Marek Wawrzynowski: Kolejna reforma Ekstraklasy to tylko bicie piany (felieton)

PAP / Jakub Kaczmarczyk
PAP / Jakub Kaczmarczyk

Od 1997 roku działacze piłkarscy reformowali Ekstraklasę już sześciokrotnie. Dodawali, odejmowali, dzielili. Ale jak się okazuje piłka to nie matematyka i liga jak była marna, tak jest dalej.

W tym artykule dowiesz się o:

Nie ma nic bardziej bezproduktywnego, niż dyskusje działaczy piłkarskich o kształcie Ekstraklasy. Ze sporym zaskoczeniem czytałem wywody dziennikarzy sportowych o tym, że kształt, liczebność, formuła Ekstraklasy, mają mieć jakiś znaczący wpływ na jakość ligi.

Ile można. W "Przeglądzie Sportowym" czytam na przykład felieton dziennikarza, którego lubię i cenię.

"Obecna ekstraklasa z różną wyceną dokonań w pierwszej i drugiej części sezonu to po pierwsze jawny gwałt na sprawiedliwości, a po drugie - i chyba ważniejsze - niestety gwałt na jakości. Bo o ile Polska w reprezentacyjnym rankingu narodów znajduje się już tuż za Top 10, o tyle w rywalizacji lig, w podsumowaniu tworzonym na bazie międzynarodowych wyników pucharowych, sytuuje się poza dwudziestką."

Na potwierdzenie tego Zbigniew Boniek, prezes PZPN, mówi: - Jeśli nie dojdzie do reorganizacji, dystans do najsilniejszych lig będzie się zwiększał.

ZOBACZ WIDEO Barcelona przeprowadziła szybką egzekucję - zobacz skrót meczu z Sevillą [ZDJĘCIA ELEVEN]

Gdyby doszło do reorganizacji, oznaczałoby to, że nastąpiłaby siódma poważna zmiana w rozgrywkach w ostatnich 20 latach. Graliśmy już w 18, 16, 14, wprowadzano i likwidowano grupy mistrzowskie i spadkowe, jest ESA 37, chyba najdalej idąca zmiana. A teraz ESA37, ale bez podziału punktów.

Nigdy nie miało to znaczącego wpływu na poziom Ekstraklasy. W klasyfikacji lig europejskich zajmowaliśmy miejsca od 16. do 26. raz wyżej, raz niżej. Systemy rozgrywek nie miały tu znaczenia. Raczej to, czy mieliśmy wystarczająco silne zespoły na europejskie puchary.

Dorabianie do tego reprezentacyjnej ideologii jest niepoważne. To, że akurat trafił się nam Robert Lewandowski, Grzegorz Krychowiak, Łukasz Piszczek, Kamil Glik, w żaden sposób nie wypływa z mocnej lub silnej ligi. Po prostu czasem trafi się pokolenie.

Oczywiście zmiany w systemie rozgrywek mogą pomóc na przykład w sprawach finansowych, ale tu każdy żongluje statystykami. Marcin Stefański z Ekstraklasy SA słusznie zauważył, że dołożenie rundy finałowej dało klubom dodatkowe przychody w wysokości 60 milionów złotych. I to tylko ze sprzedaży biletów. A kto umiejętnie pozyskuje dochody z dnia meczowego, może zyskać wiele więcej.

Na odchodne Stefański rzucił jeszcze: "Wisła Płock dziś grałaby o nic i miała pusty stadion, a tak ma cel 9 tysięcy widzów na meczu. Jak szefowie Lechii pomyślą, że dodatkowo sprzedadzą komplet biletów na cztery mecze, to co powiedzą? Będą przeciw?"

No właśnie, bo rachunek ekonomiczny musi się zgadzać.

A presja? Ta będzie zawsze, to istota futbolu. To czy trenerzy będą czy nie będą bali się stawiać na młodych zawodników to bardziej kwestia filozofii klubu. Lech Poznań walczy o mistrzostwo Polski i stawia na Dawida Kowanackiego, dla Ruchu walczącego o utrzymanie, nie było problemem wypożyczenie i granie Jarosławem Niezgodą.

Piotr Stokowiec jako trener Polonii Warszawa wypromował Łukasza Teodorczyka i Pawła Wszołka nie dlatego, że nie było reformy, ale dlatego, że miał odwagę zaryzykować i na nich postawić.

Nie powiem, że jakoś bardzo mi ten system przypadł do gustu. Jestem raczej tradycjonalistą. Ale trzeba przyznać, że ma on swoje plusy. Jego zmiana nic nie wniesie. Panowie działacze po prostu się nudzą i postanowili znowu sobie zażartować z kibiców. Ile można?

Marek Wawrzynowski
Przeczytaj inne teksty autora

Źródło artykułu: