Rozmawiał Jaromir Kruk
34-letni golkiper, który z Celtikiem Glasgow czterokrotnie sięgał po mistrzostwo Szkocji, czuje się niczym młodzieniaszek. Koledzy żartują, że nie został wyeksploatowany za granicą, gdzie głównie był rezerwowym.
"Piłka Nożna": Co zrobił z Wisłą Kiko Ramirez, że prezentujecie się tak dobrze w drugiej części sezonu?
Łukasz Załuska: Kilka rzeczy zmienił. Rozmawiałem z kolegami i są zadowoleni, bo dużo ćwiczymy z piłką, a na treningi każdy przychodzi z radością, czerpie z nich przyjemność. Kiko Ramirez wie, jak trzeba utrzymać dyscyplinę na boisku i dba o odpowiednią atmosferę. Każdy zawodnik jest dla niego ważny.
[b]
Bariera językowa nie stanowi przeszkody? [/b]
Dzięki Bogu, Goncalo Feio, jeden z asystentów Kiko Ramireza, świetnie mówi po polsku i nie mamy problemów z dogadywaniem się z trenerem. W profesjonalnym futbolu trudno mówić o barierze językowej. W większości klubów w różnych ligach występuje sporo obcokrajowców, a do tego język piłkarski jest uniwersalny. Wiodącą grupę zawodników w Białej Gwieździe stanowią Polacy i cudzoziemcy, którzy bardzo dobrze posługują się naszym językiem.
ZOBACZ WIDEO James Rodriguez przesądził o zwycięstwie. Zobacz skrót meczu Kolumbia - Boliwia [ZDJĘCIA ELEVEN]
Nie obawialiście się, że trener bez doświadczenia w najwyższej lidze utonie w Wiśle?
- To nie piłkarze podejmują decyzje o zatrudnianiu szkoleniowców, tylko działacze. My jesteśmy od grania. Dziwne, jak krytykuje się szkoleniowca przed rozpoczęciem pracy, a w piłce nożnej wszystko weryfikuje boisko. Kiedy przyjdą wyniki, to ci sami, którzy narzekali na trenera, zaczną go chwalić. Piłkarze Wisły robią swoje, starają się pracować jak najlepiej i dają z siebie maksimum, dla sztabu szkoleniowego, samych siebie i klubu. Jedziemy na jednym wózku i na razie obraliśmy właściwy kierunek.
Jakie cele stawia się zespołowi Wisły Kraków w tym sezonie?
- Podstawowy to wywalczenie lokaty w pierwszej ósemce po części zasadniczej sezonu.
W niedalekiej przyszłości powalczycie o europejskie puchary?
- W ostatnim okienku transferowym Wisła poczyniła wiele ciekawych ruchów, co pokazało, że klub ma aspiracje. Dysponujemy mocną pierwszą jedenastką, do tego jest grupa wartościowych zmienników, którzy mogą szybko wskoczyć do podstawowego składu. Rywalizacja trwa. Przy odpowiednich wzmocnieniach, w kolejnym sezonie możemy skutecznie powalczyć o Europę. A jeśli się nadarzy okazja, spróbujemy nawet teraz.
Łukasz Załuska należy do wspomnianej wiodącej grupy w Wiśle Kraków?
- Jestem w tym klubie dopiero od kilku miesięcy, więc trudno mnie do niej zaklasyfikować. Nie mogę jednak powiedzieć, żebym czuł się źle w Wiśle, wprost przeciwnie. W szatni panuje superatmosfera, nie ma nudy nawet przez sekundę, a ja się znakomicie odnalazłem w tym środowisku.
Kto jest odpowiedzialny za robienie klimatu w ekipie Kiko Ramireza?
- Nie będę odkrywał wiślackich tajemnic. Jest grupa chłopaków, którzy spotykają się prawie codziennie rano na kawce, ale nazwisk nie ujawnię.
Młodzi zawodnicy nie mają pod górkę?
- Jak w każdym zespole starsi trzymają się ze starszymi, młodsi z młodszymi, ale wszystkich łączą wspólne cele, przede wszystkim dobro klubu.
Pan jest młody duchem, więc bliżej panu do młodych?
- W szatni padam ofiarą szydery, bo koledzy mówią, że nie zostałem zużyty przez siedzenie na ławce rezerwowych, więc bliżej mi do młodych. Podchodzę do tego z uśmiechem na ustach. Myślę, że trzeba sobie to odbić regularnymi występami w ekstraklasie w barwach Wisły.
Ostatnio zewsząd spływają na pana pochwały. Był pan na nie przygotowany przed wznowieniem rozgrywek ligowych?
- Udało się bez kontuzji przebrnąć przez okres przygotowawczy, a lepiej zaczęło mi iść pod koniec rundy jesiennej. Zimą nie marnowałem czasu, pracowałem ciężko i liczyłem, że efekty przyjdą. Jako całość zespół Wisły funkcjonuje nieźle, a ja po prostu staram się pomagać kolegom.
Jakie ma pan cele w Wiśle?
- Będąc na stadionie Wisły, czuje się tęsknotę za Europą. Biała Gwiazda w europejskich pucharach toczyła wiele niezapomnianych bojów, w obecnej kadrze zespołu są piłkarze, którzy pamiętają batalie w eliminacjach Ligi Mistrzów czy w fazie grupowej i pucharowej Ligi Europy. Ja też zaliczyłem parę meczów w Celticu w pucharach, choćby przeciwko Bradze, Udinese, Hamburgerowi SV. Puchary to nagroda dla każdego zawodnika z ambicjami, a przecież w ekstraklasie gra się o awans do nich.
Liga polska jest mocniejsza teraz czy wtedy, kiedy ją pan opuszczał, czyli prawie przed dekadą?
