Zimowe obozy - kuźnia szemranych meczów

PAP/EPA / PAP/Marcin Bielecki / Benco Mervo (po lewej) i Jarosław Fojut (po prawej)
PAP/EPA / PAP/Marcin Bielecki / Benco Mervo (po lewej) i Jarosław Fojut (po prawej)

Bójki, karne z kapelusza czy celowo przedłużane połowy - tak wyglądają mecze podczas zimowych obozów przygotowawczych. - Powinny być wycofane z zakładów bukmacherskich - mówi Jarosław Fojut. - To walka z patologią - dodaje sędzia Szymon Marciniak.

Najgłośniej było tej zimy o sparingu Pogoni z Astrą Giurgiu (3:1). Sędzia główny tego meczu podyktował trzy rzuty karne. Zawodnicy obu drużyn uznali te decyzje za błędne i celowo nie wykorzystali żadnej z jedenastek. - Arbiter był Rumunem. Piłkarze Astry, czyli jego rodacy, dopytywali go po rumuńsku, dlaczego podjął taką decyzję. On im jednak tego nie wytłumaczył. Co więcej: zwracał się do nich w języku angielskim i mówił półsłówkami - rozkłada ręce Jarosław Fojut, obrońca Pogoni Szczecin. - Ktoś zza boiska ponoć klaskał, a sędzia zaraz po tym dźwięku dyktował kolejne jedenastki. Dość powiedzieć, że pierwsza połowa trwała 52 minuty. Nasz kierownik sygnalizował głównemu, że gramy za długo. Ten nie reagował, wyraźnie zależało mu, by gol padł jeszcze przed przerwą - relacjonuje zawodnik.

Irytację gracza Pogoni podziela Michał Miśkiewicz, bramkarz Wisły Kraków. W sparingu "Białej Gwiazdy" ze Steauą Bukareszt (4:3) sędzia również podyktował karnego. Również niesłusznie. Rumuni zachowali się honorowo i jeden z zawodników Steauy celowo kopnął obok bramki. - Eh... - wzdycha bramkarz, gdy pytamy go o poziom sędziowania w Turcji. - Utrzymuje się na średnim, by nie powiedzieć, fatalnym poziomie. Asystenci często mają po 30 kilogramów nadwagi. Nie nadążają za linią obrony i trudno żeby byli w stanie ocenić, czy dany zawodnik znajduje się na pozycji spalonej - tłumaczy zawodnik. - Zresztą główny arbiter też ma często problem z utrzymaniem tempa biegu. Ale jak przyjeżdża "dziadek" w wieku 60 lat... Mało profesjonalnie to wygląda - kręci głową Miśkiewicz.

Trudno wytrzymać w zamknięciu

Na zimowych obozach tradycją stały się także bójki na boisku. Do awantury doszło między innymi w spotkaniu Bruk-Bet Termaliki Nieciecza z Łudogorcem Razgrad. Tam piłkarze kopali nie tylko piłkę, ale także siebie po tyłkach. W ruch poszły również pięści. - Buty się trochę "poszarpały" - śmieje się Marcin Baszczyński, menedżer drużyny do spraw sportowych i public relations. - Takie sytuacje często też prowokują sędziowie, gdy nie gwiżdżą ewidentnych fauli lub dyktują wolne za przewinienia, których nie było. Jedna z takich decyzji doprowadziła do awantury w naszym spotkaniu - tłumaczy Baszczyński.

W spotkaniu Zagłębia Lubin z Dinamem Zagrzeb (1:3) sędzia pokazał aż... pięć czerwonych kartek. Piłkarze obu zespołów również skoczyli sobie do gardeł. Sebastian Madera bagatelizuje sprawę. - Ja bym tego nie wyolbrzymiał. Sparingom zawsze towarzyszy luźniejsza atmosfera. Piłkarze wiedzą, że mogą pozwolić sobie na więcej, że nie będą zawieszeni i nie przejmują się kartkami - komentuje obrońca Zagłębia. - Poza tym - na takich obozach buduje się "team spirit". Tu walczy się o miejsce w składzie, dlatego nikt nie odpuszcza. Przyznam też, że jak człowiek siedzi na takim zgrupowaniu dwa lub trzy tygodnie zamknięty w jednym miejscu, no to go nosi i pewnie dlatego dajemy upust emocjom podczas meczów - tłumaczy Madera.

ZOBACZ WIDEO Trzy gole Barcelony. Zobacz skrót meczu z A. Bilbao [ZDJĘCIA ELEVEN]

Obrońca Zagłębia nie zgadza się z przedmówcami. - Arbitrów bym nie winił. Często to piłkarze fundują im jazdę bez trzymanki kopiąc się wzajemnie po nogach. A ci sędziowie z brzuszkiem? Pokazują często naprawdę fajną kulturę prowadzenia meczów - dodaje piłkarz.

