Bułgaria pokonała Holandię po dublecie skrzydłowego Pogoni Szczecin, Spasa Delewa, a przy pierwszej bramce rodakowi asystował właśnie Simeon Sławczew.
- Bardzo cieszymy się z tej wygranej, w którą wierzyliśmy chyba tylko my i nasz trener Petar Hubczew. Przed spotkaniem prasa nie dawała nam wielkich szans. Nasi kibice też nie za bardzo w nas wierzyli, bo na stadion przyszło ich niewielu. My jednak mamy zaufanie do naszego selekcjonera, który przekonał nas, że jesteśmy w stanie pokonać Holandię i w odpowiedni sposób "nakręcił" nas przed wyjściem na boisko. Na treningach przed meczem był "ogień" - mówi Sławczew w rozmowie z lechia.pl.
Sławczew był jednym z bohaterów spotkania, ale twierdzi, że nie był to jego najlepszy mecz w drużynie narodowej: - Myślę, że lepiej pokazałem się chociażby w grupowym starciu z Białorusią, ale na pewno to był nasz najlepszy mecz, jeśli chodzi o cały zespół, odkąd gram w reprezentacji Bułgarii.
Pomocnik Lechii twardo stąpa po ziemi i wie, że jedno zwycięstwo nie sprawi, że aktualna reprezentacja Bułgarii nawiąże do czasów Christo Stoiczkowa, Emila Kostadinowa czy Krasimira Bałakowa.
ZOBACZ WIDEO Michał Pazdan: Nie jest to nic poważnego
- Nie ma co porównywać nas z tamtą drużyną i tamtymi zawodnikami. Bułgaria była wówczas w najlepszej czwórce mistrzostw świata i do tego grała pięknie i widowiskowo. My nie gramy tak efektownie, ale do maksimum staramy się wykorzystać te atuty, które mamy - twierdzi Sławczew.
Po pokonaniu Holandii Bułgaria wskoczył na trzecie miejsce w swojej grupie eliminacyjnej. - Zdajemy sobie sprawę, że Francja jest raczej poza naszym zasięgiem, ale do drugiego miejsca, które zajmują Szwedzi, tracimy tylko punkt. Kluczowe zatem będzie nasze spotkanie ze Szwecją u siebie. Po cichu liczymy w nim na zwycięstwo, które może zwiększyć nasze szanse na wyjazd na mundial, na który bardzo chcemy pojechać - tłumaczy lechista.