Poznaniacy tydzień temu nie wykorzystali potknięć Legii oraz Wisły i tylko zremisowali z Górnikiem Zabrze. W minionej kolejce Lech znów mógł uciec warszawiakom na pięć punktów, ale zremisował drugi mecz z rzędu. Tym razem z Arką Gdynia, w której składzie aż roiło się od ekslechitów. - Wiedzieliśmy, że będą chcieli zagrać ambitnie i że czeka nas ciężkie spotkanie. Podobnie było w Zabrzu, choć tam może nie było tylu znajomych, ale również grali na dużej ambicji - mówi Krzysztof Kotorowski.
Gdyby lechici wygrali ostatnie dwa spotkania mieli by aż siedem punktów przewagi nad Legią oraz Wisłą. Bramkarz Lecha bardzo żałuje, że tak się nie stało, ale Kolejorz wciąż jest liderem i wszystko zależy od piłkarzy poznańskiego klubu. - Szkoda, bo mieliśmy szanse, aby uciec czołówce. Nie udało się, ale cały czas jesteśmy w grze i będziemy walczyć w następnych kolejkach - dodaje Kotorowski. - Patrzymy tylko na siebie. Dla nas najważniejsze jest zdobywanie trzech punktów, a niech rywale się martwią gonieniem Lecha.
Przed pojedynkiem z Arką trener Franciszek Smuda mówił, że woli rozgrywać mecze równolegle z rywali do mistrzostwa Polski. Lech drugi raz z rzędu grał po Legii i wiedział, że podopieczni Jana Urbana stracili punkty. - Nie przeszkadza nam taka sytuacja. Trener nas na to uczulał i nie patrzymy, co się dzieje za nami. Lech jest na pierwszym miejscu i walczymy zawsze o trzy punkty. Zobaczymy pod koniec maja jak to będzie wyglądać - opowiada "Kotor".
Fakty mówią jednak inaczej, bo gdy Lech nie jest pod ścianą to nie gra z takim polotem, do jakiego przyzwyczaił. Wcześniej, gdy lechici zdawali sobie sprawę, że muszą wygrać, aby nie stracić pozycji lidera, to sięgali po komplet punktów. Teraz dwukrotnie nie wykorzystali potknięć Legii. - To jest przypadek - uważa 33-letni golkiper. Poznaniaków może cieszyć fakt, iż Lech zdobywa punkt nawet grając słabsze mecze. - To jest ważne, że nie przegrywamy. Cały czas zostajemy na pierwszym miejscu i liczymy się w grze - zakończył Kotorowski.