Santiago Formoso: kiedyś grał z Pele i Beckenbauerem, teraz jest kierowcą Ubera

East News / ASSOCIATED PRESS/FOTOLINK / Wim Rijsbergen, Ed Koch (były burmistrz Nowego Jorku), Santiago Formoso i Franz Beckenbauer. Zdjęcie z 1979 r.
East News / ASSOCIATED PRESS/FOTOLINK / Wim Rijsbergen, Ed Koch (były burmistrz Nowego Jorku), Santiago Formoso i Franz Beckenbauer. Zdjęcie z 1979 r.

W Nowym Jorku hiszpański piłkarz otaczał się nie tylko gwiazdami futbolu, ale także showbiznesu. Jego kumplami byli m.in. Al Pacino i Frank Sinatra. Kto wie, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby przyjął ofertę z Realu, Barcelony czy Bayernu.

W Hiszpanii kibice szaleli z radości, gdy w 2009 roku Pau Gasol zdobył z Los Angeles Lakers mistrzostwo ligi NBA, a rok później powtórzył ten wyczyn. Mało kto jednak wiedział, że nie był to pierwszy tytuł zdobyty przez sportowca z tego kraju w amerykańskiej lidze zawodowej. - Na długo przed tym, jak Gasol założył pierwszy pierścień mistrza NBA, był Hiszpan, który stworzył historię w USA - przypomina "Marca".

Tym człowiekiem jest Santiago Formoso. Piłkarz dziś niemal całkowicie zapomniany, który w 1978 r. zdobył mistrzostwo North American Soccer League, czyli zawodowej ligi piłki nożnej w USA.

Miał szczęście występować u boku największych gwiazd futbolu, w legendarnym Cosmosie Nowy Jork. I choć ustępował im zarówno pod względem sławy, jak i umiejętności piłkarskich, był i jest przez wszystkich bardzo lubiany. Formoso to prawdziwa kopalnia anegdot. Niedawno powstał o nim film dokumentalny ("Alen Do Cosmos", czyli "Poza kosmosem", którego reżyserem jest Pedro Pablo Alonso).

On biegał, a Pele błyszczał i kasował pieniądze

Formoso urodził się w 1953 r. w Vigo, w Galicji. Jako nastolatek wyemigrował z rodzicami i dwoma braćmi do Stanów Zjednoczonych. Zamieszkali w Newark, gdzie ojciec - marynarz floty handlowej - dostał pracę. Santiago grał w piłkę w drużynach szkolnych, ale futbol nie był wówczas na pierwszym miejscu. Dbał o edukację, został przyjęty na Uniwersytet Pensylwanii, studiował na kierunku sztuka i literatura.

Przerwał jednak naukę, bo fama o niezłym piłkarzu z Hiszpanii dotarła do selekcjonera kadry olimpijskiej USA. Formoso (posiadał już wówczas amerykańskie obywatelstwo) miał pomóc drużynie w awansie na igrzyska w Montrealu. Choć cel nie został osiągnięty (do Montrealu pojechał Meksyk), to rok 1976 był przełomowym dla mierzącego 175 cm skrzydłowego. Dostał kontrakt w Hartford Bicentennials - klubie zawodowej ligi NASL. Zadebiutował także w seniorskiej reprezentacji USA, która walczyła o przepustkę na mundial w Argentynie (także bez powodzenia; Formoso zagrał łącznie siedem spotkań w kadrze). - Piłka otworzyła mi drzwi do amerykańskiego społeczeństwa - mówił w jednym z wywiadów.

W 1977 r. Bicentennials przenieśli się z Hartford do Connecticut. A po kolejnym sezonie miało dojść do następnej przeprowadzki, do Oakland w Kalifornii. Formoso na to się nie zgodził (po śmierci ojca - w 1974 r. - chciał mieszkać bliżej matki). Jak się okazało, był to znakomity ruch. W zamian trafił bowiem do najsłynniejszego klubu tamtych czasów w USA - New York Cosmos.