- Ekstraklasa charakteryzuje się nieobliczalnością. Cały czas się to mówi, ale taka jest prawda - każdy może wygrać z każdym. Jeden zespół ogrywa kandydata do mistrzostwa, by za chwilę ulec drużynie broniącej się przed spadkiem. Wszystkie ekipy są dobrze przygotowane fizycznie do rywalizacji i nie można nigdzie liczyć na taryfę ulgową.
Podoba się panu obecny system rozgrywek ekstraklasy z dzieleniem punktów?
- Patrząc z perspektywy zawodnika, widzę pewne minusy, ale na pewno wielu kibicom przypadł do gustu. Tracą na nim ci, który zdobywają więcej punktów, mogą zyskać teamy z końca tabeli z części zasadniczej, ale każdy przed startem sezonu zna zasady.
Duża liczba meczów nie irytuje zawodników?
- Ja jestem z tych, którzy mogliby grać w sezonie przynajmniej po 50 meczów. Żałuję tylko, że w Polsce mamy tak krótką letnią przerwę. Gdy byłem zawodnikiem Celticu, pamiętam, jak odpoczywaliśmy po 6-7 tygodni. Sezon był intensywny, ale w przerwie można było spokojnie podładować akumulatory, zregenerować siły. Ligi hiszpańska i włoska startują pod koniec sierpnia, polska kończy się w czerwcu, a na nowo rusza w lipcu. W początkowym etapie trudno więc uzyskać odpowiednią dyspozycję.
Celtic po dłuższej przerwie na progu sezonu 2016-17 też nie imponował formą, ale czy potrafi pan wytłumaczyć blamaż, czyli porażkę w pierwszym meczu z mistrzem Gibraltaru, Lincoln Red Limps, w eliminacjach Champions League?
- Celtic w lipcu nigdy nie znajduje się w zbyt wysokiej dyspozycji. Porażkę z zespołem z Gibraltaru trudno wytłumaczyć, ale podopieczni Brendana Rodgersa zgodnie z przewidywaniami odrobili straty. Większość ich fanów zapomniała nawet nazwę egzotycznego przeciwnika z początkowej fazy kwalifikacji, bo cel, czyli awans do grupy Ligi Mistrzów, został osiągnięty.
Utrzymuje pan wciąż kontakt z kolegami z Celticu?
- Reprezentanta Izraela Nira Bitona niedawno odwiedziłem w Izraelu, pokazał mi cały Tel Awiw. Cały czas utrzymuję kontakt z kolegami, a w najbliższym czasie zamierzam się wybrać do Glasgow, miasta, w którym spędziłem wiele niezapomnianych chwil.
Jaki był rezultat w niedawnych derbach z Rangersami?
- 1:1. Patrząc na tabelę, to dla Celticu tylko remis, ale nie robiono z tego tragedii, bo kolejne mistrzostwo kraju jest pewne. Dobrze, że Rangersi wrócili do szkockiej elity, bo strasznie ich brakowało. Liga bez derbów traciła na atrakcyjności. Spodziewam się, że z sezonu na sezon lokalny rywal będzie coraz mocniejszy, co dobrze wpłynie też na mój były klub. Bardzo podoba mi się praca Rodgersa. Nie ma w tym przypadku, to przecież trener, który świetnie poczynał sobie w Liverpoolu.
Wciąż Celtic i Rangersi marzą o przenosinach do angielskiej Premier League?
- Pewnie tak, ale ostatnio zrobiło się ciszej wokół tego tematu. Celtic i Rangersi zyskaliby wiele na grze w Premier League, sama liga też, choć dużo klubów jest przeciwne duetowi z Glasgow. Po kilku sezonach gry w angielskiej elicie Celtic i Rangersi byliby w jej topie 7, ale na razie to mrzonki, bo szkocki futbol nie może sobie na to pozwolić. Odejście najsłynniejszych i najbardziej utytułowanych firm z tamtejszej elity oznaczałoby jej upadek.
Zaskoczyła pana rezygnacja Artura Boruca z występów w reprezentacji Polski?
- Nie, bo Artur planował pewnie taką decyzję i ją przemyślał, postanawiając skupić się na futbolu klubowym, a jak wiadomo, wymagania Premier League nie są łatwe. Boruc trochę z drużyną narodową przeżył, rozegrał wiele spektakularnych meczów, był dwa razy na Euro, raz na mundialu, kibice mu tego nie zapomną, a kadrę opuścił jako legenda.
Gdyby pan wrócił nieco wcześniej do Polski, rozegrałby więcej meczów w drużynie narodowej?
- Po co gdybać? Może tak, może nie. W piłce wszystko jest możliwe, a liczą się fakty.
Możliwe jest również pana ponowne powołanie do reprezentacji?
- Robię swoje w Wiśle Kraków.
Kojarzy pan egipskiego golkipera, Essama El-Hadary'ego?
- Wiem, że zagrał w tegorocznej edycji Pucharu Narodów Afryki po ukończeniu 44 lat, ba, zdobył srebrny medal. W różnych ligach świata grają bramkarze po czterdziestce i radzą sobie nieźle, w polskiej też są starsi ode mnie. Nie wiem, jak długo pogram w piłkę. Skupiam się na najbliższych spotkaniach, cieszę się każdą udaną interwencją czy zwycięstwem drużyny.
Czyli na razie nie spieszno panu do podjęcia pracy w roli trenera, choćby bramkarzy?
- Na dzień dzisiejszy nie myślę o takim zajęciu, wolę być golkiperem. Wisła Kraków dała mi możliwość powrotu do polskiej ekstraklasy i chcę, by ten klub był zadowolony z postawy Łukasza Załuski.