By tak się stało, drużyna Jacka Magiery musi awansować do fazy grupowej Ligi Mistrzów lub Ligi Europy. Pierwszy, ale zarazem konieczny krok, to wyeliminowanie rywala z Wysp Alandzkich. Innego wyjścia nie ma, bo porażka wyrzuci Legię z pucharów.
- To nasz obowiązek, choć każdego przeciwnika szanujemy i podchodzimy z respektem - dodaje Mioduski w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Jego klub jest w tym momencie w sporej przebudowie, a raptem kilka dni temu przegrał mecz o Superpuchar Polski z Arką Gdynia. Mimo tego Mioduski jest optymistą.
- Nerwy za każdym razem są podobne, ale jednocześnie jestem spokojny, że sobie poradzimy. W ubiegłym roku posmakowaliśmy Ligi Mistrzów i teraz wszyscy chcemy do niej wrócić - podkreśla.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Tańczący Leo Messi i Katarzyna Kiedrzynek na plaży
Ponowny awans do Champions League byłby dla klubu okazją do sporego rozwoju, ale ten jest też możliwy bez Ligi Mistrzów. Legia musi jednak zakwalifikować się co najmniej do fazy grupowej Ligi Europy.
- Jeśli chodzi o stabilny rozwój klubu, to zakładamy, że co roku będziemy grać w grupie Ligi Europy i odnosić coraz większe sukcesy. Liga Mistrzów nie jest warunkiem koniecznym, ale na pewno przyspieszyłaby kilka rzeczy - mielibyśmy większy komfort pracy i znalazłyby się środki na wzmocnienia i inwestycje - zauważa.
Klub potwierdził w poniedziałek transfer trzeciego zawodnika, Portugalczyka Hildeberto. Wcześniej do zespołu dołączyli Krzysztof Mączyński i Łukasz Moneta. To nie koniec zakupów. - Rozmowy trwają. Potrzebujemy zawodników na kilka pozycji, priorytetem jest napastnik. Nie zwlekamy, ale na wszystko trzeba czasu. (...) Ze względu na rundy kwalifikacyjne, musimy działać wcześniej. To nie jest optymalna sytuacja, ale pracujemy - zapewnia Mioduski.
Środowy wyjazdowy mecz Legii z IFK Mariehamn rozpocznie się o godz. 20:00. Rewanż za tydzień w Warszawie.