Chciały mnie Legia i Lech - rozmowa z Stanislavem Sestakiem, reprezentantem Słowacji i napastnikiem VfL Bochum

Urodził się niedaleko granicy z Polską. Trzy lata temu chciała go Legia, ponad rok temu jedną nogą był w poznańskim Lechu. Napastnik reprezentacji Słowacji Stanislav Sestak przyznaje, że czasami rozmyśla o transferze do Polski. - Czasami żałuje, że nie wybrałem Lecha. Ale Bundesliga to liga, która jest bardziej medialna. Łatwiej się w niej wypromować - mówi w ekskluzywnej rozmowie z portalem SportoweFakty.pl 26-letni napastnik VfL Bochum.

Sebastian Staszewski: Na Słowacji jesteś jednym z bohaterów narodowych. Gdyby była potrzeba kibice pewnie zanieśliby cię na rękach do domu.

Stanislav Sestak: Ja bohaterem? Niby dlaczego?

Pokonaliście przecież waszego odwiecznego rywala - reprezentację Czech i w kraju zapanowała narodowa euforia. Wszyscy już widzą was na mistrzostwach świata w RPA.

- Faktycznie w kraju jest euforia, bo czekaliśmy na tą wygraną od 12 lat. Wiadomo jaka atmosfera towarzyszy meczom z Czechami. To tak jak wy gracie z Niemcami. Teraz mamy spotkanie z San Marino, które musimy wygrać. Po wygranej z Polską każdy cieszył się z punktów. Teraz po tym zwycięstwie z Czechami przed nami wielka szansa na awans. Kibice wierzą, że pojedziemy do Afryki. My też.

W Presovej, gdzie się urodziłeś przebywa sporo Polaków. Nie mieli do ciebie pretensji, że strzeliłeś naszej reprezentacji dwie bramki w meczu w Bratysławie?

- Mówili: Stasiek, strzelaj, ale nie nam (śmiech). Nie rób tak! No, ale przy tych bramkach pomógł mi trochę Boruc, więc to nie tylko moja wina (śmiech). To był dobry mecz i nie mówiłbym, że mieliśmy szczęście.

Wasz futbol przeżywa obecnie okres rozkwitu. Odwrotnie do naszej piłki pogrążonej w kryzysie. Większość naszych reprezentantów albo jest rezerwowymi albo w swoich klubach odgrywają mniej znaczące role. A siedmiokrotnie mniejsza Słowacja ma w Skrtela grającego w Liverpoolu, w Napoli bryluje Hamsik a o mistrzostwo Niemiec walczy Peter Pekarik z Wolfsburga.

- Ale Słowacja dopiero od niedawna ma piłkarzy w czołowych klubach kilku lig. Wiele lat to Polacy mieli świetnych zawodników grających w mocnych zespołach w Europie. Macie mocniejszą ligę niż nasza i tym bardziej ta sytuacja jest dziwna. Macie jednak świetnych bramkarzy. Mariusz Lewandowski gra w Szachtarze i ten prawy pomocnik z Borussii jest bardzo dobry!

Kuba Błaszczykowski. Kto więc awansuje na Mundial?

- Ja oczywiście mówię, że wygra Słowacja. Mamy dobry terminarz i sporo punktów. Na drugim miejscu widzę Polskę. Serio i szczerze. Czechy chyba straciły szanse na awans. A wolę, żeby awansowała Polska niż Irlandia. Jak ma ktoś jechać to lepiej żeby pojechali sąsiedzi.

W ostatnim meczu może będzie potrzebna nam pomoc Słowacji. Pomożecie?

- Zobaczymy, zobaczymy (śmiech). A poważnie: my chcemy wygrać wszystko, Polacy też. Nikt nie będzie kalkulował. Każdy zagra na 100 proc. A może być tak, że to my będziemy walczyć o baraże a wy będziecie prowadzić w tabeli? Piłka jest przewrotna. Zamiast gdybać trzeba skupić się na grze, bo zostały jeszcze cztery mecze. Jak wygracie trzy i my też to może być tak, że w tym ostatnim pojedynku powalczymy o pierwsze miejsce w tabeli między sobą.

