Po wstydliwej porażce z Sheriffem Tyraspol, warszawska Legia Warszawa nie awansowała do fazy grupowej Ligi Europy, zaś właściciel klubu, Dariusz Mioduski, musi odpowiedzieć na kilka trudnych pytań. Kibice oskarżają go choćby o złe transfery, głównie o to, że nie był w stanie zatrzymać odpływu zawodników.
- Nie umiałem zatrzymać gwiazd? Odszedł tylko Vadis Odjidja-Ofoe, a ja próbowałem do tego nie dopuścić. Pierwszy raz zdarzyło się, że w okienku odszedł tylko jeden piłkarz. Nowi zawodnicy zostali sprowadzeni i to za konkretne pieniądze. Prawdą jest, że nie przyczynili się do awansu do pucharów, ale wierzę, że odpalą - mówi właściciel stołecznego klubu w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej"
Mioduski zaznacza, że nie ma do siebie pretensji o transfery piłkarzy takich jak Armando Sadiku czy Cristian Pasquato.
- Będę miał, jeśli ci piłkarze nie odpalą. Ale dziś jeszcze nie jestem w stanie tego ocenić. Nie śpię po nocach, bo mi się przypominają dwie głupio stracone bramki: w Astanie i z Sheriffem powinniśmy byli wygrać bez żadnych transferów i bez Vadisa. Mamy wystarczająco silną kadrę. Dziś dla nas jest jeden cel - mistrzostwo Polski.
ZOBACZ WIDEO Kapitalne gole Koke! Zobacz skrót meczu Las Palmas - Atletico Madryt [ZDJĘCIA ELEVEN]
W mediach społecznościowych po odpadnięciu Legii na klub i właściciela spadła fala krytyki, często inspirowana przez byłych pracowników oraz współwłaścicieli klubu. Dziennikarz "Rzeczpospolitej" przypomina, że kilka dni temu na portalu interia.pl pojawił się artykuł, według którego byli wspólnicy, Bogusław Leśnodorski i Maciej Wandzel chcą odkupić klub od Mioduskiego.
- Ten artykuł to próba destabilizacji Legii, jedna z odsłon kampanii, która trwa, od kiedy przejąłem klub - mówi Mioduski i zapewnia, że nie ma w ogóle tematu rozmów z byłymi wspólnikami. I nie będzie.
- Znów mamy duet Wandzel - Leśnodorski próbujący mieszać w Legii. Myślałem, że zapłaciłem im tak duże pieniądze, że znajdą sobie inne zajęcia. Będę robił swoje, więc to ciągłe destabilizowanie nie ma sensu. Wszyscy już wiedzą, jak wygląda ta gra. Gdyby chodziło o dobro Legii, to daliby spokój - mówi.
Sugeruje też, że klub stał się ofiarą "brudnej gry".
- Gdy zaczynałem rozmowy z Vadisem, widziałem chęć pozostania i jedyne, w czym się różniliśmy, to pewne kwestie finansowe, ale do dogadania się. Dwa tygodnie później dowiaduję się, że zawodnik nie będzie tu grał za żadne pieniądze i zaczyna się powoływanie na obietnicę Leśnodorskiego, niezapisaną w żadnym kontrakcie, że będzie mógł odejść. W sprawie Vadisa nie mam sobie nic do zarzucenia. Na końcu musiałem podjąć decyzję racjonalną, czyli go sprzedać, bo za kilka miesięcy mógłby odejść za darmo. Thibault Moulin dostaje ofertę w dniu bardzo ważnego meczu i od razu jest to komunikowane w mediach. To nie przypadek. Zresztą to była oferta nie do przyjęcia, ale zawodnikowi mąci w głowie. Wypłynęły na światło dzienne pensje piłkarzy, co się przełożyło na perturbacje w szatni. Upubliczniane są wewnętrzne sprawy firmy. Osoby, które przez lata żyły z Legii, z całej siły walą w klub - mówi Mioduski.