Warszawa - ŁKS Łódź

- Spotkania z prezesem się nie boję - mówił Jacek Zieliński na pomeczowej konferencji po porażce 1:3 z ŁKS. Jak się jednak okazało, była to jego ostatnia konferencja w roli trenera warszawskiej Polonii. Radości z pokonania faworyzowanego przeciwnika nie kryła natomiast ekipa ŁKS.

Jacek Zieliński (trener Polonii): Jestem w szoku. Nie sztuką jest prowadzić grę i przeważać, sztuką jest zdobywać bramki. ŁKS pokazał jak się to robi. Najgroźniejsi pod bramką rywali byli obrońcy - Tomasz Jodłowiec i Piotr Dziewicki. To najlepszy komentarz do naszej gry w tym spotkaniu. Jeden punkt w trzech meczach to nie przypadek, ale też nie pech. Zabrakło umiejętności i trochę charakteru. Nadal największy problem mamy ze zdobywaniem goli. Spotkania z prezesem się nie boję, taki jest ten zawód, że jak nie idzie, to trener pierwszy pakuje walizki.

Grzegorz Wesołowski (trener ŁKS): Jesteśmy szczęśliwi. Spodziewaliśmy się ciężkiego meczu i tego, że Polonia będzie atakować i mieć przewagę. Tak było, a my skupiliśmy się na grze z kontry. Byliśmy cierpliwi i konsekwentni, co się opłaciło. Cieszymy się tym bardziej, że nie graliśmy w najsilniejszym składzie. Szkoda tylko kontuzji Marcina Adamskiego.

Marcin Adamski (obrońca ŁKS): Rozegraliśmy dobre spotkanie. Graliśmy konsekwentnie i cierpliwie, a Polonia waliła głową w mur. Rywal miał swoje sytuacje, m. in. ze stałych fragmentów gry, ale na szczęście nic im się nie udało, a my dobrze kontrowaliśmy. Wygraliśmy 3:1, a mogło się skończyć nawet naszym wyższym zwycięstwem. Jechaliśmy tu po zwycięstwo. Polonia, chociaż znajduje się w czołówce, wcale nie ma silniejszego składu od naszego. To nawet my mamy lepszych piłkarzy i udowodniliśmy to na boisku.

Tomasz Jodłowiec (obrońca Polonii): Nie wiem, co się z nami stało. Za dużo myślimy i nie punktujemy. Nasza gra wyglądała źle szczególnie w pierwszej połowie, bo nie stworzyliśmy praktycznie żadnej dogodnej sytuacji. Po przerwie było już lepiej, ale ŁKS nas skontrował i było po wszystkim. Bramkę do szatni straciliśmy przypadkowo, a później postawiliśmy już wszystko na jedną kartę, zaryzykowaliśmy i rywal to wykorzystał. W pierwszej połowie doprowadzaliśmy do zagrożenia pod naszą bramką i rywale to wykorzystali. Szansa na mistrzostwo pozostaje do samego końca, ale teraz z pewnością będzie już o nie bardzo trudno.

Komentarze (0)