Po kilkudziesięciu sekundach rywalizacji Timo Werner wbiegł w pole karne i próbował ograć Ralfa Faehrmanna. Kiedy przebiegał obok bramkarza Schalke 04 Gelsenkirchen, upadł na murawę bez kontaktu z nim, a arbiter nie tylko wskazał na "wapno", ale też pokazał żółtą kartkę rzekomemu winowajcy.
- Wychodziłem na czystą pozycję, miałem kontakt z Naldo, straciłem równowagę, a później niefortunnie kopnąłem piłkę i się przewróciłem. Nie zamierzałem symulować, żeby wywalczyć karnego - wyjaśniał po meczu zawodnik RB, cytowany przez "Bilda".
Zdaniem Faehrmanna, winnym błędnej decyzji jest wyłącznie arbiter. - Werner przyznał, że go nie faulowałem i trzeba takie zachowanie pochwalić jako zgodne z fair play. Mimo to jednak sędzia podyktował karnego - narzekał na Bastiana Dankerta golkiper.
Werner wykorzystał karnego, a lider ostatecznie zwyciężył 2:1 i utrzymał 3-punktową przewagę nad Bayernem Monachium w tabeli. Różnica ta prawdopodobnie byłaby mniejsza, gdyby nie błąd Bastiana Dankerta, ponieważ piłkarze Ralpha Hasenhuettla nie rozegrali najlepszych zawodów.
- Trudno pogodzić się z takim początkiem spotkania. Każdy widział, że karnego nie powinno być - skomentował niepocieszony trener Schalke Markus Weinzierl. - Nie było łatwo odrobić straty, ale zdołaliśmy to zrobić, a później mieliśmy nawet okazję na objęcie prowadzenia. Niestety po stracie drugiego gola nie byliśmy już w stanie odpowiedzieć - dodał szkoleniowiec królewsko-niebieskich.
ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski w Borussii. Od Lewangłupskiego do Lewangolskiego