Stałe fragmenty gry

W rundzie jesiennej trenerzy, działacze, kibice oraz sami piłkarze Ruchu głośno mówili, że ich bolączką jest nie strzelanie bramek ze stałych fragmentów gry. Wiosną sytuacja uległa zmianie. Teraz z problemem tracenia goli po rzutach rożnych i wolnych zmagają się m.in. piłkarze łódzkiego Widzewa.

Przed tygodniem w pojedynku łodzian z Lechem Poznań w 66. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego po wrzutce Macieja Murawskiego do siatki trafił Hernan Rengifo. W sobotnim meczu Ruchu z Widzewem sytuacja była niemal identyczna. Z rogu dośrodkowywał Pavol Balaż, a piłkę w bramce z kilku metrów umieścił głową Martin Fabusz. - Niestety po raz kolejny straciliśmy w taki sam sposób bramkę. Ten sam rzut rożny, to samo miejsce, ten sam sposób uderzenia. - żalił się po spotkaniu trener Widzewa Marek Zub. Napastnik łodzian Maciej Kowalczyk, mimo, że gra w zespole od rundy wiosennej, już wie z czym jego drużyna ma największy problem. - Szkoda, że znowu tracimy gola ze stałego fragmentu gry. Poświęcamy temu elementowi wiele uwagi, ale znowu dostajemy taką bramkę - powiedział piłkarz.

W Ruchu problem z wykonywaniem stałych fragmentów gry był jesienią. Pod koniec rundy główny udziałowiec Niebieskich Mariusz Klimek sygnalizował, że działacze i trenerzy zrobią wszystko, aby chorzowianie w końcu zaczęli zdobywać gole po rzutach wolnych i rzutach rożnych. - Potrzebujemy takich zawodników, którzy uporządkują naszą grę i dograją piłkę z rzutu wolnego czy rogu. Przypomnę mecz z ŁKS Łódź. Mieliśmy 15 rzutów rożnych, a piłka ani razu nie spadła tam gdzie trzeba. Przecież to był istny Monty Python! - żalił się Klimek.

Kilka miesięcy później trener Ruchu Duszan Radolsky może wreszcie odetchnąć. - Bardzo się cieszę, że strzeliliśmy bramkę ze stałego fragmentu gry. Jesienią mieliśmy z tym problem. To już nasz czwarty taki gol wiosną. - cieszył się Słowak. Przypomnijmy, że w 2008 roku Ruch zdobył dwie bramki po rzutach rożnych (Grzegorz Baran w meczu z Górnikiem oraz Martin Fabusz z Widzewem) oraz po jednej z rzutu wolnego (Pavol Balaż w meczu z Koroną) i karnego (Piotr Ćwielong również w pojedynku w Kielcach). Należy jednak pamiętać, że Niebiescy w pojedynku derbowym z Górnikiem dali sobie strzelić gola po stałym fragmencie gry (Tomasz Zahorski), a w meczu z Koroną tylko ogromnemu szczęściu w jednej z sytuacji (Marcin Kuś trafił w poprzeczkę) chorzowianie mogą zawdzięczać, że nie stracili gola.

Trener Widzewa Marek Zub zdaje sobie sprawę z faktu, że ćwiczenie stałych fragmentów gry do długa i ciężka praca. Skuteczność w tym elemencie wiąże się z wieloma sprawami związanymi z umiejętnościami piłkarzy, umiejętnością ich współdziałania oraz tzw. "timingiem", czyli odpowiednim wbiegnięciem w pole karne do uderzonej piłki. Z jednej strony wydaje się, że są to proste sytuacje. Nad tym elementem trzeba jednak wiele pracować - tłumaczy szkoleniowiec, którego jak na razie nie zniechęcają nieudane próby jego podopiecznych. - W minionym tygodniu większość zajęć teoretycznych i praktycznych zostały przez nas poświęcone na doskonalenie właśnie tych elementów. Chodzi tutaj zarówno o grę w defensywie jak i ofensywie. Praca nad stałymi fragmentami gry nie świadczy o tym, że efekty będą natychmiast. Też chciałbym wiedzieć kiedy Widzew zacznie strzelać bramki po rzutach rożnych i wolnych oraz kiedy przestanie je tracić. Mogę stwierdzić, że na ten element gry kładziemy duży akcent i mamy nadzieję, że efekt tej pracy wystąpi jeszcze w tej rundzie. Skuteczność przy stałych fragmentach gry przyda nam się w osiągnięciu celu, czyli utrzymaniu się w pierwszej lidze - mówi Zub, który optymistycznie patrzy w przyszłość. - Chcę zapewnić, że kolejnej takiej bramki Widzew nie straci - zapewnił trener.

Komentarze (0)