Kamil Grosicki: Pasuję do Premier League

Getty Images /  Mark Robinson  / Na zdjęciu: Kamil Grosicki
Getty Images / Mark Robinson / Na zdjęciu: Kamil Grosicki

Słyszałem od rywali, żebym już tyle nie biegał. Spadliśmy, ale to były dobre trzy miesiące. Chcę zostać w Premier League - mówi nam Kamil Grosicki, pomocnik Hull City i reprezentacji Polski.

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Pana Hull City spadło z ligi, ale czy pan zostanie w Premier League?

Kamil Grosicki, piłkarz Hull City: To moja ulubiona liga, czuje się tam dobrze i chce tam dalej grać.

Chce pana trener Marco Silva, były szkoleniowiec Hull City, obecnie Watfordu.

Rozmawialiśmy z trenerem Silvą jeszcze zanim podpisał kontrakt z Watfordem. Życzyliśmy sobie wszystkiego dobrego, ale trener powiedział mi, że wszystko w piłce jest możliwe, zobaczymy co się wydarzy i może się jeszcze spotkamy. Jest kilka drużyn, które się mną interesują i wiem, że teraz łatwiej będzie mi zmienić klub niż w styczniu. Na Wyspach nie jestem już anonimowy, zespoły Premier League wiedzą, kim jest Grosicki. Mój menadżer Thomas Kroth powiedział mi, że jest w komfortowej sytuacji. To nie on musi teraz dzwonić z propozycją do innych drużyn i przekonywać, że warto na mnie postawić, tylko kluby same się po mnie zgłaszają.

Drużyna pokroju Watfordu, walcząca raczej o utrzymanie lub środek tabeli, odpowiadałaby panu?

Muszę doceniać każdą ofertę z Premier League. Na kluby z najlepszej piątki ligi to już raczej nie te lata kariery.

Są też zapytania z kilku zespołów Bundesligi.

To prawda, są sygnały z Niemiec, ale moim celem jest Premier League. Dostaje od agenta dobre informacje, zobaczymy. Na razie z nikim z Hull City nie rozmawiałem na temat mojej przyszłości. Najtrudniejsze jednak już zrobiłem.

ZOBACZ WIDEO Radosław Majdan i Dariusz Tuzimek komentują mistrzostwo Polski Legii Warszawa


Co takiego?

Dostałem się do Premier League i przez trzy miesiące pokazałem się z dobrej strony. Dziennikarze z Anglii mnie doceniali, chwalili, między innymi w popularnym programie "Match of the Day". Już sama nominacja na piłkarza miesiąca (kwietnia - red.) była dla mnie wyróżnieniem. OK - wiadomo, że wygrałem głosowanie dzięki wsparciu kibiców z Polski, ale sam fakt, że zostałem wybrany do tego grona był dla mnie budujący. W zasadzie to było moim sukcesem, nie zwycięstwo. Często słyszałem na swój temat pochwały od gwiazd piłki z dawnych lat. A i rywale na boisku czasem mieli mnie dość.

To znaczy?

Zdarzyło się w kilku meczach, na przykład z Sunderlandem czy Watfordem, że usłyszałem od przeciwnika tekst typu: "nie biegaj już tyle, bo nie mogę za tobą nadążyć". To miłe słowa, nie wiem na ile prawdziwe, a na ile były próbą wybicia mnie z rytmu, ale dało się zauważyć, że przeciwnik faktycznie miał czasem dosyć.

Tak przed transferem wyobrażał pan sobie Premier League?

Wszyscy dookoła przypominali mi, że to trudna liga, że trzeba ciągle walczyć. Trzeba, oczywiście, ale też nie tylko to jest kluczowe. Na początku miałem obawy, czy się nie "spalę". Ale nie przegrałem walki o pierwszy skład, nie przytłoczyła mnie presja. Choć była duża, bo klub sprowadził mnie za wielkie pieniądze.

Za 9 milionów euro.

Dlatego wymagał ode mnie dobrej gry od początku. Myślę, że poradziłem sobie z oczekiwaniami choć gdzieś z tyłu głowy mam do siebie mały żal, niedosyt.

Dlaczego?

