Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Gdzie się znajdujemy?
Bartosz Bereszyński, obrońca Sampdorii Genua i reprezentacji Polski: To restauracja, której szef jest naszym wiernym fanem i przyjacielem drużyny. Stolik od nas siedzi dyrektor sportowy Sampdorii, w narożniku kolega z zespołu. Do naszej restauracji "Clipper" można przyjść w ciemno, w zasadzie zawsze spotka się kogoś z drużyny. Często idę na obiad sam, a w restauracji jest czterech lub pięciu chłopaków z klubu. Wieczorami na ścianie rozkładany jest ekran i oglądamy wspólnie spotkania Ligi Mistrzów lub Serie A.
Karol Linetty, pomocnik Sampdorii Genua i reprezentacji Polski: Szef kuchni dostosowuje się do naszych potrzeb. Ja na przykład jem posiłki bezglutenowe. Przeważnie nie zamawiamy jedzenia z karty, tylko mówimy mu, na co mamy ochotę.
I o co najczęściej prosicie?
K.L: Lubię makarony. Jeszcze w Polsce zrobiłem badania na nietolerancję pokarmową, które wykazały, czego powinienem unikać. Nie powinienem jeść na przykład laktozy czy słodkich rzeczy. Zastępuję je owocami. Dużo pomaga mi dziewczyna gotując mi posiłki. Na dłuższą metę nie chciałoby mi się tego robić samemu. A tak gotujemy razem, bawimy się tym. Gdyby nie ona, na pewno nie trzymałbym diety tak dobrze. Może też dzięki temu unikam kontuzji?
B.B: Ja na przykład nie jem makaronów. Na dwa dni przed meczem mi nie służą, dobrze się po nich nie czuję. Wolę ziemniaki, ryż.
ZOBACZ WIDEO Świetny mecz Napoli, grał Zieliński. Zobacz skrót spotkania z Fiorentiną [ZDJĘCIA ELEVEN]
Rozmawiamy w Bogliasco, ok. dziesięć kilometrów od Genui. Mieszkacie w okolicy?
K.L: Ja mieszkam na obrzeżach miasta, mam jakieś osiem minut jazdy samochodem do bazy treningowej.
B.B: Ja wybrałem miasto, do bazy treningowej mam piętnaście minut. Wiele osób porusza się po mieście skuterami, my nie możemy, bo w kontrakcie profesjonalnego zawodnika jest zakaz jazdy jednośladem ze względów bezpieczeństwa. Jeżdżę więc moim Mustangiem.
Pomagacie sobie?
K.L: Na początku pomagałem "Beresiowi" w tłumaczeniu na odprawach, a te są dość długie, trwają ok. 30 minut. Bartek szybko się wkomponował. Złapał kontakt z chłopakami, mówi po angielsku, poznaje powoli język włoski.
B.B: Potrzebuję czasu, żeby swobodnie porozumiewać się po włosku. Rozumiem dużo, trenera, chłopaków na boisku. Mam też lekcje, idzie to w dobrym kierunku. Jeżeli chodzi o nasz kontakt - nie ograniczamy się tylko do swojego towarzystwa. Drużyna jest raczej zżyta, często wspólnie wychodzimy na obiad, kolację.
Ale razem obejrzeliście niedawny mecz Legii z Lechem (2:0).
K.L: Legia była lepsza od Lecha. Pokazała siłę, miała lepszy dzień, wygrała zasłużenie.
B.B: To nie był Lech, którego znamy, który potrafił zagrozić, stworzyć akcję. Legia zagrała tak, jak chciała.
K.L: Ale mistrzostwo Lechowi nie odjechało.
B.B: Ale bliżej jest Legia...
Wyszliście w "świat" z dwóch najlepszych zespołów w Polsce - właśnie z Legii i Lecha. Jak te drużyny przygotowują piłkarza do transferu do czołowej ligi w Europie?
K.L: Myślę, że dobrze. Dużo jednak zależy od zawodnika, czy chce wyjechać i ciężko pracuje, czy zamierza zostać w ekstraklasie. Trzeba wykorzystać fakt, że mecze Legii i Lecha obserwują skauci innych, mocnych zespołów. Jest dobre zaplecze, trenerzy też są najlepsi.
