Karol Linetty gotowy zastąpić Krychowiaka. Bartosz Bereszyński nie czeka na koniec kariery Piszczka

Rozmawiałem z prezesem Zbigniewem Bońkiem. Od początku chciałem wystąpić na Euro do lat 21 - mówi Karol Linetty. A Arkadiusz Milik i Piotr Zieliński? - Pomidor! - odpowiada Bartosz Bereszyński. Z piłkarzami Sampdorii spotkaliśmy się we Włoszech.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
PAP / PAP/Bartłomiej Zborowski

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Gdzie się znajdujemy?

Bartosz Bereszyński, obrońca Sampdorii Genua i reprezentacji Polski: To restauracja, której szef jest naszym wiernym fanem i przyjacielem drużyny. Stolik od nas siedzi dyrektor sportowy Sampdorii, w narożniku kolega z zespołu. Do naszej restauracji "Clipper" można przyjść w ciemno, w zasadzie zawsze spotka się kogoś z drużyny. Często idę na obiad sam, a w restauracji jest czterech lub pięciu chłopaków z klubu. Wieczorami na ścianie rozkładany jest ekran i oglądamy wspólnie spotkania Ligi Mistrzów lub Serie A.

Karol Linetty, pomocnik Sampdorii Genua i reprezentacji Polski: Szef kuchni dostosowuje się do naszych potrzeb. Ja na przykład jem posiłki bezglutenowe. Przeważnie nie zamawiamy jedzenia z karty, tylko mówimy mu, na co mamy ochotę.

I o co najczęściej prosicie?


K.L:
Lubię makarony. Jeszcze w Polsce zrobiłem badania na nietolerancję pokarmową, które wykazały, czego powinienem unikać. Nie powinienem jeść na przykład laktozy czy słodkich rzeczy. Zastępuję je owocami. Dużo pomaga mi dziewczyna gotując mi posiłki. Na dłuższą metę nie chciałoby mi się tego robić samemu. A tak gotujemy razem, bawimy się tym. Gdyby nie ona, na pewno nie trzymałbym diety tak dobrze. Może też dzięki temu unikam kontuzji?

B.B:
Ja na przykład nie jem makaronów. Na dwa dni przed meczem mi nie służą, dobrze się po nich nie czuję. Wolę ziemniaki, ryż.

ZOBACZ WIDEO Świetny mecz Napoli, grał Zieliński. Zobacz skrót spotkania z Fiorentiną [ZDJĘCIA ELEVEN]

Rozmawiamy w Bogliasco, ok. dziesięć kilometrów od Genui. Mieszkacie w okolicy?

K.L: Ja mieszkam na obrzeżach miasta, mam jakieś osiem minut jazdy samochodem do bazy treningowej.

B.B:
Ja wybrałem miasto, do bazy treningowej mam piętnaście minut. Wiele osób porusza się po mieście skuterami, my nie możemy, bo w kontrakcie profesjonalnego zawodnika jest zakaz jazdy jednośladem ze względów bezpieczeństwa. Jeżdżę więc moim Mustangiem.

Pomagacie sobie?


K.L:
Na początku pomagałem "Beresiowi" w tłumaczeniu na odprawach, a te są dość długie, trwają ok. 30 minut. Bartek szybko się wkomponował. Złapał kontakt z chłopakami, mówi po angielsku, poznaje powoli język włoski.

B.B:
Potrzebuję czasu, żeby swobodnie porozumiewać się po włosku. Rozumiem dużo, trenera, chłopaków na boisku. Mam też lekcje, idzie to w dobrym kierunku. Jeżeli chodzi o nasz kontakt - nie ograniczamy się tylko do swojego towarzystwa. Drużyna jest raczej zżyta, często wspólnie wychodzimy na obiad, kolację.

Ale razem obejrzeliście niedawny mecz Legii z Lechem (2:0).

K.L:
Legia była lepsza od Lecha. Pokazała siłę, miała lepszy dzień, wygrała zasłużenie.

B.B:
To nie był Lech, którego znamy, który potrafił zagrozić, stworzyć akcję. Legia zagrała tak, jak chciała.

K.L:
Ale mistrzostwo Lechowi nie odjechało.

B.B:
Ale bliżej jest Legia...

Wyszliście w "świat" z dwóch najlepszych zespołów w Polsce - właśnie z Legii i Lecha. Jak te drużyny przygotowują piłkarza do transferu do czołowej ligi w Europie?


K.L:
Myślę, że dobrze. Dużo jednak zależy od zawodnika, czy chce wyjechać i ciężko pracuje, czy zamierza zostać w ekstraklasie. Trzeba wykorzystać fakt, że mecze Legii i Lecha obserwują skauci innych, mocnych zespołów. Jest dobre zaplecze, trenerzy też są najlepsi.

B.B:
Organizacja tych klubów, to jak funkcjonują medialnie, czy pod względem kibicowskim, na pewno przygotowują nas do transferu. Później nie paraliżuje nas już stadion zapełniony 40 tysiącami ludzi. Takie mecze graliśmy przecież przy Bułgarskiej, czy na Legii. Organizacja wokół meczu, telewizja, media też są w Polsce na najwyższym poziomie. Postrzeganie polskiego piłkarza się zmieniło. We Włoszech jesteśmy cenieni. Da się to odczuć słysząc komentatorów czy programy w telewizji. Jesteśmy szanowani i przede wszystkim gramy.

Wy w zasadzie nie potrzebowaliście aklimatyzacji w nowym miejscu. Zaczęliście grać w pierwszym składzie niemal od razu po transferze. 


K.L:
Dobrze wyglądałem na treningach, podczas obozu przygotowawczego. Tutaj trzeba być czujnym. Jeden słabszy mecz i wypadasz ze składu, a później trudno wrócić do pierwszej jedenastki. Na pewno się jednak rozwinąłem. To był naturalny krok. Nie wielki, ale też nie za mały. Przez ten rok na pewno dojrzałem. Choć... mogłem zdobyć więcej goli, mieć więcej asyst. Ale mogę być zadowolony. Miejsca w pierwszym składzie nie oddałem, a jak siadałem na ławce, to zawsze byłem pierwszy czy drugi do wejścia.

B.B:
Wyjeżdżając z Polski byłem gotowym zawodnikiem do rywalizacji na najwyższym poziomie. Mecze w Lidze Mistrzów, cały sezon regularnej gry w klubie, przetarcie z najlepszymi przeciwnikami - tego piłkarze potrzebują do dalszego rozwoju. Dlatego nie miałem problemu, by zagrać od razu z Romą czy Milanem. W moim przypadku największym problemem na początku było przygotowanie fizyczne. Byłem po trzytygodniowym urlopie. Kiedy ja odpoczywałem, chłopaki z Sampdorii cały czas trenowali. Pierwszy mecz, w Pucharze Włoch, mocno zweryfikował moją formę. Nie był udany. Za kilka dni czułem się już lepiej. Z Romą wygraliśmy, a ja zagrałem dobre spotkanie.

Na drugiej stronie przeczytasz między innymi, co Karol Linetty sądzi o Euro do lat 21, które zostanie rozegrane w przyszłym miesiącu w Polsce i jak obaj piłkarze widzą się w najbliższej przyszłości w dorosłej reprezentacji. 

Czy Karol Linetty i Bartosz Bereszyński są gotowi, żeby grać w pierwszym składzie reprezentacji Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×