Arka - Zagłębie: niestrawny mecz w Gdyni

PAP / Jan Dzban / Na zdjęciu: Bartłomiej Pawłowski (z prawej)
PAP / Jan Dzban / Na zdjęciu: Bartłomiej Pawłowski (z prawej)

Katastrofalna pierwsza połowa i tylko nieco lepsza druga część. Piłkarze Arki Gdynia i Zagłębia Lubin nie rozpieścili kibiców Ekstraklasy. Ostatecznie podzielili się punktami, ale drużynie z Dolnego Śląska remis wystarczył do pozycji lidera.

Poprzedniej potyczce Arki z Zagłębiem towarzyszyło sporo kontrowersji. Gdynianie w końcówce sezonu 2017/2018 na gwałt potrzebowali punktów. Każde zerknięcie na tabelę rodziło niepokój. Zdobywcy Pucharu Polski bili się o utrzymanie z Górnikiem Łęczna i musieli wygrać mecz w Lubinie. Jako że kibiców obu zespołów łączą przyjazne stosunki, od razu podejrzewano, że Miedziowi nie będą im specjalnie utrudniać zadania. Po spotkaniu, zakończonym zwycięstwem Arki 3:1, nie było chyba nikogo, kto nie węszył w nim spisku.

Tym razem nikt nie zamierzał się oszczędzać. Zwycięstwo dawało Zagłębiu pozycję lidera, a Arkowcy liczyli, że uda im się przybliżyć do upragnionej ósemki. Spodziewaliśmy się wymiany ciosów, przecież oba zespoły potrafią strzelać gole i raczej nie murują własnego pola karnego. W zamian dostaliśmy 45 minut pozbawione temperatury i jakiejkolwiek jakości.

Co zapamiętaliśmy z pierwszej połowy? Bardzo dalekie wyrzuty z autu Alan Czerwiński (przeważnie nieudane), osamotniony Rafał Siemaszko krążący wokół stoperów Zagłębia, nerwowy Bartłomiej Pawłowski w polu karnym Arki. I to tylko dlatego, by w ogóle cokolwiek napisać o przebiegu meczu. Przez 45 minut piłkarzom nie udało się stworzyć dogodnej sytuacji! Nad jedynym celnym strzałem Pawłowskiego nawet nie warto się rozwodzić. Trudno o gorszą połowę.

Trener Piotr Stokowiec musiał wstrząsnąć zespołem w szatni, bo od razu po przerwie Miedziowi rzucili się na Arkę. Tylko w sobie znany sposób Pawłowski zmarnował sytuację sam na sam z Pavelsem Steinborsem, choć dostał szansę na dobitkę i Łotysz zatrzymał piłkę na linii bramkowej. Kilkanaście sekund później gospodarzy uratował człowiek od zadań specjalnych, Siemaszko. Napastnik wybił strzał Sasy Balicia, niechybnie zmierzający do siatki.

ZOBACZ WIDEO Dariusz Mioduski: To początek realizacji mojej wizji

Arka przetrwała oblężenie i dość niespodziewanie objęła prowadzenie. Bramka padła właściwie "z niczego". Po niezbyt udanym dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłka spadła pod nogi Damiana Zbozienia, obrońca uderzył bez zastanowienia, po drodze strzał zahaczył o nogę Jarosława Jacha i całkowicie zmylił Martina Polacka.

W tej sytuacji nie było na co czekać. Na murawie zjawili się Arkadiusz Woźniak i przede wszystkim Patryk Tuszyński. Niegdyś superstrzelec Jagiellonii po powrocie z Turcji dostał dopiero drugą szansę, ale pokazał, że nie zapomniał jak ma zachować się w polu karnym. Wykorzystał niezdecydowanie obrońców Arki, spokojnie przyjął piłkę i pokonał Steinborsa. O dziwo, Miedziowi na tym poprzestali, choć... nie musieli. Gdyby tylko Jakub Świerczok zdołał przelobować Steinborsa w doliczonym czasie gry, to Zagłębie wracałoby do Lubina w znakomitych humorach.

Arka Gdynia - KGHM Zagłębie Lubin 1:1 (0:0)
1:0 - Damian Zbozień 62'
1:1 - Patryk Tuszyński 79'

Arka: Pavels Steinbors - Damian Zbozień, Michał Marcjanik, Frederik Helstrup, Adam Marciniak, Dawid Sołdecki,  Michał Nalepa, Yannick Kakoko, Filip Jazvić (46' Mateusz Szwoch), Marcus da Silva (72' Lukas Zarandia), Rafał Siemaszko (76' Ruben Jurado)

Zagłębie: Martin Polacek - Alan Czerwiński, Lubomir Guldan, Bartosz Kopacz, Jarosław Jach, Sasa Balić (74' Arkadiusz Woźniak), Adam Matuszczyk, Jarosław Kubicki, Filip Starzyński (86' Filip Jagiełło), Bartłomiej Pawłowski (69' Patryk Tuszyński), Jakub Świerczok

Żółte kartki: Marcus da Silva, Nalepa, Marcjanik (Arka) oraz Tuszyński (Zagłębie)

Sędziował: Tomasz Musiał (Kraków)

Źródło artykułu: