W 7. minucie cały stadion wiedział, że gol Aleksandara Prijovicia nie został uznany, bo ten był na spalonym. Niczego nieświadomy napastnik cieszył się jakby sam. Gdy do niego dotarło, nagle przerwał cieszynkę, wyrwał aż kawałek trawy. W 30. minucie Prijović do spółki z Guilherme porwali już stadion. Rosły snajper w polu karnym podał do najmniejszego na boisku Brazylijczyka. A ten z szóstego metra posłał piłkę do bramki, tuż przy słupku.
I to, co było niemożliwe, możliwym zaczynało się stawać. Zresztą, nie chodzi tylko o samą szansę gry w Lidze Europy.
Guilherme, wyciągnięty swego czasu za uszy z II ligi portugalskiej, po raz kolejny udowodnił, jak futbol bywa przewrotny. Przecież na początku swojej przygody z Legią wydawało się, że nic z tego nie będzie. Kontuzje nie dawały mu spokoju. Gdy w drugiej połowie schodził z boiska, żegnano go owacją na stojąco.
A Miroslav Radović? Był już po drugiej stronie. Co prawda z chińskimi milionami na koncie, ale gra w Słowenii czy Serbii wskazywały, że zmierza już tylko w jednym kierunku. Teraz na jego zwody nabiera się i Real i Borussia. O Sportingu nie wspominając. Vadis Odjidja-Ofoe też był na zakręcie. Niechciany w wielkiej Europie, z oponą na brzuchu wydawał się idealnym kandydatem na kolejną przepłacaną gwiazdkę. Arkadiusz Malarz myślał o końcu kariery. Nawet ten Prijović, wyciągnięty z drugiej ligi tureckiej. Ma jednak w sobie coś ze Zlatana. I to nie tylko długie włosy oraz krzywy nos.
Ta cała banda w 30. minucie środowego meczu udowadniała, że w piłkarskiej Europie jest nie tylko geograficznie.
ZOBACZ WIDEO Guilherme: To był perfekcyjny wieczór
Sporting starał się dominować od początku meczu. Przeważał przez całą pierwszą połowę, ale nic z tej przewagi nie wynikało. Portugalczycy nie mieli czegoś, czym imponowała Legia - jakości. Każdy wypad mistrzów Polski na połowę rywala był groźny. Każdy wiedział, co i jak ma robić. Jacek Magiera zagrał tak, jak zapowiadał. Tym razem bez szaleństw. Nie było gry w dwa ognie jak z Borussią Dortmund czy Realem Madryt. Za to spokojnie z tyłu, czekając na to, czego nie zrobi Sporting. A ten przez 45 minut nie robił nic. Legia, obserwowana z trybun przez Stanisława Czerczesowa grała tak, jak za jego czasów - agresywnie. Było jedno takie zdarzenie w pierwszej połowie, gdy w środku boiska dwóch legionistów jak dwa wściekłe pitbulle dopadło do Portugalczyka. Tak się walczy o marzenia.
Druga połowa wyglądała podobnie. Sporting przeważał, bo musiał. Legia czekała, bo tak chciała. Z każdą minutą goście przeważali coraz bardziej. W 55. minucie zagotowało się w polu karnym, piłka po strzale Adriena Silvy na szczęście minęła bramkę.
Przewaga gości rosła, Legia broniła się czasami rozpaczliwie. W 74. minucie Andre nie trafił do pustej bramki! Legia miała kontry, miała świetne okazje, ale brakowało zimnej krwi. Rozpaczać może jednak Sporting. Choć nie, chyba nawet nie będzie tego robił. Jorge Jesus mówił przecież, że w przypadku braku awansu tragedii nie będzie.
Awans Legii do Ligi Europy wydawał się niemożliwy. Nie po 0:6 z Borussią, nie po 1:5 z Realem. Jacek Magiera w swoim pierwszym meczu przegrał w Lizbonie 0:2. Potem jednak jego drużyna potrafiła zrobić coś, czego nie umiał Sporting, postawiła się tym wielkim. Urwała punkt Realowi Madryt. To był punkt, który dał awans. To był królewski punkt.
Legia sama jest dziś królewska!
Legia Warszawa - Sporting Lizbona 1:0 (1:0)
1:0 - Guilherme 30
Legia Warszawa: Arkadiusz Malarz - Adam Hlousek, Michał Pazdan, Jakub Rzeźniczak, Bartosz Bereszyński - Michał Kopczyński, Thibault Moulin, Miroslav Radović (Maciej Dąbrowski 90+3), Guilherme (Michał Kucharczyk 61), Vadis Odjijda-Ofoe - Aleksandar Prijović (Kasper Hamalainen 86)
Sporting Lizbona: Rui Patricio - Marvin Zeegelaar (Andre 690, Ruben Semedo, Sebastian Coates, Paulo Oliveira (Ricardo Esgaio 58) - William Carvalhi, Adrien Silva, Gelson Martins, Bruno Cesar, Lazar Marković (Bryan Ruiz 59) - Bas Dost
Żółte kartki: Kopczyński, Rzeźniczak, Odjidja-Ofoe, Radović, Pazdan i Adrien Silva, William Carvalho
Czerwona kartka: William Carvalho (dwie żółte)
Sędzia:
Gianluca Rocchi (Włochy)
Obserwuj @Jacek_Stanczyk