Ta sytuacja jest żenująca! - rozmowa z Pawłem Drumlakiem, piłkarzem ŁKS Łódź

Świetna passa Łódzkiego KS została zakończona. Broniący się przed spadkiem łodzianie po trzech zwycięstwach w tym roku, przegrali na własnym boisku z GKS Bełchatów 0:2.

Piotr Tomasik: Dlaczego nie potrafiliście zagrać tak, jak w trzech poprzednich spotkaniach?

Paweł Drumlak: Brakowało takiego zęba, zawodnika, który potrafiłby odmienić losy meczu. Był to typowy mecz do pierwszej bramki, która strzelili goście. Gol padł trochę przypadkowo, po błędzie naszej defensywy, bo nie można pozostawiać w polu karnym rywali bez opieki. Takie pomyłki nie powinny się nam przydarzać. Zabrakło nieco szczęścia, bo my też mieliśmy okazje do zdobycia gola. Atakowaliśmy, ale goście wyprowadzili zabójczą kontrę, kiedy byliśmy już rozłożeni niczym talia kart na stole. Gdybyśmy wygrali, wszyscy by nas chwalili, podkreślali, że świetna passa została podtrzymana.

Kibice w dość licznym gronie zjawili się na stadionie, ale derby województwa łódzkiego wystawiły mizerną cenzurkę naszej ekstraklasie.

- Ani my, ani Bełchatów nie możemy zaliczyć tego występu do udanych. Był to bezbarwny mecz. Aż dziw bierze, że tak gramy, bo sił naprawdę nam starcza. Czasem brakuje wsparcia partnerów, gdy ruszamy do ataku. Nie było tego, co funkcjonowało w poprzednich spotkaniach. W sobotę wszystko było takie rwane, każdy chciał się pokazać, ale w ogóle mu nie wychodziło. Chyba oczekiwaliśmy, że bramki padną same, bez naszej pomocy i wkładu w akcje ofensywne. Nie byliśmy zespołem, który było stać na wspólne przeprowadzenie ataków.

Teraz dwa tygodnie przerwy na mecze reprezentacji. Przyda wam się ten odpoczynek? Po ostatniej absencji dobrze weszliście do gry - cztery mecze, dziewięć punktów.

- Jesteśmy dobrze przygotowani do rozgrywek, choć w meczu z Bełchatowem chyba nie było tego widać. Mnie sił spokojnie starcza, mam zapał do gry, chciałbym aby mecze były rozgrywane w systemie środa-sobota. Nie lubię czekać na kolejne spotkania...

Zwłaszcza, że ich stawka będzie bardzo wysoka.

- Dokładnie. Najpierw wyjazd na Jagiellonię, potem z Arką u siebie. Wolałbym, aby tak długiej przerwy w rozgrywkach nie było. Poza tym w głowie zawsze pozostaje ostatni mecz, a ten nam nie wyszedł.

Co musicie teraz poprawić w swojej grze?

- Przede wszystkim chcielibyśmy móc korzystać z własnej murawy. Proszę sobie wyobrazić, że przez cały tydzień nie mogliśmy skorzystać z głównej płyty boiska. Ja do tej murawy nie jestem przyzwyczajony, nie znam jej za dobrze. Czasem mam wrażenie, że grając w Łodzi, jesteśmy... na wyjeździe. Na pewno kibice fajnie nas dopingują i sporo pomagają, ale sytuacja, w której musimy co chwilę trenować na innych obiektach, jest żenująca. To na pewno nam nie ułatwia pracy.

Trener waszego najbliższego przeciwnika, Michał Probierz pojawił się na trybunach meczu z Bełchatowem. Zostawiliście po sobie co najwyżej średnie wrażenie, będzie więc szansa, aby czymś zaskoczyć trenera Jagiellonii.

- Każdy mecz jest inny. Chcieliśmy podtrzymać tę dobrą passę, ale się nie udało. Graliśmy słabo, rywale to wykorzystali. Trzeba wyciągnąć z tej lekcji odpowiednie wnioski.

Rycerze Wiosny muszą udowodnić, że ten przydomek to nie przypadek.

- Żałuję, że nie udowodniliśmy tego w ostatniej kolejce. Zwycięstwo pozwoliłoby nam znacznie odskoczyć od drużyn ze strefy spadkowej. Trudno, nie poddajemy się i walczymy dalej.

Komentarze (0)