- Mecz przyjaźni, ale na boisku tej przyjaźni nie będzie. Mamy swój pomysł, trener od dwóch tygodniu pokazuje nam kierunek, w którym mamy iść, wyjść na boisko i wygrać - deklarował Jacek Kiełb. Sobotniemu spotkaniu towarzyszyła wyjątkowa otoczka. Korona i Sandecja zmierzyły się ze sobą po raz pierwszy w ekstraklasie.
Od pierwszych sekund częściej przy piłce byli gospodarze. Widać było, że Gino Lettieri oczekuje od swoich podopiecznych ciągłych ataków. Groźnie pod bramką Michała Gliwy było m.in. po strzale głową Jacka Kiełba - wówczas na drodze stanęła poprzeczka. Znacznie dłużej w mecz wchodziła Sandecja. Jej zawodnikom przede wszystkim brakowało pomysłu na rozerwanie defensywy rywala.
Aktywni na skrzydłach byli za to złocisto-krwiści. I chociaż również oni nie potrafili ustrzec się błędów, mieli znacznie więcej z gry. Tuż przed upływem pół godziny ponownie postraszyli. I powinni prowadzić. Miękką wrzutkę na głowę pozostawionego bez opieki Możdżenia posłał Kiełb, lecz jego kolega z zespołu uderzył zbyt lekko. Przez zdecydowaną część czasu był to pojedynek, w którym okazji szukali tylko jedni, jednak i ekipa z Nowego Sącza chciała czegoś dla siebie. Dowód? Strzał Płamena Kraczunowa. Bułgar przeniósł futbolówkę minimalnie nad bramką.
Koroniarze za wszelką cenę pragnęli schodzić do szatni prowadząc. Zagubionej Sandecji w utrzymywaniu bezbramkowego remisu pomagał nie tylko brak spokoju wśród miejscowych, ale i szczęście. Gdy wydawało się, że Jukić po prostu musi zdobyć gola, jego próbę ofiarnie zatrzymał Tomasz Brzyski. Czy interwencja 35-latka kwalifikowała się do odgwizdania "jedenastki? Wydaje się, że tak. Daniel Stefański był innego zdania.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Piękny gol piłkarza AS Monaco
Sytuacja z końcówki pierwszej polowy chyba podrażniła drużynę Lettieriego, bowiem wystarczyło kilkadziesiąt sekund po zmianie stron, by Elia Soriano zdobył gola. Michael Gardawski zagrał płasko w pole karne, a były piłkarz m.in. rezerw Eintrachtu Frankfurt strzelił pod poprzeczkę. Chwilę wcześniej Radosław Mroczkowski posłał do boju Mateusza Cetnarskiego i Wojciecha Trochima. Obaj mieli odmienić postawę beniaminka. Po trafieniu Soriano plany uległy korekcie. Konieczne stało się ratowanie wyniku.
Problem w tym, że przyjezdni byli bezbarwni. Ich ofensywę dodatkowo wzmocnił owacyjnie przywitany Maciej Korzym, ale nie przełożyło się to na jakość. Pod tym względem Sandecja wyglądała zaskakująco blado. Za to kontrataki Korony miały w sobie potencjał. Między 64. a 65. minutą scyzoryki zmarnowały dwie "setki".
To nie był koniec festiwalu niewykorzystanych okazji. W 83. minucie sympatyków z woj. świętokrzyskiego mógł ucieszyć Maciej Górski. Wypożyczony z Jagiellonii napastnik miał dwie szanse. Przy obu zabrakło precyzji. Prawdopodobnie zostanie mu to wybaczone. Korona dowiozła skromne prowadzenie i zainkasowała komplet punktów. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że w pełni zasłużenie.
Korona Kielce - Sandecja Nowy Sącz 1:0 (0:0)
1:0 - Elia Soriano 49'
Składy:
Korona Kielce: Zlatan Alomerović - Bartosz Rymaniak, Adnan Kovacević, Djibril Diaw, Ken Kallaste - Michael Gardawski (76' Łukasz Kosakiewicz), Jakub Żubrowski, Mateusz Możdżeń, Jacek Kiełb (84' Fabian Burdenski), Ivan Jukić - Elia Soriano (66' Maciej Górski).
Sandecja Nowy Sącz: Michał Gliwa - Lukas Kuban, Dawid Szufryn, Plamen Kraczunow (46' Mateusz Cetnarski), Tomasz Brzyski - Filip Piszczek (46' Wojciech Trochim), Michal Piter-Bucko, Grzegorz Baran, Bartłomiej Dudzic (58' Maciej Korzym), Adrian Danek - Aleksandar Kolew.
Żółte kartki: Jakub Żubrowski, Ivan Jukić (Korona) oraz Lukas Kuban (Sandecja).
Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz).
Widzów: 7750.