Od czasu reformy Lotto Ekstraklasy drużyna ze Szczecina jest jedną z nielicznych, która zawsze była w grupie mistrzowskiej. W tym sezonie będzie musiała mocno powalczyć o swoje miejsce w ósemce. Nad dolną połową tabeli ma symboliczną przewagę, a jeżeli Pogoń Szczecin marzy o awansie do europejskich pucharów poprzez ligę, musi mocno gonić liderów. Jagiellonia Białystok oraz Lechia Gdańsk mają nad nią 13 punktów przewagi. To sporo.
Portowcy rozpoczęli sezon z nowym trenerem. Czesław Michniewicz wielu sympatyków w Szczecinie nie miał. Jego następca Kazimierz Moskal był niewiadomą. Szkoleniowiec nie wyściubiał wcześniej nosa spoza Małopolski i sam przyznał, że propozycja z Pomorza Zachodniego była dla niego niespodzianką.
Moskal obiecał, że jego drużyna będzie grać ofensywnie i atrakcyjnie.
- Chcę, żeby Pogoń prowadziła grę i dyktowała warunki na boisku. To, co dzieje się na murawie ma sprawiać przyjemność nie tylko piłkarzom, ale też kibicom. Publiczność ma widzieć widowiska i chętnie przychodzić na stadion - powiedział trener.
I faktycznie drużyna Moskala gra atrakcyjnie, ale tylko od czasu do czasu. Brak stabilizacji widać w stylu gry i wynikach. Pogoń potrafiła rozbić Bruk-Bet Termalicę Nieciecza, Wisłę Kraków, pokonać Legię Warszawa, po czym podobnie jak w poprzednim sezonie współtworzyła mecze mdłe, nudne. Idealnym podsumowaniem było ostatnie, przegrane spotkanie w Niecieczy. U siebie Pogoń pokonała Słonie 5:0, na południu Polski przegrała 0:2. Ze skrajności w skrajność, a 7. lokata w środku tabeli jest sumą wzlotów i upadków.
Pogoń ratowała jesień w Pucharze Polski. Od Kalisza po Niepołomice wygrała wszystkie mecze i jest trzy starcia od zdobycia pierwszego w historii trofeum. Szczęście nie uśmiechnęło się do Portowców w losowaniu, ponieważ w półfinale zmierzą się z Lechem Poznań, ale entuzjazm w Szczecinie nie zgasł. Tak blisko wygrania czegoś dużego Pogoń nie była od 2010 roku, kiedy jeszcze jako I-ligowiec grała w finale z Jagiellonią. Od tego czasu nie otarła się o mistrzostwo kraju, a z pucharu wypadała wcześniej niż Flota czy Błękitni.
Lider: Adam Frączczak
Do Szczecina trafił w trakcie rundy jesiennej Cornel Rapa, co uwolniło Adama Frączczaka od konieczności gry na prawej obronie. Wrócił do ataku i gra sezon życia. Nim nastała zima zdobył 10 goli w lidze i pucharze. Kibice skandują pod jego adresem "Prawdziwy Portowiec", a film, kiedy w Gdańsku, podniósł z boiska wafelka, zjadł go, podziękował, po czym wykonał rzut karny, oglądali internauci daleko poza granicami Polski.
EkstraKLASA: cud na skrzydłach
Pogoń zakontraktowała bocznych pomocników, którzy robią różnicę i są motorami napędowymi ataków. Adam Gyurcso i Spas Delew są obserwowani przez mocniejsze kluby niż Pogoń. Bułgar zapracował na powołanie do reprezentacji, a kiedy wypadł ze składu z powodu kontuzji, szczecinianie przestali zwyciężać. Gyurcso zdobył w meczu z Wisłą cztery bramki i trafił na okładkę największego dziennika sportowego na Węgrzech.
EkstraKLAPA: dziurawe dłonie bramkarzy
Nie bez przyczyny mówi się, że najlepszy bramkarz Pogoni siedzi na ławce w rezerwach, a mecze pierwszego zespołu ogląda z trybun. Zakontraktowany w klubie jest wciąż Radosław Janukiewicz, którego jednak nikt przywrócić do kadry nie zamierza. Jego następcy Dawid Kudła oraz Jakub Słowik zmieniają się miejscem w bramce, ale obaj punktów nie ratują, a punkty przez dziurawe rękawice przepuszczają.
Cytat: Adam Frączczak
- Taką Pogoń stać na pierwsze trofeum w historii klubu. Czas na nie.
ZOBACZ WIDEO Bóg, futbol, Borussia. Polak, który zatrzymał papież