Włoski menedżer potrzebował kilku miesięcy, by pozbierać The Blues po dołującej kampanii 2015/2016 i wywindować ich na sam szczyt. Już ten fakt każe się wstrzymywać z krytyką, zwłaszcza że rok temu po 20 kolejkach londyńczycy mieli nie 49 punktów, a... 23.
Mistrzostwo dla Chelsea będzie wynikiem nadspodziewanie dobrym, bo zatrudniając Antonio Conte, Roman Abramowicz oczekiwał od niego przede wszystkim powrotu do Ligi Mistrzów, czyli wywalczenia miejsca w pierwszej czwórce. Już teraz jednak widać, że nawet jako lider podopieczni byłego opiekuna Juventusu mają braki, które bezlitośnie obnażył ostatni mecz z Tottenhamem.
Obrona i atak funkcjonują bez zarzutu. Tu postęp w stosunku do poprzedniej edycji jest tak wielki, że doszukiwanie się dziury w całym byłoby nie na miejscu. Gorzej sytuacja wygląda w drugiej linii. Z jednej strony zmiana ustawienia na 3-4-3 była strzałem w dziesiątkę i dała londyńczykom trzynaście ligowych wygranych z rzędu, z drugiej właśnie środek pola zawiódł na White Hart Lane najbardziej.
Mecz z Tottenhamem był pierwszym od wielu miesięcy, w którym decyzje personalne Conte wzbudziły kontrowersje. Już podstawowy skład - z N'Golo Kante i Nemanją Maticiem - kazał wątpić, czy Chelsea będzie wystarczająco kreatywna. Raptem kilka dni wcześniej - w domowym pojedynku ze Stoke City - znakomicie spisał się Cesc Fabregas, który wypracował dwie bramki dla The Blues. Mimo to Hiszpan zasiadł na ławce, a jego koledzy cierpieli w ofensywie, bo stwarzali zbyt mało sytuacji.
ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski w Borussii. Od Lewangłupskiego do Lewangolskiego
Wyrwa była jednak nie tylko w środku. Mocno poniżej oczekiwań zagrali też Marcos Alonso i Victor Moses. Obaj mają pomagać zarówno w tyłach, jak i z przodu, lecz o ile z tego pierwszego zadania wywiązywali się jeszcze nie najgorzej (Tottenham w gruncie rzeczy nie stworzył więcej sytuacji niż rywal, był po prostu zabójczo skuteczny), to już z przodu nie dawali kompletnie nic i nie było to pierwsze spotkanie, w którym wspomniana dwójka w ofensywie wyglądała tak blado.
Alonso i Moses to dziś najsłabsze ogniwa w jedenastce Chelsea, a wystawienie pary Kante - Matić w środku tylko pogłębiło problemy. Przy grającym z rozmachem Tottenhamie Chelsea wyglądała na zagubioną, bo miała na boisku zbyt mało atutów ofensywnych.
W tym kontekście nie dziwią zakusy Conte, który chciałby sprowadzić na Stamford Bridge Jamesa Rodrigueza. Sęk w tym, że kreatywnego rozgrywającego Włoch już ma. Chodzi oczywiście o Fabregasa, który długo musiał walczyć, by w ogóle dostać szansę, a gdy już ją otrzymał, to zaczął odpowiadać konkretami (mimo niespełna 700 minut na boisku, uzbierał we wszystkich rozgrywkach trzy gole i aż sześć asyst).
Gdy obok Kante lub Maticia pojawi się właśnie Hiszpan bądź inny kreatywny pomocnik, w środku pola Chelsea będzie odpowiednio zbilansowana. Alonso i Moses na bokach drugiej linii takiej jakości już nie gwarantują. Nigeryjczyk w ostatnim czasie przeżywa renesans, odbudował się w sposób fantastyczny, bo przecież pół roku temu nikt mu nie dawał szans na regularne występy w klubie z Londynu. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że Chelsea to dla niego mimo wszystko za wysokie progi. Podobny zarzut niektórzy stawiają Alonso, 25-latek jednak gra w ekipie The Blues dopiero od kilku miesięcy, poza tym ma nieco większe umiejętności indywidualne i w niedługim czasie może wskoczyć na wyższy poziom.
Jeśli Chelsea zostanie mistrzem Anglii, to głównie dzięki znakomicie zorganizowanej obronie i ogromnej sile rażenia z przodu. Gdyby natomiast coś poszło nie tak, z całą pewnością przyczyna tkwić będzie w środku boiska.