B.B: Organizacja tych klubów, to jak funkcjonują medialnie, czy pod względem kibicowskim, na pewno przygotowują nas do transferu. Później nie paraliżuje nas już stadion zapełniony 40 tysiącami ludzi. Takie mecze graliśmy przecież przy Bułgarskiej, czy na Legii. Organizacja wokół meczu, telewizja, media też są w Polsce na najwyższym poziomie. Postrzeganie polskiego piłkarza się zmieniło. We Włoszech jesteśmy cenieni. Da się to odczuć słysząc komentatorów czy programy w telewizji. Jesteśmy szanowani i przede wszystkim gramy.
Wy w zasadzie nie potrzebowaliście aklimatyzacji w nowym miejscu. Zaczęliście grać w pierwszym składzie niemal od razu po transferze.
K.L: Dobrze wyglądałem na treningach, podczas obozu przygotowawczego. Tutaj trzeba być czujnym. Jeden słabszy mecz i wypadasz ze składu, a później trudno wrócić do pierwszej jedenastki. Na pewno się jednak rozwinąłem. To był naturalny krok. Nie wielki, ale też nie za mały. Przez ten rok na pewno dojrzałem. Choć... mogłem zdobyć więcej goli, mieć więcej asyst. Ale mogę być zadowolony. Miejsca w pierwszym składzie nie oddałem, a jak siadałem na ławce, to zawsze byłem pierwszy czy drugi do wejścia.
B.B: Wyjeżdżając z Polski byłem gotowym zawodnikiem do rywalizacji na najwyższym poziomie. Mecze w Lidze Mistrzów, cały sezon regularnej gry w klubie, przetarcie z najlepszymi przeciwnikami - tego piłkarze potrzebują do dalszego rozwoju. Dlatego nie miałem problemu, by zagrać od razu z Romą czy Milanem. W moim przypadku największym problemem na początku było przygotowanie fizyczne. Byłem po trzytygodniowym urlopie. Kiedy ja odpoczywałem, chłopaki z Sampdorii cały czas trenowali. Pierwszy mecz, w Pucharze Włoch, mocno zweryfikował moją formę. Nie był udany. Za kilka dni czułem się już lepiej. Z Romą wygraliśmy, a ja zagrałem dobre spotkanie.
Na drugiej stronie przeczytasz między innymi, co Karol Linetty sądzi o Euro do lat 21, które zostanie rozegrane w przyszłym miesiącu w Polsce i jak obaj piłkarze widzą się w najbliższej przyszłości w dorosłej reprezentacji.
[nextpage]
Mecze z Legią w Lidze Mistrzów pomogły?
B.B: Nie bałem się, jak sobie poradzę w Serie A, a jedynie zastanawiałem się, jak wkomponuję się w taktykę Sampdorii. Z Legią w Lidze Mistrzów byliśmy trochę w innym miejscu. Przeżyciem był już sam trening dzień przed meczem z Realem na Santiago Bernabeu. Nikt nie zastanawiał się nad rangą, wręcz przeciwnie, każdy chciał się pokazać z jak najlepszej strony. Taki rywal motywuje. Mnie to spotkanie nie paraliżowało, a dodawało pewności i uświadamiało, gdzie jestem.
Co poprawiliście od transferu do Sampdorii?
K.L: Przede wszystkim przygotowanie taktyczne. Ustawienia się na boisku w różnych sytuacjach. Dzięki temu lepiej rozumiesz grę, jesteś bliżej akcji. We Włoszech trenuje się trudniej niż w Polsce. Różnica jest w intensywności i przede wszystkim w taktyce. Dużo czasu poświęcamy na stałe fragmenty gry.
B.B: W Serie A grają lepsi piłkarze, dlatego musisz zachować koncentrację przez całe spotkanie. I dzięki temu wchodzisz na wyżyny swoich umiejętności.
A Karol chciał grać zawsze w lidze angielskiej.
K.L: Zakochałem się w lidze włoskiej. Taktyka, intensywność. Zawsze lubiłem, kiedy piłka szybko chodziła po boisku, gdy gra się na jeden, dwa kontakty. We Włoszech tak jest. No i pogoda. Jak mieszkasz w takim klimacie to sam stajesz się pozytywny. Czujesz, że żyjesz, a nie smucisz się, że jest ponuro. Dobrze mi tu.
Teraz obowiązuje model piłkarza, który "żyje z treningu na trening" i "daje z siebie wszystko każdego dnia". Robicie coś w ogóle poza futbolem?