Wycofać zakłady bukmacherskie 

Sebastian Mila na jednym zgrupowaniu, będąc jeszcze piłkarzem Śląska Wrocław, otrzymał w czterech spotkaniach kontrolnych cztery czerwone kartki. - Wynikało to też trochę z mojej winy - śmieje się były reprezentant Polski. - Czasem buzują w nas emocje, ale klasa zawodnika wymaga, by być powściągliwym w takich sytuacjach. Każdy z nas przecież tak samo zarabia na życie - mówi pomocnik. Zwraca też uwagę, że poziom sędziowania poprawia się z roku na rok i wiele zależy od tego, z jakimi drużynami rozgrywa się mecze towarzyskie. Do spięć dochodzi zazwyczaj głównie w konfrontacjach z zespołami ze Wschodu. - Równie ważne są też kwestie organizacyjne - dobór nie tylko zespołów, ale także miejsca i ludzi pracujących przy meczu. Lechia zadbała o szczegóły i obyło się bez ekscesów - dodaje Mila.

Fojut chciałby, żeby spotkania sparingowe zostały wycofane z zakładów bukmacherskich. - To absurdalne, że tak jest. Tak naprawdę nie wiemy, skąd ci sędziowie są i czy ktoś w ogóle sprawdza ich uprawnienia. No i oczywiście czy takie uprawnienia posiadają - burzy się piłkarz. - Często wyglądają jak ludzie z pierwszej łapanki - wtrąca Kamil Biliński ze Śląska Wrocław. - Nie chcę z góry przesądzać, że sędziowie mylą się celowo, ale jak się tak człowiek nad tym wszystkim zastanowi, to coś tu ewidentnie śmierdzi - dodaje Fojut.

Konrad Paśniewski, kierownik Legii Warszawa, tłumaczy nam, jak dobieranie sędziów wygląda od strony technicznej. - Wszystko zależy od klubu. Mecze na obozach przygotowawczych gwiżdżą przede wszystkim sędziowie lokalni, wyznaczani przez federacje ogólnokrajowe, lokalne czy odpowiedniki mazowieckich związków. Ale w głównej mierze za dobór arbitrów odpowiada organizator obozu. My współpracujemy z austriacką agencją, która organizuje między innymi sparingi klubom z Bundesligi. Mamy do niej pełne zaufanie - mówi Paśniewski.

Pogoni Szczecin sędziów dobierali organizatorzy obozu. - Podpisaliśmy z nimi taką umowę, na mocy której byli zobowiązani zapewnić nam boiska i arbitrów - mówi Daniel Strzelecki, kierownik "Portowców". - Nie wiem nawet, jak interpretować to, co wydarzyło się w meczu z Astrą. Dobrze, że druga połowa była już normalniejsza. Mam nadzieję, że już nigdy coś takiego nam się nie przytrafi - dodaje.

FIFA walczy, procent nie spada

O głos w tej sprawie poprosiliśmy także arbitra międzynarodowego Szymona Marciniaka. - To nie może być "Zenek Bębenek", który wysiądzie z bagażnika, założy koszulkę i będzie gwizdał. Federacje z danych państw podpisują między sobą umowy, a sędziowie są wybierani często przez organizatorów zgrupowania - tłumaczy Marciniak. Im lepszy klub, tym bardziej zależy mu na obsadzie sędziowskiej z najwyższej półki. - Czołowe drużyny z Europy zastrzegają i proszą, by ich spotkania gwizdali sędziowie międzynarodowi. Po meczach wypełniamy mnóstwo sprawozdań sędziowskich, żeby później ewentualnie pociągnąć danego zawodnika do odpowiedzialności. Protokoły wysyłamy następnie do FIFA. Na meczu obecny jest też obserwator, są również kamery. W takich okolicznościach tylko samobójca usiłowałby robić coś niezgodnego z prawem - opowiada arbiter.

Gorzej jest jednak w spotkaniach mniej popularnych drużyn. - FIFA wie o tych przypadłościach. Bacznie obserwuje takie mecze. Widziałem, jak to wygląda na własne oczy. Jest specjalny system kontroli spotkań sparingowych, na wielkim ekranie są rozpisane wszystkie mecze i w przypadku, kiedy zakłady bukmacherskie na dane zdarzenie podejrzanie rosną, zapala się czerwona lampka - kontynuuje Marciniak. - Najgorsze jednak jest to, że procent podejrzanych incydentów nie spada. Co chwila pojawiają się nowe kluby, nowe miejsca, niektórzy znaleźli sobie sposób na życie. To nieustanna walka z patologią. FIFA i UEFA połączyły jednak siłę, i jestem przekonany, że wkrótce zakończą ten proceder - dodaje Marciniak.

Mateusz Skwierawski

Źródło artykułu: