Czytaj w "PN": Wraca Liga Mistrzów. Czy znów wygrają Hiszpanie?

PAP/EPA / KIYOSHI OTA
PAP/EPA / KIYOSHI OTA

W poszukiwaniu faworyta Ligi Mistrzów oczy instynktownie zwracają się w kierunku Półwyspu Iberyjskiego. W ostatnich trzech edycjach tych rozgrywek było pięciu hiszpańskich finalistów i Juventus Turyn, przegrany w 2015.

W tym artykule dowiesz się o:

Taka przewaga jednej ligi w najważniejszych klubowych rozgrywkach nie jest bynajmniej rzeczą bezprecedensową w historii tych rozgrywek. W latach 1977-82, czyli sześć razy z rzędu, triumfowali Anglicy. Hiszpanie mieli czterech finalistów w trzech kolejnych edycjach w latach 2000-02, a Anglicy sześciu w pięciu w latach 2005-09. Nie w historii jednak tkwi odpowiedź na postawione na wstępie pytanie, lecz w obecnej formie czterech przedstawicieli Primera Division w najlepszej szesnastce Ligi Mistrzów.

Teza, że Hiszpanie mogą przegrać wyłącznie sami ze sobą, że tylko jednoczesny kryzys Realu Madryt, Barcelony  i Atletico Madryt może otworzyć drogę do uszatki zespołowi z innej ligi, jest karkołomna. Ale na Półwyspie Iberyjskim generalnie się ku niej skłaniają, zadufani w siłę swoich klubów i swojej ligi. Przyjmijmy tu roboczo takie właśnie założenie, by nie zajmować się dyspozycją Bayernu, Juve, PSG czy Manchesteru City, lecz za to dokładniej przyjrzeć się sytuacji w czterech hegemonach La Liga.

Real Madryt - walka ze zmęczeniem

Felizidane - tak nazywa się czasami trenera Los Blancos. Słowo to wymawia się bardzo podobnie jak słowo felicidad, czyli szczęście. Bo też kariera francuskiego piłkarza, a także początki jego pracy w zawodzie trenera dowodzą, że fortuna istotnie wybrała go sobie na faworyta. I na pewno trochę szczęścia będzie potrzebował teraz, by wpisać się do historii futbolu jako pierwszy trener, który dwa raz z rzędu wygra Ligę Mistrzów.

ZOBACZ WIDEO Waleczna Osasuna nie zatrzymała Realu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Wszystko wydaje się być dziś w porządku z zespołem Realu. Poprawia się sytuacja kadrowa, już tylko Gareth Bale pozostaje wykluczony z gry na dłuższy czas. Pozostali zawodnicy powinni być gotowi na mecz z Napoli, choć jeszcze mały znak zapytania stoi przy Tonim Kroosie. Nie ma też sygnałów, by zespołem targały jakieś wewnętrzne spory, zawsze tak prawdopodobne w ekipie składającej się z samych gwiazd i tak niebezpieczne. Zidane wprawnymi rękami - jedną z marchewką, drugą z kijem - prowadzi zespół, nie dopuszczając do rozprężenia w szatni, utrzymując odpowiedni poziom zarówno luzu jak i dyscypliny. Piłkarze wciąż są mu posłuszni, wciąż cieszy się u nich autorytetem. A wiosną 2015 roku, gdy stery dzierżył Carlo Ancelotti, było całkowicie inaczej. Ponadto Real gra futbol urozmaicony taktycznie, pozbawiony rutyny charakteryzującej zazwyczaj obrońców dowolnego trofeum. Trudno znaleźć jakiś uniwersalny sposób na zatrzymanie Los Blancos.

Natomiast nie wiadomo, jak piłkarze pana ZZ wytrzymają sezon fizycznie, czy w pewnym momencie nie zabraknie im paliwa, jak stało się to i z Realem Ancelottiego w 2015 roku, i z Barcą Luisa Enrique w 2016. Wiadomo – przekleństwo Superpucharu Europy na początku sierpnia i klubowych mistrzostw świata w grudniu. Zizou utrzymuje, że wszystko ma pod kontrolą, ale każdy tak mówił. Francuz z pewnością nie ucieszył się z odwołania spotkania z Celtą Vigo w poprzedni weekend. Teraz Real ma do rozegrania w najgorętszym okresie dwa zaległe mecze: z Valencią zmierzy się 22 lutego, kiedy gracze Napoli będą akurat odpoczywać.

W tej sytuacji istotna stanie się dyspozycja także rezerwowych. Ale oczywiście najważniejszy zawsze jest Cristiano. Portugalczyk właśnie skończył 32 lata. "Marca" dokonała niedawno analizy, z której wynika, że większość czołowych napastników Realu po 32 urodzinach gwałtownie traciła formę. Hugo Sanchez, Ruud van Nistelrooy i Raul - właśnie od tego momentu strzelali znacznie mniej goli. Ale z kolei Alfredo di Stefano i Ferenc Puskas - nie. CR już chyba definitywnie zdecydował się grać do końca kariery w Realu i jest zdeterminowany, by dalej triumfować, gonić Leo Messiego w Złotych Piłkach. Prawidłowo odnosi się do kolegów na boisku i poza nim, motywuje ich, a nie demotywuje, jak bywało w przeszłości. Ale bez drugiej lokomotywy, Garetha Bale’a, który potrafił dać mu zmianę choćby na finiszu poprzedniej kampanii, może nie dać rady. Szybki powrót Walijczyka do zdrowia i błyskawiczne osiągnięcie wysokiej formy wydaje się być kluczowe.

Kontuzje i wynikające z nich z pauzy, jakie mają za sobą Modrić i Kroos mogą im wyjść tylko na dobre, bo podczas nieudanej wiosny 2015 roku obu brakowało świeżości. A Isco i James aż dyszą żądzą pokazania wreszcie, ile są warci - tyle że wciąż grają nierówno. Wydobycie z nich pełni potencjału też wydaje się warunkiem niezbędnym, by Real mógł obronić europejski prymat. No i pewnie Sergio Ramos jeszcze jakiegoś ważnego gola będzie musiał strzelić.

(…)

Leszek Orłowski

[b]CAŁY TEKST W NAJNOWSZYM NUMERZE TYGODNIKA "PIŁKA NOŻNA".

[/b]

Komentarze (1)
avatar
Imisirah
15.02.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
To koniec ery hiszpańskiej. Zaczyna się era wlosko - niemiecka z polskim zaciągiem ;-)