Porozmawiajmy o piłce klubowej. Przed tygodniem w meczu z Hoffenheim ustrzeliłeś hat-tricka. Taka sztuka udała ci się po raz pierwszy?

- Po raz trzeci. Kiedy grałem jeszcze w Żilinie wygraliśmy 3:0 z Banikiem Ostrawa i też zdobyłem wszystkie bramki. Chyba jeszcze jeden raz udało mi się coś takiego, ale nie pamiętam z kim. Teraz pierwszy hat-trick w Bundeslidze i bardzo się z niego cieszę. A jeszcze bardziej cieszę się z punktów, które mogą pomóc nam w utrzymaniu się w lidze.

Kicker ocenił twój występ na 1, czyli według niemieckich dziennikarzy zagrałeś mecz idealny.

- Tak, ale oni chyba patrzą bardziej na bramki niż na grę. Ale faktycznie, w tym meczu grało mi się bardzo dobrze. Byłem skuteczny. Poza tym całe Bochum zagrało świetne spotkanie, co Kicker też zauważył.

Kiedy latem 2007 podpisywałeś umowę z Bochum sądziłeś, że w Niemczech będzie ci się wiodło tak dobrze? Wszyscy porównywali cię do Marka Mintala, który wcześniej zdobył tytuł króla strzelców 1. i 2. Bundesligi. Presja więc była spora.

- Nie byłem aż takim optymistą. Kiedy w Żilinie grał Mintal i odszedł do Norymbergii, wszyscy mieli go na ustach, bo strzelał bramki jak na zawołanie. Ja tak dużo nie strzelałem, ale prezydent Żiliny, kiedy odchodziłem, powiedział: Jak strzelisz tyle, co Marek, będzie super! No i w pierwszym sezonie faktycznie było dobrze, teraz jest troszkę gorzej.

Nie przesadzajmy. Wyrastasz na najlepszego napastnika zespołu Marcela Kollera. Można się więc spodziewać, że latem będziesz miał kilka ciekawych ofert. Rozważasz odejście do mocniejszego klubu?

- Mam jeszcze dwa lata kontraktu. Po każdej połówce sezonu są jakieś zapytania. Już zimą Hoffenheim pytał się czy może mnie kupić, bo Ibisević był kontuzjowany. Wtedy klub powiedział, że nie odejdę, ale później mówili, że jak dostanę dobrą ofertę to pozwolą zmienić mi otoczenie.

Pozostaje pytanie, za ile milionów euro. Latem byłeś wyceniany na jeden, dziś już na ponad cztery. Cena za Sestaka rośnie w zastraszającym tempie.

- Już nawet koledzy się ze mnie śmieją. Mówią, że przed meczem z Hoffenheim byłem warty dwa miliony a teraz to przynajmniej siedem. Trzy bramki i każda po półtorej miliona (śmiech). Ale jesteś wart tyle, ile za ciebie zapłacą.

Ty grasz a na ławce siedzi twój dobry kolega Marcin Mięciel. Szkoda, że nie tworzycie już duetu w napadzie VfL.

- Marcin ma teraz pecha, bo łapie kontuzję za kontuzją. Lekarze mówią: nie rób nic dwa, trzy dni. Po tym czasie zaczyna trenować i znów kontuzja. Nie jest dobrze. Kiedy grałem z Marcinem w jednym składzie było super. On wysunięty napastnik a ja za nim. Strzelaliśmy bramki, wygrywaliśmy mecze. W ataku gra teraz Klimowicz, ja gram na prawej stronie i już tak dobrze nie jest. Na razie musimy walczyć o utrzymanie bez Mięciela.

