Marek Wawrzynowski: Niezwykła przemiana Legii Warszawa (felieton)

PAP / Bartłomiej Zborowski
PAP / Bartłomiej Zborowski

Od pośmiewiska Europy do solidnej i świetnie zorganizowanej drużyny. Legia Warszawa przeszła niezwykłą przemianę w tej edycji Ligi Mistrzów.

Nieprawdopodobną drogę przeszła Legia Warszawa. Od chaosu i rezygnacji, do znakomicie zorganizowanej i zdyscyplinowanej jednostki na europejskim poziomie. Mecz ze Sportingiem Lizbona pokazał, że dziś mistrz Polski nie musi obawiać się uznanych europejskich firm. Może nie tych z topu, ale już tych aspirujących.

Besnik Hasi coś jednak po sobie zostawił. Po pierwsze Vadisa Odjidję-Ofoę, po drugie Thibaulta Moulina, po trzecie Ligę Mistrzów, a po czwarte w szatni prawie całkowicie spaloną ziemię, co pomogło wejść w znakomitym stylu Jackowi Magierze.

Gdy przypomnimy sobie pierwsze spotkanie z Borussią Dortmund, wiele wskazywało na to, że pierwszy po dwóch dekadach awans do Ligi Mistrzów zakończy się totalną kompromitacją. Sporo było w tym winy samego klubu, który nie spisał się w okresie transferowym. Dlatego z ultraszybkim zespołem z Dortmundu zobaczyliśmy na boisku choćby duet środkowych obrońców Dąbrowski - Czerwiński, który jeszcze nie wpasował się w Legię, a już miał mierzyć się z piłkarzami z innego świata. A do tego ta awantura na trybunach i ogólnie wrażenie wielkiej klęski.

Do tego podzielona szatnia, pretensje piłkarzy, którzy nie mogli pogodzić się z tym, że grają ściągnięci i nie zawsze przygotowani ulubieńcy trenera. To nie mogło się udać.

ZOBACZ WIDEO Vadis Odjidja-Ofoe: Dojrzeliśmy

Zarząd zareagował drastycznie i dobrze. Jacek Magiera, wcześniej mocno niedoceniany, dostał swoją szansę w najlepszym możliwym momencie. Trzeba przyznać, że sporo świetnej roboty zrobił przez kilka dni w roli pierwszego trenera Aleksandar Vuković. To on posadził na ławce Vadisa. To co dziś wydaje się "herezją", było być może posunięciem kluczowym.

- Wcześniej z nim porozmawiałem. Uważam, że obok Ljuboji to najlepszy piłkarz jaki trafił do polskiej Ekstraklasy. Wytłumaczyłem mu swoje stanowisko i on zareagował bardzo pozytywnie. Pokazał profesjonalizm, że chce się skupić na swojej robocie, że zasługuje na kolejną szansę. Postawiłem go przed wyborem: "Albo się obrazi" i odsunie się na margines albo przyjmie to godnie i będzie trenował normalnie. A z jego potencjałem dobra gra to kwestia czasu. Poza tym zrobiłem to też dla jego dobra. Była na niego nagonka i dla wszystkich było ważne, żeby widzieli że to nie jest gość, który musi grać zawsze - opowiadał nam Vuković.

Znakomicie się dobrali. Żywiołowy Vuković i spokojny, opanowany, analityczny numer 1, Magiera.

Wraz z tą zmianą ewoluował cały zespół. Znakomicie zaczął grać Miroslav Radović. A przecież było sporo głosów na "nie", gdy wracał do klubu. Kluczowym piłkarzem zaczął być Aleksandar Prijović, który zawsze mówił, że tylko czeka na szansę. Bartosz Bereszyński przestał być tylko niedoszłym piłkarzem Benfiki Lizbona i stał się zawodnikiem aspirującym do gry w kadrze narodowej. O Jakuba Rzeźniczaka jeszcze niedawno był ostry spór w mediach społecznościowych. Czy go pogonić, czy tylko pożegnać. Michał Kopczyński dostał szansę i ją wykorzystał, jest jednym z największych pozytywnych zaskoczeń rundy. Wszyscy ci piłkarze wyszli z własnego cienia. I w końcu znakomity duet, Moulin - Vadis. Ten drugi to moim zdaniem, najlepszy obcokrajowiec, jaki grał w polskiej lidze. Piłkarz na nasze warunki fenomenalny. Technicznie znakomity, wszechwidzący, świetny w odbiorze, nie bojący się podejmować ryzyka. Tylko w meczu ze Sportingiem zaliczył kluczowe podanie przy bramce i wypracował kolegom kilka znakomitych akcji, a do tego "zrobił" czerwoną kartkę Williama Carvalho. Przyćmił znakomitego Portugalczyka, mistrza Europy.

A jest jeszcze Moulin, który zakończył rozgrywki najlepszym chyba swoim spotkaniem od kiedy jest w Legii. W odbiorze niemalże perfekcyjny, z przodu bardzo przyzwoity.

Przed pierwszym meczem Legii pisałem, że należy cieszyć się z udziału. Nie ma wątpliwości, że Legia wylosowała najgorzej, jak mogła. Dlatego każdy punkt miał być dla niej sukcesem. Są cztery punkty, co jest już naprawdę sporym osiągnięciem. Jeden za remis z Realem Madryt po fantastycznym meczu, który pozwolił drużynie uwierzyć we własne możliwości. Kolejne po wygranej w znakomitym stylu ze Sportingiem. Myślę, że to będą te dwa mecze, o których kiedyś będą pisali dziennikarze, którzy jeszcze się nie urodzili.

Zobacz inne teksty autora

Źródło artykułu: