Od 73. minuty Słonie przegrywały po golu Sławomira Peszki, ale w doliczonym czasie gry udało im się uratować remis, gdy podyktowany za zagranie ręką rzut karny na bramkę zamienił Vladislavs Gutkovskis.
- Wiedzieliśmy z kim gramy - zmierzyliśmy się z liderem, z bardzo silnym zespołem, który ma w swoich szeregach wielu doświadczonych zawodników i który bardzo dobrze zaczął rundę, wygrywając 3:0 z Jagiellonią Białystok. Nie spodziewaliśmy się, że zabraknie Milosa Krasica i Ariela Borysiuka. Liczyliśmy, że nie wystąpi Sławek Peszko, a na nasze nieszczęście zagrał i zdobył bardzo ważną bramkę - mówi trener Bruk-Betu, Czesław Michniewicz.
- Zanim strzelił gola, to mecz był taki jak się spodziewaliśmy. Lechia operowała piłką na własnej połowie, ale nic wielkiego z tego nie wynikało. Niemniej jednak cofaliśmy się zbyt głęboko i zbyt często Lechia mogła rozgrywać sobie piłkę bez naszej interwencji. Kilka razy jednak przejęliśmy piłkę i mieliśmy kilka dobrych momentów. Po jednej z takich akcji weszliśmy z piłką w pole karne, gdzie doszło do zderzenia Davida Guby z Kubą Wawrzyniakiem. W przerwie oglądałem tę sytuację w telewizji i wydaje mi się, że należał nam się rzut karny, ale sędzia nie podjął takiej decyzji. W przerwie nie rozmawialiśmy na ten temat i zawodnicy o tym nie wiedzieli - dodaje opiekun niecieczan.
W II połowie to Bruk-Bet był stroną przeważającą, ale na jej nieszczęście jak w transie bronił Dusan Kuciak.
ZOBACZ WIDEO Trener Andrzej Strejlau o duecie Lewandowski-Milik: Wspaniała para
- Wydawało się, że mecz jest pod naszą kontrolą. Lechia trochę oddała nam inicjatywę i mieliśmy kilka okazji, ale ze świetnej strony pokazał się Dusan Kuciak, który był bohaterem Lechii i naszym prześladowcą. Nie każdy bramkarz poradziłby sobie w tych sytuacjach - ocenia Michniewicz.
W 73. minucie po świetnym podaniu Rafała Wolskiego, Krzysztofa Pilarza pokonał Peszko, ale gospodarzom udało się doprowadzić do wyrównania.
- Po stracie gola troszeczkę zgaśliśmy. Na kilka minut wiara nas opuściła, Lechia kontrolowała grę, a z nas schodziło powietrze. W końcówce szczęście się do nas uśmiechnęło. Nie wiem, czy ręka była, czy nie - ja tego nie widziałem ze swojej perspektywy, ale ufam swoim zawodnikom, którzy mówili, że była. Cieszę się, że udało nam się uratować remis. Nikt nam go nie podarował - sami go sobie wywalczyliśmy z trudnym rywalem - kończy Michniewicz.