Z Cosmosem Formoso jeździł już wcześniej na tournee po Europie czy Ameryce Południowej. To wtedy miał okazję poznać Pele, który szykował się do zakończenia kariery. - Dzieliłem z nim pokój. Bardzo łatwo się z nim grało, bo on sprawiał, że trudne rzeczy stawały się prostymi - mówi Formoso, który doskonale znał swoje miejsce w szeregu. - Zarabiałem w rok tyle, co Pele w jeden dzień. Ja byłem od biegania, a on od chodzenia z czekiem do banku - śmieje się Hiszpan.

W 1976 r. Santiago Formoso (Hartford Bicentennials) próbował powstrzymać Pele (New York Cosmos). Wkrótce grał z nim w jednej drużynie. Fot. East News/AP Photo/RED
W 1976 r. Santiago Formoso (Hartford Bicentennials) próbował powstrzymać Pele (New York Cosmos). Wkrótce grał z nim w jednej drużynie. Fot. East News/AP Photo/RED

Kilka lat temu Formoso był na wycieczce w Wenecji. Podobnie jak Pele. To był czysty przypadek. - Podszedłem do niego, by go uściskać, ale w pierwszym momencie mnie nie poznał. Powiedziałem mu, kim jestem, a on odpowiedział, że to nie mogę być ja. Bo Formoso był młodym chłopakiem z grzywką, a ja byłem gruby i łysy. Wybuchnęliśmy śmiechem - mówi 63-latek.

Byli tak mocni, że trzeba było "oddać" Cruyffa

Po tournee Galicyjczyk podpisał kontrakt z nowojorskimi "galacticos". W 1978 r. w Cosmosie nie było już wprawdzie Pele, ale wielkich postaci nie brakowało. Pierwsze skrzypce w zespole odgrywali: Franz Beckenbauer, Carlos Alberto, Giorgio Chinaglia. Był także Johan Cruyff, ale rozegrał tylko kilka spotkań towarzyskich. - Mieliśmy prawie wszystkie największe gwiazdy, więc władze ligi zdecydowały, że Cruyff zostanie wytransferowany do Los Angeles Aztecs. By wyrównać szanse w rozgrywkach - wspomina Formoso.

W Nowym Jorku trener Eddie Firmani przekwalifikował Santiago ze skrzydłowego na obrońcę. W ciągu dwóch sezonów rozegrał 43 spotkania, w których zdobył dwie bramki. W 1978 r. Cosmos triumfował w lidze. Rok później (do zespołu dołączyli Holendrzy: Johan Neeskens i Wim Rijsbergen) tytułu nie obronił, przegrywając w finale konferencji z późniejszym mistrzem - Vancouver Whitecaps.

NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN., Z JAKIEGO POWODU BECKENBAUER URZĄDZIŁ FORMOSO AWANTURĘ I DLACZEGO PIŁKARZ POCHODZĄCY Z HISZPANII NIE PRZYJĄŁ OFERT Z REALU, BARCELONY CZY BAYERNU
[nextpage]Dwuletni pobyt w Cosmosie Formoso wspomina jako najlepszy okres w karierze. I nie chodzi tu tylko o sportowe sukcesy i prestiż związany z występami w najsłynniejszym klubie ligi NASL. Santiago prowadził intensywne życie towarzyskie, zresztą jak wszyscy gracze nowojorskiej ekipy. Tego wymagał od nich właściciel Cosmosu Steve Ross, który był zarazem szefem wytwórni filmowej Warner Communications.

- Ross połączył dwa światy - sportu i showbiznesu. Żyliśmy z artystami. Spotykaliśmy się z Frankiem Sinatrą, Alem Pacino, Dustinem Hoffmanem, Lizą Minelli czy The Rolling Stones. Chodziliśmy na koncerty, a artyści przychodzili na nasze mecze. Później wspólnie szliśmy na kolację. To był nasz chleb codzienny - mówi 63-latek.

