Patryk Tuszyński przeniósł się do Turcji w lecie 2015 roku. W sezonie 2015-16 rozegrał w barwach tureckiej ekipy 27 meczów, zdobył osiem bramek i zaliczył cztery asysty. W tym sezonie zagrał już 16 razy, w lidze nie udało mu się wpisać na listę strzelców, ale w Pucharze Turcji strzelił cztery gole w czterech spotkaniach. Zawodnik przyznaje, że nie żałuje przeprowadzki, mimo że w Turcji od pewnego czasu panuje bardzo niestabilna sytuacja.
- W Rize fajnie się żyje. Urodziła nam się tu córeczka. Mieszkamy sobie we troje i jest nam dobrze - mówi Tuszyński na łamach "PS". - W ciągu półtora roku dla mnie tylko ta sytuacja w Stambule była jedyną niepokojącą (piłkarz przebywał w tym mieście, gdy doszło do nieudanego puczu - przyp.red.), bo Rize, miasto na północnym wschodzie, to inny, spokojny świat. Tu życie jest bezpieczne, wręcz bezstresowe. To zupełnie inna Turcja. Do południa, gdzie jest napięta sytuacja na granicy z Syrią, też daleko - dodaje.
Mimo że zawodnik gra w Turcji już od ponad roku, wciąż nie może się przyzwyczaić do pewnego rytuału. - Nie jestem w stanie przyzwyczaić się do zarzynania owieczek. Zdarzyło się to ze cztery razy w naszym ośrodku treningowym, w obecności całej drużyny. Gdy nie potrafiliśmy wygrać kilku spotkań z rzędu, do ośrodka zapraszany był miejscowy duchowny. Najpierw modlitwa, a później owieczka szła pod nóż. Turkami to nie wstrząsało, mną i kolegami z Europy - tak - przyznaje piłkarz.
Były zawodnik Jagiellonii Białystok ma z Rizesporem kontrakt ważny do czerwca 2018 roku. Piłkarz przyznaje, że po wypełnieniu umowy przeniesie się najprawdopodobniej do innej ligi.
ZOBACZ WIDEO Cagliari - Genoa. Wysokie zwycięstwo gospodarzy, grał Bartosz Salamon. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]