B.B: Nie można żyć ciągle piłką, ale profesjonalistami jesteśmy wtedy, gdy nie trenujemy. Na rozrywkę musi być czas, ale w dzień wolny, a nie dwa dni przed meczem. Trzeba wiedzieć kiedy, żeby nie zepsuć całego wysiłku.
K.L: Wychodzimy, zwiedzamy. Byliśmy razem w Monaco, urok miasta fantastyczny. W Genui też jest wiele ciekawych miejsc do zobaczenia.
B.B: Na przykład Wybrzeże Liguryjskie jest bardzo historycznym i urokliwym miejscem. Polecam.
Karol - otrzymałeś powołanie na mistrzostwa Europy do lat 21. Miałeś w tej sprawie nawet spotkanie ze Zbigniewem Bońkiem.
K.L: Prezes przyjechał na nasz mecz z Lazio w Rzymie (3:7). Zapytał się o Euro u-21. Już wcześniej powiedziałem, że chcę na tych mistrzostwach zagrać. Pierwsza reprezentacja jest najważniejsza, ale po meczu z Rumunią w eliminacjach MŚ przyjdzie pora na kadrę do lat 21. Grałem wcześniej na Euro do lat 17, to fantastyczna przygoda. Chciałbym poprawić wynik z tamtego turnieju w 2012 roku (trzecie miejsce). To prawda, od dawna nie występuję w młodzieżówce, ale chcę kadrze pomóc. Poza tym to świetna sprawa, że mistrzostwa odbywają się w naszym kraju. Będziemy mieli ogromne wsparcie, zapowiada się ciekawa impreza.
Jak to jest z Arkadiuszem Milikiem i Piotrkiem Zielińskim? Otrzymali powołanie na Euro u-21, ale SSC Napoli ostatecznie nie zgodziło się na ich uczestnictwo w turnieju. Oni w ogóle chcieli zagrać na Euro? W ostatnim czasie pojawiało się w tej kwestii wiele sprzecznych informacji.
B.B: Pomidor.
Pytałem Karola!
B.B: Jestem jego specjalistą od wizerunku. Biorę młodego pod skrzydła.
K.L: Powiem tak: musisz spytać chłopaków.
Liczysz Karol, że w meczu z Rumunią ponownie wystąpisz w pierwszym składzie? Grzegorz Krychowiak nie gra w piłkę od ponad dwóch miesięcy.
K.L: Chcę zostać jak najdłużej w pierwszej drużynie. To dobry zawodnik, ale nie ma ludzi niezastąpionych. W meczu z Czarnogórą zastąpiliśmy Grześka z Krzyśkiem Mączyńskim bardzo dobrze.
Miałeś te same obowiązki na boisku co Krychowiak?
K.L: Chciałem grać swoją piłkę, miałem trzymać mocno środek, żeby rywale się przez niego nie przedarli. Myślę, że dobrze wypadłem.
Bartek - na swoją szansę będziesz musiał poczekać nieco dłużej.
B.B: Przebywanie w kadrze dwudziestu kilku zawodników to już jest dla mnie wyróżnienie. Mój plan jest taki, żeby zostać w tej reprezentacji bardzo długo. Rywalizuję z Łukaszem (Piszczkiem - dop. red.), mogę się od niego nauczyć bardzo wielu rzeczy. Nie muszę z nim nawet rozmawiać, żeby wyciągnąć coś dla siebie z treningu. Widzę, jak Łukasz się ustawia, jak dostosowuje się do danej taktyki, jak funkcjonuje w zespole. Już to sprawia, że muszę wznieść się na wyższy poziom. Dla mnie to jeden z trzech najlepszych zawodników na tej pozycji w Europie. Piłka jest jednak taka, że łapie się kontuzje, wypada za kartki. Różne przypadki chodzą po ludziach, nikomu źle nie życzę, ale trzeba być gotowym. Nie chcę jeździć na zgrupowania w roli turysty, a pomagać drużynie.
Ale chyba czekasz, aż Piszczek skończy karierę...
B.B: Tak nie myślę. Na razie znam swoje miejsce w szeregu, ale pracuję na to, by grać. Trener Nawałka myśli również nad inną pozycją dla mnie. Rozmawialiśmy o lewej obronie. Grywałem tam, odnajduję się.