Przypomnijmy. Do zamachu piłkarzy Borussii Dortmund doszło 11 kwietnia tuż przed meczem Ligi Mistrzów z AS Monaco. Autokar z drużyną właśnie ruszył spod hotelu, kiedy doszło do trzech eksplozji. W ich wyniku lekko ranni zostali obrońca BVB Marc Bartra oraz policjant jadący na motocyklu przed autokarem. Piłkarze mogli mówić o szczęściu, ponieważ ładunki były wypełnione metalowymi elementami, a jeden z nich wbił się w zagłówek.
Policja na miejscu zdarzenia znalazła list, który sugerował, że sprawcą był islamski terrorysta, ale śledztwo wykazało, że prawdopodobnie list miał jedynie zmylić trop, a za zamachem stoi 28-letni Rosjanin Siergiej V. który chciał zarobić kilka milionów euro.
Podejrzany dokładnie zaplanował atak. W marcu zarezerwował pokój w hotelu L' Arrivee na dwa terminy, od 9 do 13 kwietnia i od 16 do 20 kwietnia, ponieważ wtedy nie wiedział jeszcze, kiedy Borussia będzie rozgrywała mecz w Dortmundzie. Śledczy ustalili, że kilka tygodni przed zamachem przyjechał do hotelu sprawdzić, w którym miejscu najlepiej ukryć bomby. Domagał się pokoju z oknem z widokiem na ulicę. Ostatecznie dostał pomieszczenie na strychu, z którego, jak ustalono, mógł drogą radiową zdetonować ładunki.
Śledztwo wykazało również, że Siergiej V. miał ponadprzeciętną wiedzę elektrotechniczną i umiejętności, aby samodzielnie zbudować bomby. W lipcu 2015 roku otrzymał nagrodę w dziedzinie elektroniki i inżynierii przemysłowej.
ZOBACZ WIDEO Real - Bayern. Monachijczycy mogą czuć się oszukani
Motywem działania Rosjanina były kwestie finansowe. Na krótko przed zamachem kupił akcje Borussii o wartości 78 tysięcy euro. Bank, w którym dokonał transakcji uznał ją za podejrzaną i zgłosił policji. Dziennik "Bild" podaje, że w przypadku spadku akcji klubu w konsekwencji udanego zamachu na życie piłkarzy, mógł zarobić blisko cztery miliony euro.
- Wbrew codziennej logice, na giełdzie można zarabiać nie tylko wtedy, gdy akcje spółek rosną. Ale też wtedy, gdy tracą - mówi Tomasz Grynkiewicz, redaktor naczelny Money.pl. Dodaje, że jest to możliwe dzięki strategii tzw. krótkiej sprzedaży. - W takiej sytuacji inwestor nie musi mieć fizycznie akcji spółki, właściwie obraca pewną obietnicą.
- Wyobraźmy sobie to tak: zamachowiec przewiduje, że akcje Borussii znacząco stracą na wartości. Najpierw sprzedaje papiery niemieckiego klubu i jednocześnie zobowiązuje się, że je "odkupi" po nowej cenie. Jeśli kurs Borussii faktycznie by spadł, to zyskiem zamachowca będzie różnica między kursem sprzed zamachu, a tym po. Tu jednak do takiego spadku nie doszło. 10 kwietnia akcje Borussii miały kurs 5,75 euro. Po zamachu, na szczęście nieudanym, straciły 25 eurocentów na wartości.
Policja zatrzymała Siergiej V. w piątek tuż przed godziną 6 rano. Obecnie poszukiwani są dwaj domniemani wspólnicy podejrzanego.