Rundę finałową Ekstraklasy nazwał Pucharem Maja i ogłosił, że powinien pogratulować swoim piłkarzom mistrzostwa Polski, bo po trzydziestu kolejkach są na pierwszym miejscu.
Trener Jagiellonii stosuje wielowątkowe zagrywki psychologiczne, przy których nawet Mourinho wysiada. Najpierw jako faworyta do mistrzostwa wskazywał Lechię Gdańsk, potem Lecha Poznań. Albo odwrotnie, ale to w sumie bez znaczenia. Legii zarzucił, że sędziowie jej pomagają, a to przecież niepotrzebne, bo i tak jest silna. Przed rolą kandydata do mistrzostwa Probierz broni się rękami i nogami. Trochę jakby zaklinał rzeczywistość, jakby wierzył, że przez to co mówi, nikt nie zauważy że jest z klubem z Białegostoku na pierwszym miejscu w tabeli. Zachowuje się trochę jak dzieci, które chowają twarz w dłoniach i myślą, że skoro one nikogo nie widzą, to świat też ich nie widzi.
Probierz nadal nie chce mówić o mistrzostwie dla "Jagi", bo: "płacimy mniej niż cała czołówka ligi, a nawet mniej niż Wisła Kraków i Pogoń Szczecin". Pytany jak skończy się bajka o Kopciuszku z Białegostoku mówi: "bajka kończy się podziałem punktów". Probierz jest niepodrabialny.
Określenie rundy finałowej Ekstraklasy "Pucharem Maja" eleganckie nie jest, bo deprecjonuje finisz rozgrywek. To trochę jak wypowiedź Franciszka Smudy, który swego czasu Puchar Ligi ochrzcił mianem "Pucharu Pasztetowej".
ZOBACZ WIDEO Pięć goli, czerwona kartka i wygrana Barcelony! Zobacz skrót meczu Real - Barcelona [ZDJĘCIA ELEVEN]
Probierz prowadzi swoją własną grę pod tytułem: "sam przeciw światu". Jest w tym pewna myśl i trudno się nie zorientować, że po prostu gra o swoje. W razie niepowodzenia walki o historyczne, pierwsze mistrzostwo Polski dla Jagiellonii, będzie mógł powiedzieć: "mówiłem wcześniej, że warunki rywalizacji są nierówne, my mamy trudniej".
Żeby było jasne: nie mam o to do Probierza krztyny pretensji. On ciągnie wózek w swoją stronę, taką obrał taktykę. Jest dla medialności ligi bezcenny - to, co mówi jest barwne, dodaje Ekstraklasie kolorytu. Podaję przykład szkoleniowca Jagiellonii tylko z tego powodu, że jest wyrazisty, bo system rozgrywek ligowych krytykuje przecież wielu szkoleniowców i piłkarzy.
Ciekawsze jest to, z kim właściwie tę wojnę o kształt ligi Probierz prowadzi? Bo dziś mam wrażenie, że po drugiej stronie - obrońców systemu ESA 37 - nie ma nikogo. Cicho tam się jakoś zrobiło. Może i są jacyś obrońcy, ale się pochowali. Albo zbierają siły.
Dyskusja nad tym jak grać, która obecnie się toczy w środowisku piłkarskim, jest jak mecz do jednej bramki. A jego wynik na teraz to 100:0.
Dziś nikt nie mówi o zaletach ESA 37, które przecież tak niedawno wskazywano wprowadzając reformę ligi. A jeszcze zimą Ekstraklasa SA ogłosiła, że ponieważ atrakcyjniejszego systemu rozgrywek nie ma, ESA 37 zostaje na kolejne dwa sezony, bez żadnych zmian. Mocna, poważna, zdawałoby się nieodwołalna decyzja. Tymczasem mam wrażenie, że dziś nikt ma odwagi jej bronić.
Trenerzy - bo przecież nie tylko o Probierza chodzi - mają używanie, wskazuje się na niesprawiedliwości z podziałem punktów, przeładowanie kalendarza, brak czasu na regenerację i treningi.
Zbigniew Boniek, który świetnie odczytuje zmiany nastojów w środowisku, stał się orędownikiem kolejnej reformy systemu rozgrywek. Ledwo wrócił ze zwycięskich dla siebie wyborów do Komitetu Wykonawczego UEFA, od razu przejął inicjatywę w temacie. Na specjalnie zwołanej konferencji wywołał temat reformy ESA 37. Zaproponował by najpierw zaprzestać dzielenia punktów (w sezonie 2018/19), a później od sezonu 2019/20 ligę powiększyć do 18 drużyn.
Boniek na początku funkcjonowania ESA 37 był wręcz ortodoksyjnym zwolennikiem dzielenia punktów. Po pierwszych marudzeniach, że to dzielenie punktów jest niesprawiedliwe, szef PZPN stał na twardym stanowisku, że ten system ma sens tylko pod warunkiem, że gramy z dzieleniem punktów. Teraz widać zmienił zdanie. Miał prawo.
W jednym Boniek w ogóle mnie nie zaskoczył - że przejął inicjatywę. PZPN przecież jest tylko udziałowcem Ekstraklasy SA, wcale nie organizuje tych rozgrywek. A chwilami można odnieść wrażenie, że także w kwestii reformy ligi to Boniek narzuca własną narrację i zamierza być liderem wprowadzania zmian. Wywołuje dyskusje, podnosi argumenty, zadaje trudne pytania, kpi z regulaminowych niespójności. Z tym, że tej dyskusji właściwie nie ma. Bo żeby była rozmowa, a nie monolog, muszą być dwie strony. Tymczasem Ekstraklasa SA oddała pole i milczy.
Trudno nie odnieść wrażenia, że wśród prezesów klubów nie ma spójności w kwestii reformy. Z jednej strony słyszą narzekania piłkarzy i trenerów, ale z drugiej potrzebują takiego formatu rozgrywek, do którego prawa dobrze się sprzedadzą. Bo nadal dla większości klubów pieniądze od telewizji są podstawą budżetu.
Niezaprzeczalnym atutem ESA 37 jest emocjonujący finisz. Przy dzieleniu punktów zawsze różnice między drużynami w rundzie finałowej będą niewielkie. Na tyle niewielkie, że gra zaczyna się w praktyce od początku. Czy jest to zgodne z duchem sportu? Tu są wątpliwości. Losy mistrzostwa Polski rozstrzygają się w pięć tygodni. I nie ma to nic wspólnego z podnoszeniem poziomu ligi, z wprowadzaniem młodzieży itp. W zasadzie decyzja dotyczy tego, czy chcemy na finiszu dodatkowych emocji (nawet sztucznie wywołanych) czy godzimy się z tym, że sporo meczów będzie o nic, ale wszyscy pójdą spać z poczuciem, że to sprawiedliwe.
Czekam na stanowisko Ekstraklasy SA, bo jak do tej pory jest dosyć bierna w tej dyskusji, która przecież jej dotyczy w największym stopniu.
Dariusz Tuzimek, Futbolfejs.pl
po co ta komedia , niech od razu będzie liczone po 1,5 pkt. za wygraną i już.
Dlaczego słabsi mają dostawać drugą szansę w pos Czytaj całość