Bura od Beckenbauera i "gangster" Chinaglia

Formoso barwnie opowiada o swoich dawnych kolegach z drużyny. Beckenbauer kiedyś strasznie się na niego wściekł. Poszło o... puszkę coca coli. - To było w przerwie letniej. W bardzo gorący dzień. Piłem sobie spokojnie colę. Nagle zauważyłem, że ktoś złapał moją puszkę i cisnął nią o ścianę. Beckenbauer krzyczał, że jestem szalony, że to sama chemia! I dał mi piwo. Powiedział, że jest w nim wszystko, co potrzebuję do regeneracji - śmieje się Formoso.

Z kolei o Giorgio Chinaglii krążyły legendy. Włoski gwiazdor miał ponoć ogromne wpływy w zespole, a niektórych kolegów wręcz zastraszał, mówiło się o "gangsterskich metodach". Co na to piłkarz urodzony w Hiszpanii? - Rzeczywiście miał kontrolę nad drużyną. Przed meczem dawał trenerowi kopertę ze składem. Prezydent Cosmosu na to pozwalał, bo żona Chinaglii była z nim spokrewniona - wyjaśnia były obrońca legendarnego klubu.

W przeciwieństwie do sławnych kolegów z drużyn Formoso nie zapewnił sobie dzięki futbolowi dostatniego życia. Po odejściu z Nowego Jorku występował w Los Angeles Aztecs i Houston Hurricane, grał przez rok w lidze halowej, a później w mniej prestiżowych ligach (American Soccer League i regionalnej Cosmopolitan Soccer League). Futbol w USA - na początku lat 80. - zaczął przeżywać duży kryzys, rozgrywki nie budziły już takiego zainteresowania. Cosmos Nowy Jork został zlikwidowany w 1985 r. W tym samym roku Formoso zakończył karierę.

Formoso i Pele - zdjęcie ze spotkania po latach.

Wróciłby do Europy tylko do jednego klubu

- Gdy zawiesiłem buty na kołku, musiałem zacząć coś robić - mówi. Po zakończeniu kariery prowadził firmy transportowe. Pod koniec lat 90. był zatrudniony w klubie ligi MLS New York/New Jersey Metro Stars. Pomagał m.in. nowym zawodnikom. Gdy Metro Stars zatrudnili w 1997 r. dwóch Brazylijczyków (Guido i Joao Luiz), o Formoso napisał "New York Times". - Służy im jako tłumacz, szofer i agent nieruchomości.

Jak informuje "Marca", obecnie Santiago Formoso zarabia na życie jako kierowca Ubera. - Fascynuje mnie praca za kółkiem, dlatego tu jestem - przekonuje były piłkarz New York Cosmos.

Kto wie, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby na początku lat 80. przyjął którąś z ofert z Europy. Formoso twierdzi, że miał sporo propozycji, i to od wielkich klubów - Realu Madryt, FC Barcelona, Bayernu czy Manchesteru United. Dlaczego nie doszło do transferu? - Po pierwsze, nie chcieli mnie puścić. Ponadto zastanawiałem się, dlaczego miałbym odchodzić. Nie chciałem opuszczać Nowego Jorku, "stolicy świata", gdzie cieszyłem się życiem bez presji. Nie widziałem sensu powrotu do Europy - wspomina.

Był jednak pewien klub, który mógłby go do tego przekonać. Mógł, ale nigdy tego nie zrobił. Formoso pochodzi z Vigo, a jego cichym marzeniem była gra w miejscowej Celcie. - Miałem kolegę, którego ojciec był menedżerem tego klubu. Bolało mnie to, że nigdy nie zaoferował mnie Celcie - kończy siedmiokrotny reprezentant USA.

ZOBACZ WIDEO: Królewscy krok od mistrzostwa. Zobacz skrót meczu Celta - Real [ZDJĘCIA ELEVEN]

Komentarze (3)
avatar
Smootlik Sadowski
19.05.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ciekawy artykul, wiecej takich. 
avatar
vanhorne
19.05.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
czyli nie byl pierwszym hiszpanem ktory zdobyl mistrzostwo amerykanskiej ligi zawodowej, bo wtedy juz nie byl hiszpanem a amerykaninem o hiszpanskich korzeniach