No właśnie. Z Bochum bronicie się przed spadkiem a latem 2007 roku byłeś o krok od podpisania umowy z poznańskim Lechem. I dziś walczyłbyś nie o ligowy byt a o mistrzostwo Polski i Ligę Mistrzów.

- Bronimy się przed spadkiem, ale Bundesliga to Bundesliga. Na mecze przychodzi 50 tys. ludzi, pełno telewizji i gazet. Pokazują nas w Europie. Jak strzelisz trzy bramki w Niemczech to bardziej się to nagłaśnia, niż kiedy ktoś strzeli hat-tricka w Polsce czy w Czechach. Liga jest bardzo medialna. Czasami myślałem czy nie zrobiłem źle, że nie przeszedłem do Lecha. Ale gram w Bochum i naprawdę niczego nie żałuję.

Ile zabrakło żebyś dziś strzelał bramki dla Kolejorza?

- Bardzo niewiele. Mój menadżer rozmawiał z dyrektorem Lecha, panem Pogorzelczykiem i trenerem (Franciszkiem Smudą, przyp. red.). Przekonywali nas, że warto przejść do Poznania. Mówili, że budują nowy stadion i mają fantastycznych kibiców. Pogorzelczyk przekonywał, że idą na mistrza i chcą zagrać w Lidze Mistrzów. I nawet się dogadaliśmy, ale Żilina powiedziała, że jeszcze poczekamy. No i na koniec Bochum dało trochę więcej pieniędzy niż Lech.

Mało kto wie, że chęć ściągnięcia ciebie do Polski już w 2005 roku przejawiali działacze Legii Warszawa. Miałeś zasilić szeregi stołecznych w pakiecie z Janem Muchą. Podobno widziano w tobie następcę Marka Saganowskiego, który wtedy odszedł do Portugali.

- Nie wiem na ile to prawda, ale mój menadżer mówił, że Legia szuka napastnika i chcieliby pozyskać właśnie mnie. Janek miał wtedy łatwiej, bo kończył mu się kontrakt. Ja byłem wtedy pierwszy rok w Żilinie i pewnie by mnie klub nie puścił. A jeżeli tak to za spore pieniądze, jak na młodego zawodnika. Żadnych dokumentów przed sobą jednak nie miałem.

Z Jankiem utrzymujesz stały kontakt?

- Widzimy się na kadrze. Czasem do siebie zadzwonimy albo popiszemy w Internecie. Graliśmy sporo w Żilinie i nasze stosunki są bardzo dobre. Janek zrobił dobrze idąc do Legii. Dziś broni w reprezentacji. Jest najlepszym bramkarzem waszej ligi. Legia kupuje bramkarzy za grosze a sprzedaje do dużych klubów. Boruc, Fabiański. I teraz pewnie Janek gdzieś wyjedzie. Cieszę się, że zrobił taką karierę.

Jakieś ciekawe historie z bramkarzem Legii w roli głównej pamiętasz?

- Hmmm… Kiedyś Janek, jeszcze w czasach młodzieżowych był najlepszym bramkarzem na Słowacji. Grał wtedy w juniorach i w swoim roczniku był najlepszy. Poszedł do Interu Bratysława, ale był bramkarzem numer dwa. Odszedł i poszedł do Żiliny, ale tam też był bramkarzem numer dwa. I w tym czasie zdobył cztery albo pięć tytułów mistrza Słowacji. Nie grała a kolekcjonował medale (śmiech).

Rozmawiamy po polsku. Skąd tak dobrze znasz nasz język?

- Z Marcinem Mięcielem i Tomkiem Zdebelem często rozmawialiśmy. Trochę słowackiego, trochę polskiego i można się dogadać. Ja pochodzę z okolic Presova czyli do granicy mam kilkanaście kilometrów. No może trochę więcej. Grałem w Żilinie i to też niby blisko Polski, ale tam już mówią inaczej. Po polsku ciężko się tam dogadać.

Komentarze (0)