Do utrzymania zabrakło nam moich bramek. Miałem sytuacje, ale bronił bramkarz lub piłka odbijała się od słupka. Żałuję, że się ich nie udało wykorzystać. Zależało mi na utrzymaniu drużyny, to była moja misja. Stwarzałem sporo sytuacji, decydowałem o akcjach ofensywnych, dlatego czuję się odpowiedzialny za brak wystarczającej liczby bramek. Miałem spory udział przy golach, które strzelaliśmy, ale asysta, a trafienie do bramki rywala, to jednak co innego. Wszystkiego na pewno nie pokazałem. Na gola w lidze angielskiej muszę trochę poczekać i mam nadzieję, że się doczekam.

Zrobił pan postęp w ciągu tych kilku miesięcy?

Tak, bo poprawiłem kilka elementów. Jestem pewniejszy w pojedynkach jeden na jeden. Bardziej niż w Stade Rennes. W Anglii nie bałem się ryzykować, dużo akcji wygrywałem i to nie z zawodnikami ze średnich klubów, a obrońcami Manchesteru City czy Arsenalu.

Skąd taka zmiana?

Dużo dało mi zaufanie trenera Marco Silvy. Grałem od początku do końca. We Francji często wchodziłem z ławki, moja pozycja była niepewna. A w Anglii miałem swobodę, w graniu i myśleniu. Wydaje mi się, że w Premier League nie ma wielu zawodników z taką charakterystyką gry jaką ja prezentuje. Są talenty, młodzi zawodnicy o wysokich umiejętnościach, ale uważam, że wniosłem coś do tej ligi, czymś się wyróżniłem.

Co takiego?

Przede wszystkim przebojowość. W Anglii skrzydłowy musi mieć "gaz". Bez tego, korzystając tylko z umiejętności technicznych, nic nie zdziałasz. W miejscu można robić sztuczki, ale trzeba mieć "to coś". W Anglii ceni się grę klasycznego skrzydłowego, który robi przewagę, dużo dośrodkowuje. Ja swoje braki nadrabiam przebojowością i walecznością.

A dużo jest tych braków?

Szwankowało ostatnie podanie, muszę też pracować nad lewą nogą. Ale poznałem ligę, wiem jak tam trzeba grać i tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że tam pasuję. Dobrym przetarciem była dla mnie francuska ekstraklasa. Uważam, że najpierw trzeba przejść tamtą szkołę gry, żeby później występować w Anglii. Miałem styczność z zawodnikami, którzy są bardzo dobrze przygotowani fizycznie, dlatego po transferze z Ligue 1 było mi łatwiej.

W Hull może pan liczyć na wsparcie Polaków.

Trafiłem do zespołu, o którym głośno się w Anglii nie mówi, ale po moim transferze wielu Polaków zaczęło kibicować Hull City. Klub na tym wyszedł bardzo dobrze pod względem marketingowym. Dowiedziałem się, że koszulka z nazwiskiem Grosicki sprzedała się najlepiej w historii klubu. Czułem wsparcie rodaków, często jeździli na moje mecze wyjazdowe. Znajdowałem dla nich czas po moich treningach czy meczach, spotykaliśmy się.

I pogodził pan dwie polskie restauracje w mieście.

Rywalizują ze sobą, ale od początku postawiłem sprawę jasno, że nikogo nie będę faworyzował. Jadłem raz w jednej, raz w drugiej. Jedni i drudzy mi pomagali, dlatego chciałem być fair.

Na zgrupowanie przed spotkaniem z Rumunią w eliminacjach mistrzostw świata przyjechał pan pewniejszy siebie?

Na pewno tak.

W sobotnim meczu mamy spodziewać się takich rajdów jak w listopadzie w Bukareszcie? Strzelił pan wtedy gola mijając kilku rywali.

Lubię atakować i na pewno będę straszył rywali. Tamten gol był moim najładniejszym w życiu. Czasem udają się takie akcje, ale chodzi o to, żeby robić to regularnie, a nie raz na kilka miesięcy. Chcę już zaśpiewać hymn, zagrać dla Polaków, zobaczyć barwy. Mnie to zawsze kręci i zawsze będę z tego dumny.

Źródło artykułu: