Po przyjściu do Lecha Poznań Marcin Kikut nie miał łatwego życia. Mimo iż uchodził za piłkarza z wielkim potencjałem nie mógł wywalczyć sobie miejsca w składzie. Ostatecznie dostał swoją szansę i ją wykorzystał. Został podstawowym graczem Kolejorza, ale z czasem został cofnięty na prawą obronę, gdzie radził sobie całkiem dobrze, mimo iż posiada o wiele większe inklinacje do gry ofensywnej.
Problemy "Kikiego" pojawiły się po zakończeniu zeszłego sezonu, gdy doznał kontuzji stawu skokowego i dodatkowo musiał poddać się operacji na przepuklinę. Po ponad trzymiesięcznej przerwie wrócił do zajęć, ale stracił miejsce w pierwszym składzie, bowiem na prawej obronie dobrze prezentował się Grzegorz Wojtkowiak, który stał się nawet reprezentantem Polski. Kikut się jednak nie załamał, otrzymał kilka szans gry w niewielkim wymiarze czasowym i zimą chciał udowodnić, że to jemu należy się miejsce w wyjściowej jedenastce.
W trakcie okresu przygotowawczego pokazał się z dobrej strony, lecz nie zdołał wygrać rywalizacji z Wojtkowiakiem. W końcówce rewanżowego spotkania z Udinese Calcio pojawił się na boisku i w doliczonym czasie gry popełnił fatalny błąd, który odebrał nadzieję lechitów na awans do 1/8 finału Pucharu UEFA. - Pomimo dobrej dyspozycji w sparingach nie wywalczyłem sobie miejsca w składzie. Miałem długą przerwę i zaliczyłem wpadkę w Udine. Ta bramka zamknęła mi drzwi do pierwszej jedenastki - mówi Kikut.
Po tym katastrofalnym występie spadła na niego lawina krytyki. Stał się obiektem drwin kibiców z całej Polski. Kontuzja Wojtkowiaka spowodowała, że „Kiki” otrzymał szanse na udowodnienie swoich umiejętności, co w pełni wykorzystał i odwdzięczył się Franciszkowi Smudzie za zaufanie. - Po długiej przerwie wskoczyłem do składu na mecze z Wisłą Kraków. Presja była ogromna, ale starałem się podnieść i ją udźwignąć. Grałem solidnie, ale się nie wyróżniałem - opowiada lechita, który w kolejnym meczu z Piastem Gliwice pokazał się z bardzo dobrej strony. Był pewny w defensywie, a co najważniejsze zaliczył asystę przy bramce Semira Stilicia, a w doliczonym czasie drugiej połowy sam wpisał się na listę strzelców, zapewniając tym samym Lechowi trzy punkty i utrzymanie pozycji lidera ekstraklasy. W przypadku remisu Kolejorz spadł by na trzecie miejsce. - Ruszyłem z założeniem, że będzie to decydująca akcja meczu opisuje Kikut sytuację, w której zdobył bramkę. - Z Piastem była okazja, żeby zagrać ofensywniej, czyli tak jak lubię najbardziej - dodaje. Sobotnie trafienie było jego pierwszą bramką w barwach Kolejorza, w którym rozegrał łącznie 51 meczów.
26-letni zawodnik zapewnia, że nie pokazał jeszcze pełni swoich możliwości. - Z meczu na mecz będzie coraz lepiej - zapowiada "Kiki", który dodaje, że lepiej czuje się w pomocy, niż w obronie. - Zdecydowanie wolałbym grać z przodu, ale na obronie też muszę często włączać się do akcji ofensywnych, ponieważ gramy bez skrzydłowych.
Dobra dyspozycja Kikuta może cieszyć Franciszka Smudę, który po powrocie do zdrowia Wojtkowiaka, będzie miał dwóch wartościowych prawych obrońców i poszukiwania nowego zawodnika na tę pozycję, nie będą już tak potrzebne, jak mogło się wydawać jeszcze kilkanaście dni temu.