W dwóch ostatnich meczach MKS Kluczbork zmierzył się z innymi zespołami walczącymi o utrzymanie w Nice I lidze. Kluczborczanie najpierw przegrali u siebie ze Stalą Mielec (0:1), a następnie musieli uznać wyższość GKS-u Tychy (2:4). Zespół z Opolszczyzny nie ukrywał, że w starciach z tymi rywalami chciał zapunktować i odrobić dystans do miejsc gwarantujących utrzymanie.
W Tychach MKS dwukrotnie prowadził, ale mimo dobrej gry nie zdołał wywieźć ze Śląska choćby punktu. - Był to mecz o dużym ciężarze gatunkowym, wszyscy byli świadomi tego o jaką stawkę jest to spotkanie. Mógł być jeden wygrany, jeden zabity, my jesteśmy tym trafionym - przyznał trener MKS-u, Tomasz Asensky.
- Moi zawodnicy włożyli wiele serca w ten pojedynek. Trenujemy bardzo ciężko i staramy się realizować to w meczu, ale czegoś nam zawsze brakuje. Nie opuszcza nas pech, nie możemy nabić kogoś w rękę. Nie mam jednak pretensji do arbitra - stwierdził Asensky.
MKS pierwszą połowę zakończył przy prowadzeniu 2:1, ale tuż po wznowieniu gry stracili gola z rzutu karnego. Chwilę później mogli zdobyć gola na 3:2. Po meczu trener kluczborskiego zespołu żałował straconych szans. - Mieliśmy swoje sytuacje, dwukrotnie prowadziliśmy, mogliśmy poprawić na 3:1, ale Essam za bardzo wypuścił sobie piłkę. Szkoda też sytuacji Chałasa, bo po przerwie szybko straciliśmy bramkę i mogliśmy odzyskać prowadzenie, ale obrońcy jakimś cudem wybili piłkę z linii - powiedział Asensky.
ZOBACZ WIDEO Tego nie uczą na kursach prawa jazdy. Zobacz, jak sobie radzić w kryzysowych sytuacjach na drodze