Do Poznania przyjeżdżam z wielką ochotą - rozmowa ze Zbigniewem Zakrzewskim, napastnikiem Arki Gdynia

Zbigniew Zakrzewski to wychowanek Lecha Poznań. W barwach Kolejorza rozegrał blisko sto meczów w ekstraklasie i zdobył 27 bramek. W 2007 roku odszedł do Szwajcarii, lecz kariery tam nie zrobił. Latem wrócił do Polski i obecnie reprezentuje barwy Arki Gdynia. W sobotę znów zawitał w Poznaniu, gdzie Lech rywalizował z Arką. Spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem.

Michał Jankowski: Jakbyś podsumował mecz z Lechem Poznań?

Zbigniew Zakrzewski: Był to mecz walki. Brakowało sytuacji strzeleckich, ale spotkanie było szybkie i ciekawe w środku pola. Myślę, że podobało się poznańskim kibicom. Większość drużyn przyjeżdżając do Poznania się broni i my nie byliśmy wyjątkiem. Druga połowa była jednak bardzo wyrównana.

Nie rozczarowała Cię postawa Lecha, który przyzwyczaił do lepszej gry?

- Może nie rozczarowała, ale na pewno się zdziwiłem. Drużyna, która walczy o mistrzostwo Polski i wie, że najgroźniejszy konkurent zremisował swój mecz dzień prędzej, powinna pokazać więcej charakteru i zagrać przynajmniej z taką determinacją jak my. Wtedy może by im się udało wygrać. Lechowi życzę w następnych kolejkach zdobywania kompletu punktów. Dla mnie, jako poznaniaka, to fajna sprawa, że Lech mógłby zostać Mistrzem Polski po tylu latach. Będę im kibicował i życzę, żeby grali odrobinę lepiej, bo jak tak będą podchodzić do gry jak z nami, to mogą za dużo punktów nie zdobyć.

Z remisu możecie być zadowoleni.

- Na pewno tak. Chcieliśmy nie przegrać w Poznaniu i udało nam się wywieźć jeden punkt, co jest dużą sztuką. Nareszcie zagraliśmy konsekwentnie, tak jak sobie zakładaliśmy, więc jesteśmy zadowoleni. Musimy dalej szukać punktów.

No właśnie. Musicie zacząć wygrywać, bo w czterech tegorocznych meczach zdobyliście tylko dwa.

- W najbliższych trzech kolejkach czekają nas ciężkie mecze i o punkty będzie bardzo ciężko. Najpierw u siebie gramy z Legią, potem jedziemy na spotkanie z ŁKS Łódź, który jest rewelacją tej rundy, a następnie przyjeżdża do nas Wisła Kraków. Z Legią na pewno będzie inna taktyka niż z Lechem. W poprzedniej kolejce zagraliśmy u siebie bardzo dobre spotkanie z Piastem Gliwice. Mieliśmy siedem czy nawet osiem stuprocentowych sytuacji, ale żadnej nie wykorzystaliśmy. Piast zagroził nam raz i zdobył bramkę. Gdybyśmy wygrali z Piastem i mieli 27 punktów, to z Lechem gralibyśmy bardziej otwartą piłkę, a tak musieliśmy zabezpieczyć tyły i uważać, żeby nie stracić bramki, dlatego ta gra wyglądała defensywniej.

Zapowiada się ciekawa walka o utrzymanie, bo sporo drużyn ma niewielkie różnice punktowe.

- Liga zrobiła się w tej rundzie na tyle wyrównana, że drużyny z dołu tabeli potrafią urwać punkty pewniakom. Myślę, że jest to atrakcyjniejsze dla naszej ligi i będzie przyciągało na trybuny coraz więcej kibiców.

W Arce jest sześciu byłych lechitów oraz trener Czesław Michniewicz. Był to dla was z pewnością szczególny mecz.

- Zawsze przyjeżdżam tutaj z wielką ochotą. W Poznaniu jestem praktycznie co dwa-trzy tygodnie. Kibice przywitali mnie bardzo dobrze. Nie mobilizowaliśmy się jednak specjalnie na ten mecz, bo nie mamy nikomu nic do udowodnienia. Niektórzy zawodnicy odeszli z własnej woli albo swoją grą nie satysfakcjonowali trenerów. To jest sport. Wiadomo, że zawodnicy będący w przeszłości w Lechu, zawsze z wielkim sentymentem będą wracać do Poznania i grać na stadionie przy ul. Bułgarskiej. Dla nas wystarczającą mobilizacją była porażka w poprzednim spotkaniu.

Utrzymujesz kontakt z piłkarzami Lecha?

- Oczywiście. Cały czas mam z nimi kontakt i im kibicuje. Właściwie rozmawiam co tydzień z większością piłkarzy Lecha. Podobnie było, gdy przez rok grałem w Szwajcarii. Przyjaciół się nie zmienia.

Jak oceniasz szanse Lecha na mistrzostwo Polski?

- Mają duże szanse, ale tak jak już wcześniej mówiłem, muszą grać ostrzej i z większym zaangażowaniem. Arka pokazała, że wystarczy zagrać nieco agresywniej i Lech nie potrafi wtedy rozwinąć skrzydeł tak jak wcześniej. Podobnie było z Górnikiem, gdzie Lech również miał problemy.

Źródło artykułu: