- Mam pięć lat i raka, który nazywa się neuroblastoma. Lekarze mówią, że nic się już nie da zrobić. Ale z tym to jeszcze zobaczymy - to słowa, z opisu konta na Twitterze poświęconego Bradleyowi Lowery’emu.
- Najbardziej okrutna z chorób - mówi nam Paulina Szubińska-Gryz, która w Polsce pomaga chorym dzieciom i ich rodzinom. - Jest najbardziej złośliwym i najmniej poznanym nowotworem - dodaje.
Bradley i Jermain. Przyjaciele w potrzebie
Kilkanaście dni temu, po kolejnym zabiegu chemii był tak słaby, że odwołał spotkanie z Jermainem Defoe, angielskim gwiazdorem futbolu i swoim wielkim przyjacielem. Niedługo potem, tuż przed meczem Anglii z Litwą (2:0) Bradley wtulał się już w niego na wypełnionym do ostatniego miejsca Wembley. I zatkał uszy, tak było głośno. Obserwowało to 77 tysięcy ludzi na stadionie i miliony przed telewizorami. - Już w tunelu trudno mi było utrzymać emocje na wodzy. Wyprowadzanie reprezentacji Anglii na Wembley było szczególne. Ale fakt, że mogłem to zrobić z Bradleyem było czymś niesamowitym, czego nigdy nie zapomnę. Trudno to opisać - mówił angielski napastnik.
Bradley Lowery ma pięć lat. Trzy lata temu wykryto u niego neuroblastomę - nowotwór atakujący przede wszystkim dzieci. Po pierwszej terapii wydawało się, że choroba ustąpiła. Niestety, w lipcu ubiegłego roku nastąpił nawrót. Gdy o chłopcu dowiedział się klub Sunderland AFC, zaprosił go na mecz z Chelsea. Lowery mógł poćwiczyć z piłkarzami, oklaskiwali go kibice, a gola jakiego strzelił potem na rozgrzewce wybrano w Premier League trafieniem miesiąca. Bradley z miejsca podbił serca Anglików, wspierali go Pep Guardiola i inne kluby. Everton przeznaczył 200 tysięcy funtów na leczenie.
To jednak piłkarze Sunderlandu, któremu kibicuje, a przede wszystkim napastnik Jermain Defoe podbili jego serca. Piłkarz często odwiedza malca w szpitalu. Furorę zrobiło niedawno zdjęcie chłopca, gdy zasnął na szpitalnym łóżku wtulony w zawodnika. Anglicy zauważyli przemianę w życiu piłkarza, właśnie pod wpływem znajomości z Bradleyem. Dziennik "Daily Mirror" opisał niedawno, że Defoe zamienił się w jednego z najmilszych ludzi w angielskiej piłce.
ZOBACZ WIDEO Wojciech Golla: Robię wszystko, aby trafić do reprezentacji Polski
Sam zawodnik tak mówi o swojej relacji z 5-latkiem. - Jestem wdzięczny za to, jakie mam szczęście w życiu. Bóg pobłogosławił mnie talentem do gry w piłkę, ale strzelanie goli ma się nijak do uczucia, jakie mam spędzając czas z Bradleyem. Czuję się niesamowicie uprzywilejowany będąc częścią jego życia. To szczególny chłopak. Daje mi dużo więcej niż ja mogę dać jemu.
Co najważniejsze, ta więź jest szczera, co podkreślają w Anglii. Wytworzyła się być może również dlatego, że Defoe sam jest mocno doświadczony przez los. W 2009 roku zamordowano jego brata, trzy lata później na raka zmarł mu ojciec. - Widziałem ojca i dziadka cierpiących z powodu raka. Ale kiedy obserwujesz walkę takiego małego chłopca, jest to szczególnie trudne.
Zabójca dzieci
To nie jest równa walka. Paulina Szubińska-Gryz jest zaangażowana w pomoc dzieciom chorym na neuroblastomę i ich rodzinom. Prowadzi profil na Facebooku Neuroblastoma Polska. Mówi nam: - To najokrutniejsza choroba, bo ma najgorsze statystyki. I atakuje maluchy. Jak mawia profesor Alicja Chybicka, nie ma większego killera jeśli chodzi o nowotwory u dzieci niż neuroblastoma IV stopnia.
Jak czytamy na NeuroblastomaPolska.pl: "Neuro" - wskazuje na powstawanie w komórkach nerwowych, a "blast" oznacza niedojrzałe komórki” Neuroblastoma oznacza więc niedojrzałe komórki, które mnożąc się formują masę, która nie przekształca się w prawidłowe komórki nerwowe (końcówka "oma" oznacza nowotwór). Neuroblastoma nie jest nowotworem centralnego układu nerwowego czy guzem mózgu, lecz czasami powoduje przerzuty do centralnego układu nerwowego. Występuje ponad 50 rodzajów nowotworów wieku dziecięcego dzielących się na 12 kategorii, jedną z nich są nowotwory współczulnego układu nerwowego. Neuroblastoma odpowiada za 97 procent wszystkich przypadków nowotworów współczulnego układu nerwowego.
Ognisko pierwotne znajduje się w jamie brzusznej. Objawy mogą być jak przy zwykłej chorobie: stan podgorączkowy, ból brzucha, kaszel, bóle w klatce piersiowej.
Są cztery stopnie tego nowotworu. W pierwszym guz znajduje się w jednym organie i można go usunąć operacyjnie. Najgorszy jest stopień czwarty, gdy nowotwór został wykryty w odległych węzłach chłonnych, szpiku kostnym, kościach, wątrobie lub innych organach.
- Liczby mówią, że dziecko zdiagnozowane w IV stopniu ma 10-15 procent szans na przeżycie - mówi Szubińska-Gryz. - Jeśli ma szczęście i ktoś przypadkiem zrobi mu usg jamy brzusznej albo rentgen klatki piersiowej, to wtedy wykrywa się chorobę we wczesnym stadium i te dzieci zdiagnozowane do roku mają większe szanse. Zazwyczaj kończy się wtedy operacją wycięcia, względnie kilkoma cyklami chemii. Dziecko zdiagnozowane z czwórką to już dramat - nie ukrywa.
Czwórkę ma Bradley. Choroba jest tak wredna, że może wrócić po kilku latach. Paulina Szubińska-Gryz podała nam przykład polskiej dziewczynki, u której nawrót choroby nastąpił po siedmiu latach. Dwa miesiące później dziecko zmarło.
70 polskich dzieci rocznie
Najgorsze, że neuroblastomę można wykryć w zwykłym badaniu usg brzucha dziecka albo rentgenem klatki piersiowej. Tyle, że trzeba wiedzieć, żeby to robić. W Polsce nie ma obowiązku wykonywania usg po urodzeniu. Nie ma też żadnego programu wczesnego wykrywania neuroblastomy. Są badania przesiewowe dla nowotworów piersi, jąder, prostaty, a dla dzieci żaden program nie został stworzony. Od czasu do czasu jeździ po Polsce ambulans z Fundacji Ronalda McDonalda z hasłem "Nie dla nowotworów dzieci", jest strona NeuroblastomaPolska.pl. I to w zasadzie wszystko jeśli chodzi o informację i ostrzeżenia.
W Polsce rocznie diagnozuje się około 70 dzieci chorych na neuroblastomę. Jak wygląda leczenie? - Na początku jest podstawowa chemia. Potem (mówimy tu o stopniu III i IV) mobilizuje się komórki macierzyste do separacji. Następnie jest operacja, a po niej podana jest mega chemia, która powoduje aplazję szpiku kostnego. Dziecku przeszczepia się jego pobrany szpik przed operacją. Potem dziecko przechodzi radioterapię. Ostatnim etapem leczenia jest immunoterapia z użyciem przeciwciała Anty GD 2, która zwiększa szanse na wyzdrowienie o 20-30 procent - wyjaśnia Szubińska-Gryz.
W Polsce immunoterapia na razie jest za darmo w ramach badań klinicznych. W Anglii takiej możliwości już nie ma. Latem jednak, gdy i u nas badania zostaną zakończone, koszt terapii wyniesie minimum 160 tysięcy euro. Na refundację raczej nie ma co liczyć. Szubińska-Gryz mówi, że gdy pytała o nią w ministerstwie, usłyszała że to "zje" 10 procent budżetu wszystkich refundacji. - Na tych 70 dzieci rocznie diagnozowanych, około 30-40 ma już IV stopień choroby. Do immunoterapii połowa z nich nie dożyje.
Ostatnia szansa Bradleya
W rodzinie Bradleya Lowery’ego zapanowała ostatnio radość, bo chłopiec zakwalifikował się do eksperymentalnego leczenia w Londynie. Długo na to czekał. Metoda nazywa się T-CAR cell. - To leczenie zmodyfikowanymi limfocytami, które się programuje na dany nowotwór, mnoży się je i wprowadza do organizmu. Świetnie, że się dostał - tłumaczy Paulina Szubińska-Gryz.
Ona kontaktowała się w sprawie tej metody z Anglikami, bo konsultowała jedno dziecko z Polski. I niestety, jak mówi, na razie nie należy sobie robić wielkich nadziei. Nie mieli do tej pory najlepszych wyników, ciągle szukają. A to jest badanie ostatniej szansy.
Choć w przypadku Bradleya, nawet jeśli lekarze znowu powiedzą, że nic się nie da zrobić, to jeszcze przecież zobaczymy...
Obserwuj @Jacek_Stanczyk